~Nikolaj~
W pomieszczeniu pojawiła się Raven. Od razu kiedy mnie ujrzała, na jej twarzy zagościło oszołomienie.
- ja...- jąkała się.
Wiem ze muszę przejąć inicjatywę, inaczej sytuacja może pogorszyć się jeszcze bardziej.
- witaj skarbie.- podszedłem do niej i objąłem ramieniem.- udawaj.- wyszeptałem do jej ucha, tak, aby napewno nasz gość mnie nie słyszał.
Zaskoczyło ja to tak samo jak Rodiona. Mam nadzieje ze jest dobra aktorka, bo jeśli nie to mamy przejebane.
- dzień dobry, kochanie- odpowiedziała, a ja w duchu odetchnąłem z ulga.
Nie dość ze podjęła te chora grę to jeszcze nazwała mnie kochaniem. Dlaczego to brzmi tak kurewsko dobrze w jej ustach?
- przepraszam ze cię nie przedstawiłem. To jest mój znajomym Rodion, a to jest Raven, moja narzeczona.- oznajmiłem, a jego szczeka wyładowała na podłodze.
Dziewczyna tylko zerknęła na mnie z lekkim przerażeniem, ale nic nie mówiła. Lepiej dla nas żeby trzymała bezczelne usteczka na wodzy.
- miło mi poznać piękna panią.- odezwał się kiedy złapał wątek. Wziął jej dłoń i złożył na niej drobny pocałunek.
Głupi durak. Lepiej żeby się tak nie przymilał, bo wtedy nawet Valentin go nie uratuje.
Po tym geście nie puścił jej tylko dokładnie przyjrzał się obu rękom.
- a gdzie pierścionek? Co, Razanow? Nie mówi ze cię nie stać.- prychnął.
- zostawiłam w sypialni, przepraszam kochanie.- odpowiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Drugi raz powiedziała kochanie i drugi raz moje serce zrobiło obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni.
- nic się nie stało, skarbie.- odpowiedziałem bardziej spiętym głosem niż myślałem, posyłając jej łagodny uśmiech.
- widzę ze naprawdę coś się tu dzieje, Nikolaj.- oświadczył z tym swoim okropnym uśmiechem.- jak już pewnie słyszałeś zbliża otwarcie klubu golfowego Valentina, a po nim jak zwykle bankiet dla zaproszonych. Powiem mu ze przyjdziesz z wybranka.- puścił do niej oko, przez co miałem ochotę wbić mu nóż do masła w szyje.
- przykro mi, nas chyba nie będzie, mamy inne plany.- oświadczyłem.
Próbuje się z tego wykręcić, bo wiem co najczęściej robi się na takich balach. Wyciąga brudne informacje o kimkolwiek, aby potem je wykorzystać. Poza tym na tym bankiecie będą mieli Raven jak na widelcu. Nie pójdziemy tam.
- nie wymigasz się Razanow, wiesz ze Valentin nie przyjmuje sprzeciwów.- odparł i do cholery ma racje. Ten mężczyzna nigdy ich nie przyjmuje. Prędzej wpakuje ci kulkę w łeb, niż zaakceptuje ze masz inne zdanie.- a teraz już pójdę, siema Nikolaj. Do zobaczenia mam nadzieje, piękna.- odparł dziwnie się uśmiechając.
Mam nadzieje ze nie spróbuje położyć na niej tych brudnych łapsk, bo mógłby je stracić.
- tak dowidzenia, Rodion.- pożegnałem go i zamknął za nim drzwi.
-kurwa.- wymamrotałem idąc w stronę gabinetu. Muszę się czegoś napić, bo inaczej w coś przypierdolę.
- co to za bal? I kim jest Valentin?- pytała drepcząca za mną Raven.
- musimy na niego iść. Gdybys nie weszła nie musielibyśmy tracić czasu na te pierdoły.- nakrzyczałem na nią.
-moja wina? Co ty gadasz?- pytała podniesionym głosem.
Ma racje. Zachowuje się jak dupek. Muszę się wziąć w garść i wziąć na klatę fakt ze tak czy siak pojawimy się na otwarciu.
- a wiec odpowiedz kim jest Valentin?- spytała kiedy znaleźliśmy się w gabinecie.
Powinienem ja zbyć,czymś w stylu, nie musisz tego wiedzieć, ale ona do cholery w końcu się dowie i musi być na to gotowa.
Gestem dłoni nakazałem jej, aby zajęła miejsce przy biurku, ja zaś usiadłem za.
- Valentin nasłał swoich ludzi, aby pobili twojego ojca.- zacząłem patrząc uważnie na jej reakcje.- to było ostrzeżenie, którego z reszta nie daje prawie nikomu. Twój ojciec nie wisiał pieniędzy tylko mnie. Jest dłużny także u Valentina i Sieregieja, innego mężczyzny.- oznajmiłem odchylając się na fotelu.
- ale co ja mam z tym wspólnego. Nadal nie rozumiem.- stwierdziła wzdychając głośno.
- naprawdę nie rozumiesz? Oni myślą ze dla swojego ojca jesteś bardzo cenna i ty możesz stać się ich środkiem do celu. Chcą ciebie, aby Miller spłacił dług lub cię zabija, w ten sposób wymierzając mu karę i dając nauczkę.- odparłem.
Na jej twarzy nie było przez chwile żadnych emocji. Po chwili dostrzegłem ze rozumie dlaczego tu jest. Nic bardziej mylnego.
- ty tez tego chcesz? Zabijesz mnie, aby wyrównać jakieś pojebane rachunki z moim ojcem?- spytała z odraza.
Jak ona w ogóle może coś takiego sugerować? Gdybym chciał ja zabić już dawno bym to zrobił, a nie bawił się tu w cholerny dom.
- nie to, nie tak. Obiecałem Millerowi, ze nie zrobię ci krzywdy i będę cię pilnować, dlatego twój ojciec cię oddał. Musiał cię jakoś ochronić, przed nim samym.- odpowiedziałem.
Nic nie mówiła. Milczała. Dlaczego zawsze kiedy jest idealny czas, aby się odezwała, ona trzyma buzie na kłódkę?
- dlatego właśnie musisz za mnie wyjść. Obiecałem mu ze będziesz bezpieczna, więc tak się stanie. Dobrze wiesz ze do tego dojdzie, to tylko kwestia czasu.- zapewniłem, mając nadzieje ze rozumie powody mojej decyzji...
~Raven~
Przez chwile nie docierają do mnie jego słowa. Słyszę jak przez mgłe.
Teraz to co od dawna było takie pokręcone, staje się dziecinnie proste. Przez ojca, każdy napotkany przez mnie człowiek, będzie chciał mnie zabić, aby pokazać ze to on ma władze.
Dopiero przy wzmiance o ślubie wyrywam się z transu.
- rodziny się nie tyka, byłabyś bezpieczna i...
- zgadzam się.- odpowiedziałam, nie dając mu dokończyć.
Argumenty, które mi podał są wystarczająco przekonujące.
- naprawdę?- spytał z niedowierzaniem.
Ja sama się sobie dziwie ze się na to godzę. Mam dopiero dziewiętnaście lat a moje życie pierdoli się bardziej, niż u jakiegoś staruszka przez całe życie. Poza tym za bardzo cenie sobie własne życie, aby teraz przez własna głupotę je stracić. Co to, to nie.
- tak, skoro to jedyny dobry pomysł, który przychodzi ci do głowy, niech tak będzie.- odpowiedziałam, mając z tylu głowy jego słowa.
Jedyna rzecz, która muszę zrobić to pomoc ojcu. Wiem ze Nikolaj nigdy się na to nie zgodzi, wiec zrobię to sama. Przy okazji może uda mi się uciec. Kto wie?
- a wiec tak po prostu zgadzasz się zostać moja żona?- jego mina jest bezcenna.
W innych okolicznościach zaczęłabym się śmiać i wyśmiała od głupców ze tak sądzi, ale kurwa, to nie jest czas i miejsce na żarty. Muszę żyć, za wszelka cenę. Tego chciałby moja matka.
- tak, bardzo cenie sobie własne życie, a poza tym to nieprawdziwe małżeństwo.- stwierdziłam zmuszając się do jak najbardziej wymuszonego uśmiechu.
Nie powiem mu teraz ze pójdę i spotkam się z moim ojcem. Nie dam tym cholernym dupkom go zabić...
CZYTASZ
My Darling
RomanceJej płacz, śmiech i współczucie zaczęły być dla mnie czymś więcej niż tylko jedną z jej emocji... Wiem że to popieprzone, ale zacząłem czerpać satysfakcję z jej strachu i nadziei, a przede wszystkim, z tego że teraz to ja byłem panem jej losu... Ksi...