— Jak to możliwe? — zapytała cicho, z niedowierzaniem zaciskając palce na brzegach śnieżnobiałej kartki, dopiero co wyjętej z brązowej koperty. Michiru miała wrażenie, że druk zlewa się w bezkształtną masę, a słowa wypowiadane przez doktora z wyuczonym przez tyle lat opanowaniem docierają do niej jakby przez mgłę. Słyszała, jak Makoto mówił mężczyźnie coś o prochach czy innym syfie, ale młodsza Hanamiya miała w głowie tylko jedno słowo.„Hospitalizacja.”
Za wszelką cenę nie chciała wracać do znajomych białych ścian; sterylnego zapachu, od którego po pewnym czasie zaczęło ją mdlić; sztucznych uśmiechów; śmiertelnej powagi i odoru śmierci, towarzyszącego Michiru przez ostatnie miesiące spędzone w gimnazjum. Pokręciła głową. Nie, to przecież nie mogło się tak skończyć! Nie po to znosiła humory Makoto, była posłuszną córunią i łykała wszystkie leki, jak szło, żeby teraz znowu skończyć podpięta do kroplówki, nie mogąc się zupełnie ruszyć z łóżka.
— Na razie tylko na tydzień. Uzupełnimy braki w organizmie Hanamiyi, odstawimy leki. Dziewczyna potrzebuje teraz spokoju. Mam nadzieję, że to nie będzie wielki kłopot. W końcu zdrowie jest najważniejsze — kontynuował wykład doktor, splótłszy dłonie na czystym blacie chorobliwie białego biurka. Mężczyzna poprawił kitel i spojrzał na młodszą Hanamiyę znacząco. Doktor Miyazaki miał nieco ponad pięćdziesiąt lat i niesamowicie dobre rekomendacje w całej Japonii, a ponadto był dobrym znajomym ojca Michiru. Obaj poznali się jeszcze na studiach, kiedy to Hanamiya Shigeru odbywał praktyki w klinice, gdzie Miyazaki po ukończeniu uniwersytetu z najlepszymi wynikami na roku zaczął pracę.
Makoto skrzywił się i skrzyżował ręce na piersi. Niezbyt podobało mu się siedzenie z kuzynką w szpitalu, mógłby w tym czasie na przykład trochę pobiegać albo pograć w kosza, ale po namyśle stwierdził, że stan Michiru był na tyle niepokojący, że nie mógł pozwolić jej na samodzielnie błądzenie po Tokio. Wspaniałomyślnie zarządził więc wycieczkę do prywatnej kliniki, w której Hanamiya podjęła się leczenia po wypadku w Teikou. A raczej została do hospitalizacji zmuszona.
— Jeżeli już trzeba — zaczął Makoto, mlasnął z niezadowoleniem i kątem oka spojrzał na roztrzęsioną kuzynkę — proszę nie mówić o Michiru, jakby jej tutaj na było. To co najmniej niegrzeczne, prawda?
Zauważył, że Hanamiya drgnęła, kiedy padło jej imię. Z lekkim niezrozumieniem spojrzała na swojego kuzyna, niezbyt wiedząc, jak skomentować tę uwagę, ale kiedy zobaczyła minę Bad Boya — pełną arogancji i pewności siebie — nie mogła ledwo zauważalnie się nie uśmiechnąć. Może i w tamtym momencie grymas na jej bladej twarzy miał raczej więcej wspólnego z bólem niż radością, ale przynajmniej Makoto był świadomy, że brunetka żyła i mniej więcej docierało do niej to, co się mówiło.
— Pokaż mi te wyniki. Rzeczywiście jest aż tak źle? — zapytał, jakby nie do końca wierzył lekarzowi. Michiru jednak wiedziała, że chłopak robił to wszystko na pokaz — lepiej niż ktokolwiek inny znał stan swojej kuzynki i był świadomy, że młodsza Hanamiya długo nie pociągnęłaby bez konsultacji z doktorem. Dziewczyna sądziła, że zatriumfowała tutaj raczej chęć wywarcia wrażenie kogoś wszystkowiedzącego i zaspokojenia wiecznie głodnego pochwał ego.
Drżącymi dłońmi podała papier kuzynowi i przełknęła głośno ślinę. Makoto obrzucił dokument spojrzeniem pełnym kpiny, wczytał się dokładnie w wyniki i spojrzał z niepokojącym spokojem na Miyazakiego.
— Michiru, naprawdę podoba ci się perspektywa gnicia w szpitalu? — zapytał licealista, mierząc lekarza uważnie wzrokiem.
— Niekoniecznie — powiedziała cicho, nerwowo wyginając palce.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fiksi Penggemar(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...