Ewelina
Od wyjazdu Krystiana minęło już 5 dni, a on nadal się nie odezwał... może i wcześniej się pokłóciliśmy, ale myślałam że chociaż zadzwoni. Tymczasem żadnej wiadomości od niego nie dostałam. Dziś już kilka razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale za każdym razem bezskutecznie, ciągle nie odbierał. Starałam się o tym nie myśleć, pewnie jak znajdzie chwile to oddzwoni... chociaż skoro do tej pory się nie odezwał to dlaczego teraz miałoby się to zmienić... mam tylko nadzieję że nic mu nie jest. A może to moja wina? Może on tak naprawdę niechce tego dziecka? Nie chciałam płakać ale na samą myśl o tym wszystkim łzy płynęły same, nie potrafiłam już nad tym panować. Aby przestać o tym myśleć zaczęłam sprzątać mieszkanie, jednak w pewnym momencie zobaczyłam krew, a brzuch zaczął mnie strasznie boleć... niewiem dlaczego als pierwsze co zrobiłam to zadzowniłam do Łucji, przecież Krystian i tak nie odbierze... płakałam bo bałam się o dziecko...
Łucja
Właśnie miałam wychodzić z mieszkania i jechać na komendę dowiedzieć się czegoś na temat tego szkolenia Olgierda, bo od kilku dni nie miałam od niego żadnej wiadomości, sama już nie wiedziałam czy powinnam się martwić czy nie. Wyszłam z mieszkania i zamykałam właśnie za sobą drzwi, kiedy zadzownił mój telefon
- Łucja... przyjedź do mnie... proszę
- Ewelina? Co się stało?
- boję się... moje dziecko... tak strasznie boli
- wezwałaś karetkę?
- nie, przyjedziesz?
- tak, zaraz u ciebie będę, Ewelina uspokój się i myśl teraz o dziecku
- staram się - długo się nie zastanawiając pojechałam do zrozpaczonej dziewczyny, po drodze wzywając karetkę. Kilka minut później weszłam do mieszkania gdzir ratownicy zabierali ją juz do szpitala
- Co z nią? - zapytałam wbiegając do salonu
- narazie wszystko jest dobrze, a pani niech się uspokoi, bo może pani zaszkodzić dziecku
- A czy ono żyje? Błagam niech mi pan coś powie - Ewelina płakała i na siłę starała się dowiedzieć czegoś od ratowników
- Wszystko okaże się w szpitalu
- czy moja koleżanka może jechać ze mną? Proszę... - chwyciła mnie silno za dłoń i kurczowo się jej trzymała
- Niestety nie, ale proszę zabrać jakieś rzeczy pani i jechać za nami do szpitala
- Gdzie?
- Na Mokotowie - po ich wyjściu spakowałam najpotrzebniesze rzeczy Eweliny i pojechałam do szpitala. Miałam nadzieję, że lekarze uratują dziecko. Po drodze próbowałam dodzwonić się do Krystiana...
- No odbierz ten telefon! - krzyczałam sama do siebie, będąc coraz bardziej wkurzoną
- ... abonent czasowo niedostępny, spróbuj ponownie później lub zostaw wiadomość... - cholera jasna! Czy ich na to szkolenie do lasu wysłali... próbowałam dalej, tymrazem do Olgierda, ale tutaj to samo...
-... zostaw wiadomość - Co się dzieje? Przecież nie możliwe, żeby przez tyle czasu żaden z nich nie włączył telefonu. Zadzwoniłam jeszcze raz do Krystiana, już nawet nie pamiętam który w ciągu tych kilku minut, tym razem jednak nagrałam się na pocztę
- Jak już łaskawie włączysz ten telefon, to chcę żebyś wiedział że Ewelina trafiła do szpitala, może stracić dziecko! - Nie poddawałam się... musiałam wykorzystać ostatnią deskę ratunku czyli Zarębskiego, przecież on musi mieć z nimi jakiś kontakt...
- Łucja? Co się stało, że do mni dzownisz?
- Piotr musisz mi pomóc skontaktować się albo z Olgierdem albo z Krystianem! Ewelina jest w szpitalu i może stracić dziecko!, a z nimi nie ma kontaktu od kilu dni, przez to pieprzone szkolenie- gadałam jak opętana, ale jego odpowiedzi się nie spodziewałam
- jakie szkolenie?! Chłopaki mają urlop od 5 dni...
CZYTASZ
Wszyscy za jednego!
Randomkontynuacja poprzedniej opowieści, która znajduje się na profilu gliniarz56