- Paweł... - mruczę cicho - Nie wiem, czy jeśli się dowiesz, nie zrazisz się do mnie. Naprawdę, ja... Gdy się dowiedziałam, została ze mną tylko moja przyjaciółka. Nikogo poza nią już nie mam. Nie zniosę odrzucenia po raz kolejny.
- Hej, ale ja sam chcę wiedzieć - mówi - Poza tym, nie jestem idiotą. Mów. Znaczy, jeśli chcesz.
Wzdycham cicho i rozważam to. Z jednej strony, co mi szkodzi skoro niedługo umrę? Z drugiej strony nie chciałabym stracić osoby, która mogłaby zostać moim przyjacielem. A jeśli nim zostanie, będzie musiał się dowiedzieć.
- Okej - mruczę - Pamiętasz pierwszy raz, jak się spotkaliśmy?
- Wpadłaś na mnie, więc pamiętam - śmieje się.
- W ten sam dzień dostałam wyniki badań - przełykam ślinę - Mam raka.
- Chodzisz na chemioterapię? - pyta, o dziwo spokojnie.
- Nie - wzdycham - Nie stać mnie na to. Szczególnie, że niedawno skończyłam szkołę, nie mam pracy.
- Ale mnie stać - stwierdza.
- Po pierwsze - nie pozwoliłabym ci płacić za moje leczenie. Po drugie - już za późno.
- Dlaczego? Jaki to rak? - pyta.
- Czwarte stadium białaczki limfatycznej - mruczę.
Kiwa lekko głową i łapie moją rękę, ściskając ją lekko. Uśmiecham się lekko i również ściskam jego rękę, więc patrzy na mnie.
- Nie zostawię cię teraz - mówi - To nie powód, żebym się od ciebie odsunął. Myślę, że... Nie tylko ty potrzebujesz przyjaciela. Ja też potrzebuję kogoś prawdziwego, kto nie będzie ze mną ze względu na fejm.
- Dziękuję - odpowiadam szczerze - Naprawdę to doceniam. Idziemy teraz dalej?
- A lepiej się już czujesz? - pyta.
- Tak, chodź - chwytam jego rękę i wstaję - Teraz do niedźwiedzi!
Śmieje się i dotrzymuje mi kroku. Przez kolejne dwie godziny powoli spacerujemy po zoo, po czym z niego wychodzimy.
- Chodź, możemy pojechać do mnie. W tym upale zaraz udaru dostaniesz, głupku - mówię i lekko uderzam go w tył głowy.
Prowadzi mnie do swojego - oczywiście - czarnego samochodu i otwiera przede mną drzwi. Wsiadam do środka i zapinam pas, a on robi to samo. Droga do domu mojego i Oli nie trwa długo - jakieś piętnaście minut.
- Ostrzegam cię, że Ola jest dość... Nieobliczalna - mówię, gdy już łapię za klamkę - Jakby co to ostrzegałam.
Śmieje się i kiwa głową, więc otwieram drzwi i wchodzę do środka. Wpuszczam go i zamykam drzwi na klucz. Zdejmuję buty i niepewnie zerkam w kierunku przejścia.
- Ola, jesteśmy! - wołam i dosłownie chwilę później słyszę, jak biegnie w naszym kierunku.
- Świdnicki! - krzyczy i przytula go - jesteś mój, nie oddam cię.
- Ola - mówię.
- Weźmiemy ślub i będziemy mieli siódemkę... NIE! Ósemkę pięknych dzieci! - Nie przerywa.
- Ola, do cholery jasnej, uspokój się! - Podnoszę głos, przez co oboje spoglądają na mnie zaskoczeni.
- Ty podniosłaś głos - mruczy dziewczyna - Ty nigdy nie ponosisz głosu.
- Wkurwiasz mnie - wzruszam ramionami.
- Ty nie przeklinasz - znów mruczy - Świdnicki, zepsułeś mi Kaję!

CZYTASZ
6s | Zeamsone
FanfictionOPIS PIERWSZEJ CZĘŚCI Kaja i Paweł znajdują się w takim momencie swojego życia, gdy najbardziej potrzebują drugiej osoby. Osoby, która będzie z nimi nie zważając na nic. Los splata ich drogi i postanawia dać im siebie. Jednak czy skończy się to dla...