Nie bardzo wiedząc, w co mogłaby włożyć ręce, odruchowo sięgnęła po telefon leżący obok wazonu pełnego czerwonych tulipanów. Poprzedniego dnia przyniósł je z niezadowoloną miną okularnik, podkreślając z charakterystyczną artykulacją, że pewien niekoniecznie inteligentny przedstawiciel Pokolenia Cudów postanowił czyhać przed Akademią Touou na jego, Imayoshiego Shouichiego, jakże cenny żywot. Hanamiyę cieszyły te drobne wyrazy troski, a fakt, że sprawiały one niewielkie kłopoty terytorialnemu draniowi, przyprawiał o uśmiech.
Jeszcze raz pomyślała o sięgnięciu do książek, ale w twórczym szale nadrobiła większość materiału, który zadali przychodzący raz na jakiś czas nauczyciele. Wprawdzie miała kłopot z przyswojeniem niektórych zagadnień matematyczno-fizycznych, ale tutaj ogromną pomocą okazał się Shouichi, który najwyraźniej czuł się jak ryba w wodzie wśród rzędów cyferek, enigmatycznych oznaczeń i wzorów. Była wdzięczna przyjacielowi, że w ramach aktu miłosierdzia zdecydował się uratować jej humanistyczny umysł przed totalną katastrofą w postaci porażki na polu ścisłowców.
Imayoshi właściwie okazywał się lepszym przyjacielem, niż mogła się wcześniej spodziewać. Co prawda, jego metody działania oparte na nieodłącznym terytorializmie znajdowały się daleko poza definicją moralności Michiru, ale przynosiły pożądany efekt. Pomimo egzaminów na studia (o chęci ich podjęcia serdecznie któregoś dnia zapewniał dziewczynę) i kończących naukę w liceum znajdował czas, by odwiedzić młodą literatkę jeżeli nie codziennie, to przynajmniej raz na dwa dni. Regularnie również brał udział w jej sesjach terapeutycznych i nie rezygnował, gdy nie przynosiły żadnego efektu. Wykazywał cierpliwość, jakiej nie mogła spodziewać się po draniu jego pokroju, nawet jeżeli stały za tym nieczyste intencje. Przejął nawet część jej obowiązków domowych (lepsze słowo: właściwie zawłaszczył sobie, nie pytając nikogo o zdanie) i kompetencji Makoto.
Właśnie, Makoto. Oczyma wyobraźni widziała miotające się w furii metr siedemdziesiąt dziewięć na widok panoszącego się po terytorium Shouichiego. Starszy Hanamiya i kolega z gimnazjum na pewno nie darzyli się serdeczną miłością, wręcz siłą jeden zmusił drugiego do tolerancji. I temu drugiemu, jak Michiru trafnie oceniała, ten stan rzeczy niekoniecznie przypadł do gustu.
Wróciła myślami do ciążącego z irracjonalnego powodu urządzenia. Mogła bez najmniejszego problemu uruchomić je i po prostu zadzwonić do Nijimury, przeprosić, wytłumaczyć się. Ale chwilę później ten plan wydał się zupełnie nielogiczny. Nie uważała, żeby znajdowała się wysoko na liście priorytetów przyjaciela, ale przecież Shouichi dobitnie podkreślał, że nie powinna zostawiać go bez jakichkolwiek wieści. Własne osądy i zdanie lisiego okularnika tworzyły konflikt, z którym nie potrafiła sama sobie poradzić.
Już miała ulec pokusie, ale rozległo się pukanie do drzwi. Jak przyłapana na gorącym uczynku, rzuciła telefon na szafkę nocną i nerwowo poprawiając włosy, zezwoliła na wejście. Próbowała uspokoić wytrącony ze zwyczajowego rytmu oddech i przyspieszone bicie serca w klatce piersiowej. Nie rozumiała, skąd to poczucie winy, której przyczyny nie potrafiła jasno określić: wyrzucała sobie, że unikała kontaktu z Shuuzou? A może, że w ogóle go szukała?
— Cześć, Michiru.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, widząc twarz, której nie spodziewała się ujrzeć w klinice doktora Miyazakiego. Wargi rozciągnęły się w radosnym uśmiechu, policzki okazały roztrzepane w nieładzie ciemne włosy. Niespodziewany gość miał na sobie prosty czarny mundurek, przez ramię niedbale przerzucił szkolną torbę. W drugiej ręce trzymał kawę w kubku termicznym z jednej z popularniejszej sieci kawiarni jak tamtego dnia, gdy odwiedził ją w czasie rekonwalescencji po chorobie.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fanfic(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...