Rozdział Pięćdziesiąty "Hanamiya Michiru"

207 15 4
                                    

Shuuzou miał wrażenie, jakby coś ciężkiego spoczęło na jego barkach. Co prawda, zmartwienia od dawna stanowiły element rutyny, do czego zdążył się po latach przyzwyczaić, ale tym razem potrzebował porozmawiać z kimś zaufanym. Telefon od ojca, który stał się wymówką, by opuścić hotelowy apartament, gdzie makijażystka i stylistyka zajęły się upiększaniem Michiru, niewiele pomógł. Chłopak nerwowo wchodził w tę i we wtę, poprawiając zaczesane do tyłu włosy, luzując i znów zaciskając krawat. Chociaż Nijimura, nieprzyzwyczajony do najwyższej jakości białego smokingu, jedwabnej, o ton jaśniejszej koszuli i eleganckich butów, wiedział, że wygląda dobrze, nie mógł się nie denerwować. Ten wieczór był ważny nie tylko dla jego partnerki, ale też dla niego z kilku, równie istotnych powodów. A konfrontacja z Hanamiyami dwa dni wcześniej nie ułatwiała zadania.

Z wahaniem wybrał na dotykowej klawiaturze numer najlepszego przyjaciela, przyłożył urządzenie do ucha, modląc się, by ten odebrał.

Priwiet, Shuuzou! — po trzech sygnałach odezwał się głos zaskoczonego Ilyi. — Dawno żeśmy ze sobą nie rozmawiali.

— Wybacz, stary. Masz chwilę?

Wreszcie wyrwałem się z sesji. Co się stało? — zapytał zmartwiony zdenerwowanym głosem bruneta. Młodzieniec wziął głęboki oddech, pozbierał myśli i krótko zrelacjonował wydarzenia ostatnich dni, z naciskiem na słowa wypowiedziane przez matkę Michiru. Siemoniew jak zwykle okazał się wyjątkowo cierpliwym słuchaczem, chociaż najwidoczniej praca musiała go zmęczyć. — Wiedziałem, że ze starymi małej jest coś nie tak, ale nie, że jej matka jest taką... za przeproszeniem, Shuuzou, kurwą.

— Nie jesteś odosobniony w swoim osądzie — stwierdził, unosząc lekko kącik ust.

Też to zauważyłeś? — dopytał z zaciekawieniem.

— Moja mama powiedziała to już dawno temu — odpowiedział z dumą.

Ale to nie z tego powodu dzwonisz, nie? Nie zostawiłbyś jej za wszelką cenę, zbyt długo o nią walczyłeś i kochasz ją, do cholery. Razem z Xen zbyt się staraliśmy, żebyście wreszcie zaczęli traktować się poważnie — przypomniał głosem matki karcącej nieposłuszne dziecko.

— I traktuję ją śmiertelnie poważnie.

Ale...? — zachęcił.

— Ale chyba zapomniałem, do jakiej partii startuję — westchnął.

Shuuzou, cholera jasna! — oburzył się. — Jeżeli sądzisz, że mała Michiru dba o to, czy jesteś księciem z bajki z milionem złotych monet, to udowadniasz, że w ogóle jej nie znasz. Ona nigdy nie patrzyła na to, skąd pochodzisz, ba, jej cała gadka o pieniądzach nawet nie ruszyła, nawet jej ojciec wziął cię w obronę! — sparafrazował przetoczoną przed chwilą opowieść przyjaciela. — To chyba najgłupsza wymówka, jaką usłyszałem z twoich ust w ciągu blisko dziesięciu lat naszej przyjaźni.

— Ilya, stary, nie o to mi chodziło. Oczywiście, że wiem, że jej to nie obchodzi, ale wiesz, jak to jest... nie chcę, żeby ktokolwiek wytykał ją palcami, bo wybrała mnie — przyznał z niechęcią, rozmasowując obolały kark. — Dzisiaj jest ten pieprzony bankiet, muszę się zebrać do kupy, bo będzie potrzebowała mojego wsparcia, a mnie dopadają wątpliwości.

Wiem, wiem. Wdech, wydech — powiedział uspokajająco, mniej zdenerwowany. Znając Rosjanina, uznał, że unoszenie się doprowadzi jedynie do ostrej wymiany zdań, nie do rozwiązania problemu. — Twoja dziewczyna jest cholernie inteligentna i nie da się omamić pierdołami świata showbiznesu czy wielkiego hajsu. Nie potrzebuje znajomości, żeby być szczęśliwa. A ty dajesz jej to szczęście, idioto! Więc jeżeli jesteś pewien...

Poza kontrolą [Kuroko no Basket]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz