Okej, ten rozdział pisałam pod wpływem emocji i moim zdaniem jest raczej słaby, ale nie mam siły, żeby pisać to po raz kolejny.
Mam nadzieję, że jest okej. Jeśli chcecie to ostatni mogę dodać dziś albo jutro, wybór należy do was. Dziś pojawił się także pierwszy rozdział "Ona to nie anioł", więc wszystkich zainteresowanych zapraszam!
A teraz miłego czytania! (I mam nadzieję na komentarze [także z odpowiedziami, czy dać ostatni dziś czy jutro])
***
- Zrobimy wszystko, co możemy, żeby pana żona i dziecko byli cali. Proszę dać nam tylko pracować - słyszę zanim zamkną się drzwi sali operacyjnej.
- Teraz podam ci znieczulenie, kochana - mówi do mnie pielęgniarka - Wszystko będzie dobrze.
- Muszę się z nim pożegnać! - protestuję, próbując odgonić łzy, które zamazują mi widok - Jeśli coś będzie nie tak to nie pożegnam się z nim!
- Wszystko będzie w porządku. Daj nam ratować ciebie i dziecko - mówi spokojnie i podaje mi znieczulenie.
Wszystko wydaje się trwać wieczność. Wiem, że robią mi cesarskie cięcie, ale obawiam się, że jest o wiele za wcześnie i nasze maleństwo nie da rady. Nie czuję bólu, ale moje policzki są mokre od spływających łez.
Uspokajam się na chwilę, gdy słyszę płacz. I to nie byle jaki płacz, tylko płacz dziecka. Nie pozwalają mi go jednak zobaczyć, bo od razu je zabierają z sali.
- Chcę je zobaczyć - protestuję cicho - Proszę, moje dziecko...
- Za chwilę je zobaczysz, kochanie - mówi pielęgniarka - Daj im chwilkę. Już niedługo będziesz miała je na stałe.
Chwilę później druga pielęgniarka wraca z malutkim zawiniątkiem na rękach. Uśmiecham się szeroko, gdy pierwszy raz widzę buzię mojego maluszka.
- To dziewczynka - szepcze kobieta.
- Czy... Czy może pani iść ją pokazać mojemu mężowi? Proszę... - mówię cicho - I niech pani mu powie, że go kocham.
- Sama mu to pani powie za niedługo - uśmiecha się - Pokażę mu zaraz jego dzieło.
Wychodzi z sali, a ja zamykam oczy. Niedługo później pielęgniarka wraca. Jest już po operacji, ale muszę zostać na sali jeszcze jakiś czas.
- Pani mąż jest dumny z dzieła - uśmiecha się - I mówi, że też panią kocha.
- Czy ja... Czy mogę ją podtrzymać? - pytam niepewnie.
- Ale ostrożnie. Będę obok - odpowiada - Zaraz malutką będzie trzeba zabrać.
Kiwam lekko głową i wyciągam ręce po moje maleństwo. Uśmiecham się przez łzy i liczę jej malutkie paluszki. Ma zamknięte oczka, marszczy buźkę i jest cała czerwona, ale jest piękna, bo jest nasza. Po chwili jednak zauważam coś, co mnie niepokoi.
- Dlaczego ona blednie? - pytam zdezorientowana, a pielęgniarka od razu zabiera mi dziecko - Co się dzieje?
- Doktorze! - woła i odchodzi na drugi koniec sali.
- Niech pani mi odpowie! Co się dzieje z moim dzieckiem?! - krzyczę, a moje policzki znów są mokre od łez.
- Proszę podać pani lek uspokajający i wysłać na wszystkie badania związane z jej chorobą - mówi lekarz - Potem proszę przewieźć na salę.
- Nie! Proszę mi odpowiedzieć! - wołam, ale nikt mi nie odpowiada, tylko przewożą mnie do sali poporodowej, gdzie pielęgniarka pobiera mi krew - Co się dzieje?
- Wszystko powiemy pani, gdy sami się dowiemy. Za niedługo dostanie pani wyniki badań. Dobrze się pani czuje? - odpowiada.
- Nie, okropnie się czuję, słabo mi - mówię szczerze, a ona kiwa głową i wychodzi.
Mija trochę czasu zanim pozwalają Pawłowi wejść na salę. Momentalnie się rozpłakuję, a on łapie mocno moją dłoń i całuje w czoło.
- Wszystko będzie w porządku, kochanie - mówi cicho - Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko nam powie.
Siada na krześle obok i nadal trzyma moją rękę. Trochę się uspokajam, ale łzy nadal spływają po moich policzkach. Niedługo później rzeczywiście przychodzi lekarz z moimi wynikami badań.
- Co z naszym dzieckiem? - pytam od razu, ściskając rękę Pawła.
- Spokojnie - mówi - Niestety, ale... Nie udało nam się jej uratować. Było dla niej za wcześnie na narodziny.
Momentalnie z mojego gardła wydobywa się szloch i opieram czoło o ramię Pawła.
- Przepraszam - szepczę - Przepraszam, że nie dałam rady.
- To nie była twoja wina, kochanie - odpowiada cicho - A jak wyniki mojej żony, doktorze?
- Nie będę ukrywał, że jest źle - mówi - Tak, jak myślałem, ciąża pogorszyła twój stan, Kaja. Niestety, ale nie masz dużo czasu. Twoje wyniki są zbyt słabe. Masz czas maksymalnie do jutra. Przykro mi
Moim ciałem znów wstrząsa szloch, a Paweł obejmuje mnie mocno. Na swojej głowie czuję jego łzy, więc zaciskam dłonie na jego ramionach.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - szlocham - Zmarnowałam twój czas, mogłeś być z kimś zdrowym, kto da ci dzieci i będziecie ze sobą na długo.
- Kaja, kocham cię - szepcze - Nie zamieniłbym ciebie na nikogo innego.
Lekarz wyszedł z sali, a my nadal przez długo tkwiliśmy w uścisku. Opłakiwaliśmy naszą córeczkę, która na tym świecie żyła niespełna godzinę, a także ten krótki czas, który nam został.
- Kaja! - słyszę głos mojej przyjaciółki, więc odsuwam się od Pawła i momentalnie szlocham jeszcze głośniej widok Oli i Filipa - Kochanie moje.
Przytulam ją mocno, szlochając. Ona również szlochała, płakała, jak każdy w tej sali. Filip usiadł z drugiej strony i także mnie objął. Czułam wielki żal do siebie i do Boga, że zabiera mi tak wiele. Kochałam życie, mimo że często go nie szanowałam.
- Dziękuję wam za wszystko - mówię - Kocham was bardzo. Oddałabym wszystko, żeby tu zostać. Dzięki wam miałam takie dobre życie, szczególnie ostatni rok.
- Też cię kocham, wariatko - odpowiada Ola, zakładając kosmyk moich włosów za ucho - Byłaś moim słoneczkiem. Zawsze będziesz. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nie wiem nawet, co ci powiedzieć. Dziękuję Ci za wszystko. Za wszystkie rady, pocieszenia, pijackie wieczory, kłótnie. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
- Kaja - odzywa się Filip, więc na niego spoglądam - Jesteś świetną dziewczyną, utalentowaną, mądrą, cholernie upartą, ale totalnie niesamowitą. Sama twoja obecność wprowadza jakiś spokój. Bóg nie istnieje, bo takim osobom, jak ty nie zadałby takiego trudu i cierpienia.
Znów wybucham płaczem. Siadają na krzesłach z boku. Jedną moją rękę trzyma Paweł, a drugą Ola. Łzy nie przestają spływać z naszych policzków.
- Kochanie - mówi cicho Paweł - Kocham cię. I nie ważne, czy od tego dnia minie tydzień, miesiąc, rok, czy dekada. Nigdy cię nikim nie zastąpię. Nikogo tak nie pokocham. Obiecuję.
- Nie - kręcę lekko głową, bo czuję, że zaczynam już tracić siły - Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Musisz znów się ożenić, nie możesz być sam. Musisz mieć dzieci, musisz zostać dziadkiem.
Nie mam już siły szlochać, ale łzy nadal spływają po moich policzkach. Paweł całuje moją dłoń, a Ola zaciska rękę na drugiej. Cholernie się boję. Czuję, że to już za niedługo. Paweł wstaje i siada na brzegu mojego łóżka. Pochyla się i całuje moje usta, więc oddaję pocałunek resztkami sił. Spoglądam na niego zapłakana i widzę jego czerwone od płaczu oczy. Spoglądam na przyjaciół i widzę to samo.
- Dziękuję wam - szepczę - I przepraszam za wszystko. Kocham was.
Paweł uśmiecha się lekko i całuje moje czoło. To było ostatnie, co poczułam.
CZYTASZ
6s | Zeamsone
FanfictionOPIS PIERWSZEJ CZĘŚCI Kaja i Paweł znajdują się w takim momencie swojego życia, gdy najbardziej potrzebują drugiej osoby. Osoby, która będzie z nimi nie zważając na nic. Los splata ich drogi i postanawia dać im siebie. Jednak czy skończy się to dla...