Prolog "Diva"

5.1K 272 65
                                    

Ostentacyjnie wpadł do pokoju i zezując na otwarte okno, zaklął w myślach. Brunetka leżała, wgapiając się w sufit i słuchając muzyki na tyle głośno, że nie zauważyła pojawienia się Hanamiyi. Ze złości kopnął jedną z nóg łóżka. Dziewczyna przeniosła swoje obojętne spojrzenie czerwonych oczu na Makoto i westchnęła. Wyjęła słuchawki z uszu, podniosła się do siadu i przeciągnęła, odgarnąwszy opadające na twarz czarne włosy.

— Co jest? — jęknęła jak po wybudzeniu z głębokiego snu. Oparła się plecami o zimną ścianę, obserwując, jak Hanamiya bez pytania podszedł do jednej z szafek i, zerknąwszy przelotnie na plan lekcji, zaczął wyrzucać na niedawno posprzątane biurko kolejne książki. Skończywszy przegląd szafki dziewczyny, trzasnął głośno drzwiczkami. 

— Siadaj i słuchaj uważnie, bo nie będę się dwa razy powtarzał. 

Chcąc nie chcąc, dźwignęła się z wygodnego materaca i z miną męczennika posłusznie siadła przy biurku. Hanamiya zawsze taki był — wpadał niezapowiedziany, żądał czegoś, a ona wykonywała polecenia (które swoją drogą czasem w jego ustach brzmiały jak rozkaz rozstrzelania) bez słowa sprzeciwu. Nie to, żeby ten układ jej odpowiadał. Wręcz przeciwnie — często miała ochotę rozszarpać na strzępy kapitana drużyny koszykarskiej Kirisaki Dai Ichi.

Już miała sięgnąć po pierwszy ze sterty wolumin — chyba podręcznik do matematyki — kiedy do pokoju brunetki wpadł niewielki czarny kotek z brązową plamka na pyszczku. Po wykonaniu kilku akrobacji, których nie powstydziliby się najznakomitsi cyrkowcy świata, zwierzę przysiadło wygodnie na parapecie. Widząc szkodnika, Hanamiya skrzywił się i obdarzył spojrzeniem pełnym nienawiści.

Kiyoshi — kocur, którym obdarowała Makoto na poprzednie urodziny, z jakiegoś powodu budził w nim bardziej negatywne uczucia niż ktokolwiek inny. Od chwili, kiedy zaprezentowała mu zwierzę, patrzył na nie z pogardą i swoistą złością, często zapomniał zmienić mu wodę, dosypać świeżej karmy czy posprzątać kuwetę. Nawet imię nadane mu przez Hanamiyę pewnie było pierwszym, które przyszło mu na myśl.

Chłopak przygryzł wargę, próbując nie zwracać uwagi na kocura i zaczął tłumaczyć brunetce jedno z zadań z matematyki, które powinna była przerobić na zajęciach. Tak się złożyło, że jeden z członków drużyny koszykarskiej chodził z nią do klasy i głównie to on pełnił funkcję informatora Hanamiyi.

Wszystko szło całkiem nieźle, znaczy się, ignorowanie obecności Kiyoshiego szło całkiem nieźle, dopóki kocur nie zaczął się przechadzać po parapecie niczym diva prosto z wybiegu dla modelek, głodny uwagi skupionej licealistki. Jakby jeszcze tego było mało, chwilę później rozpoczął swoją pieśń złożoną z serii przypadkowych miauknięć, doprowadzając tym Makoto do szewskiej pasji. Brunetka, przenosząc dyskretnie wzrok z korepetytora na zwierzątko, uśmiechnęła się pod nosem, szczerze rozbawiona.

Spojrzał na kocura ze szczerą nienawiścią, przerywając wykład. Gdyby maltretowanie zwierząt nie było zabronione, pewnie teraz flaki Kiyoshiego leżałyby w sali gimnastycznej w liceum Seirin, umilając trening „ulubionemu" zawodnikowi Hanamiyi. 

W prawym rogu Hanamiya Makoto, jeden z największych skurwieli wszech czasów, geniusz, jakich mało i aktualnie mój pan i władca, przeszło dziewczynie przez myśl. W lewym rogu diva Kiyoshi, sprawiedliwy kocur walczący o wolność dla uciśnionych pod rządami sadysty-despoty.

Diva naprężyła się, jakby chciała skoczyć na Makoto i wydrapać mu oczy, ale chłopak był szybszy — chwycił książkę ze sterty i cisnął nią w niczemu niewinne zwierzę. Kot wystraszył się, wyskoczył przez okno i zaczął uciekać jak najdalej od nieobliczalnego pana. Hanamiya uśmiechnął się triumfalnie.

Dziewczyna poderwała się z miejsca i spojrzała oskarżycielsko na Makoto.

— I co żeś narobił?

— A ty dokąd? — zapytał, unosząc brwi.

— Po Kiyoshiego, to oczywiste. — I tak jak stała, w czarnych szortach i za dużej, męskiej koszuli w kratę, wybiegła z domu. Zanim jednak zdążyła wyjść na podwórko, kocur dawno zniknął za zakrętem. Makoto z rozmachem zamknął okno, wymyślając na kuzynkę, której najwidoczniej na początku września nadal było za gorąco. Mimo wszystko nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy stwierdził, że bieg w wykonaniu dziewczyny wyglądał tak nieporadnie, że największe ofermy,  jakie przyjął ostatnio do drużyny, mogły się przy niej schować.

***

— Kiyoshi! Kiyoshi, kurwa! Kiyoshi! — darła się od kilku dobrych minut, rozglądając się uważnie po okolicy. Nie dość, że kocur zniknął jej z pola widzenia już na początku pościgu, to jeszcze musiała przyznać, że nie wróciła do formy. Nadal miała słabe mięśnie, biegi wyczynowe nie były dla niej — nic dziwnego, że ze względu na stan zdrowia nie uczestniczyła w zajęciach wychowania fizycznego.

Nie widziała nikogo, kto mógłby widzieć uciekającego kocura. Nic dziwnego, pewnie wszyscy przebywali jeszcze w pracy lub wrócili ze szkoły. Zresztą pewnie wyglądała jak wariatka — roztrzepane włosy, bose stopy, za duża koszula, której Makoto już nie nosił i krótkie spodenki nie zrobiły najlepszego wrażenia.

— Kiyoshi! — zawołała po krótkiej przerwie, dochodząc do skrzyżowania. — Kici-kici, Kiyoshi! Jak grzecznie wyjdziesz z ukrycia, to dostaniesz coś specjalnego! Kiyoshi!

Nawet nie zauważyła grupki licealistów stojącej zaraz za rogiem, tylko nawoływała kotka.

— Kiyoshi, kurwa, wyłaź! 

Jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy jeden z ogromnych licealistów w czarnym mundurku odwrócił się do niej przodem. O dziwo, trzymał na rękach zaginionego kocura — w porównaniu do dłoni nieznajomego wyglądał jak mała kulka.

— Kiyoshi! — zawołała zachwycona. Zdziwienie na twarzy chłopaka jeszcze bardziej się zwiększyło. — Nareszcie! Może Makoto nie będzie aż tak wkurwiony. Przepraszam, to jest mój kot... znaczy się, mojego kuzyna, ale to nieważne. 

Nie mogła spojrzeć olbrzymowi w oczy, trochę zawstydzona, trochę onieśmielona tą przypadkową i niepożądaną rozmową — w szkole rzadko kiedy z kimkolwiek zamieniła parę słów. Powszechnie uważano ją za dziwaczkę, ale co w tym niesamowitego, kiedy ma się w rodzinie takiego sadystycznego ekscentryka jak Hanamiya?

— Ależ proszę. — Wyciągnął w jej stronę kocura. Przełknęła ślinę i ostrożnie odebrała zwierzę tak, by przypadkowo nie dotknąć nieznajomego. Kiyoshi, czując ciepło jedynej życzliwej mu osoby na tym  świecie, zamruczał cicho. 

— Dziękuję — powiedziała z lekko wymuszonym uśmiechem. Nieznajomym dopiero dokładniej przyjrzała się po chwili. Ten, który złapał Kiyoshiego, był zarazem najwyższy z nim wszystkich — miał brązową czuprynę i ciepłe spojrzenie. Ogromny i umięśniony, przytłaczał nie tylko dziewczynę, ale także swoich towarzyszy. Obaj jego koledzy ze szkoły byli brunetami, może nie aż takiej postury jak pierwszy z nich, ale pewnie trenowali coś wyczynowo, z tym, że jeden nosił okulary.

— Dlaczego „Kiyoshi"? — zapytał szatyn. Dziewczyna, zaskoczona tym niespodziewanym pytaniem, odpowiedziała dopiero po chwili:

— Nawet nie wiem. — Wzruszyła ramionami.

— To chyba tylko zbieg okoliczności, ale nazywam się tak samo — stwierdził olbrzym, z zakłopotania drapiąc się po karku. — Kiyoshi Teppei, miło mi.

— Ej, Kiyoshi, nie spoufalasz się za bardzo z tą dziewczyną? — zauważył okularnik. Brunetka przygryzła ze zdenerwowania dolną wargę i spuściła wzrok.

— Oj, daj spokój, Hyuuga. — Pomachał lekceważąco dłonią na przyjaciela.

Czując się coraz bardziej niekomfortowo, lekko się skłoniła.

— Naprawdę dziękuję za znalezienie Kiyoshiego, a teraz już muszę iść. — Przycisnęła trochę mocniej kocura do piersi, na co zareagował cichy miauknięciem. Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, jednak donośny głos Teppeia zatrzymał ją na chwilę w miejscu.

— Jak się nazywasz?

— Hanamiya Michiru — rzuciła odruchowo, spojrzała na nich przez ramię uważnie, po czym pospiesznie się oddaliła, zostawiając licealistów z jeszcze większym zdziwieniem na twarzach niż wtedy, kiedy nawoływała Kiyoshiego. 

Poza kontrolą [Kuroko no Basket]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz