Zacisnęła dłonie na białej poszewce od kołdry, starając się sięgnąć jak najgłębiej do tych wspomnień, które już na zawsze chciała zakopać na dnie swojej podświadomości i już nigdy ich nie ruszać. Każdy kolejny obraz twarzy Akashiego Seijuurou, którą szpecił obłąkańczy uśmiech i wyraz triumfu w heterochromicznych oczach, był największą torturą; każde słowo, wypowiedziane pozornie uprzejmym i spokojnym głosem, odbijało się echem w głowie Hanamiyi, raniąc wciąż na nowo. Przez chwilę miała przeczucie, że kiedy uchyli z powrotem powieki, zobaczy nie spokojną i opanowaną sylwetkę doktora Miyazakiego, a rudą wesz, która z pewnego niewytłumaczalnego powodu podbijała serca dosyć dużej części społeczności gimnazjum Teikou. Resztę brał Kise Ryouta, naczelny błazen Pokolenia Cudów.
Stłumiła krzyk, przygryzając mocno wargę, gdy przed oczami stanął jej obraz tego pamiętnego dnia. Znów wychodziła z pokoju nauczycielskiego z nowiną, z której ojciec na pewno byłby dumny, znów szła znajomymi korytarzami i znów wpadła na Akashiego — chłopak z niewytłumaczalnego powodu zawsze znajdował się tam, gdzie Michiru najmniej go potrzebowała. Znów się pokłócili i tym razem...
Do rzeczywistości przywrócił ją rzeczowy ton lekarza, wzmocniony smakiem krwi w jej ustach.
— Hanamiya, wystarczy. Możesz już przestać.
Gwałtownie otworzyła oczy, oddychała nienaturalnie szybko. Poczuła spływający po skroniach zimny pot. Spojrzała na kurczowo naciśnięte na białym materiale palce — były zupełnie inne niż w jej wspomnieniach, nie tak kościste i wychudzone. Jakby Hanamiya Michiru uczęszczająca do gimnazjum Teikou i Hanamiya Michiru, uczennica Kirisaki Dai Ichi, nigdy nie miały ze sobą nic wspólnego oprócz imienia i nazwiska.
Przeniosła wzrok na lekarza. Mężczyzna notował coś w karcie pacjenta, nie patrząc na roztrzęsioną nastolatkę. Poprawił zsuwające się z nosa okulary, westchnął i krytycznym spojrzeniem ocenił własne zapiski. Widocznie nie był zadowolony z reakcji swojej podopiecznej, bo uniósł głowę i z niezadowoloną miną stwierdził:
— Twoje nastawienie ani trochę się nie zmieniło, Hanamiya. Żebyśmy mogli podjąć jakiekolwiek kroki, musisz sama chcieć się z tym zmierzyć. Ale ty uciekasz. Boisz się.
Doskonale to wiem, stwierdziła z irytacją w myślach. Rozumiem, że mój ojciec chce jak najszybciej pozbyć się wady swojego jedynego dziecka, ale, na wszystkie świętości, nie trzeba mi przypominać o tym na każdym kroku.
— Ale mam dla ciebie przynajmniej jedną dobrą wiadomość — ciągnął, nie zważając na milczenie pacjentki. W sumie średnio obchodziło go jej zdanie, od kiedy uzyskał zgodę na pełne leczenie — teraz musiał robić tylko wszystko, by Michiru jak najszybciej wróciła do zdrowia. Wszystkie szczegóły omawiał więc z Shigeru. — Nareszcie mieścisz się w normie, jeśli chodzi o wyniki podstawowych badań. Innymi słowy, teraz fizycznie nic już ci nie dolega, chociaż nadal możesz czuć się słaba.
Mimo wszystko odetchnęła z ulgą. Bała się, że stan zdrowia będzie wymagał od niej dłuższego pobytu w klinice, ale w takich okolicznościach, jeśli tylko obiecałaby stawianie się na regularne wizyty u lekarza (co i tak nie było niemożliwe, biorąc pod uwagę idealną pamięć Makoto), mogła wrócić do normalnego funkcjonowania.
— Zdecydowaliśmy z twoim ojcem, że zatrzymam cię jeszcze tydzień na obserwacji, by mieć pewność, że to nie tylko chwilowa poprawa — dodał po chwili. Do Michiru ta informacja nie dotarła natychmiast, zareagowała z opóźnionym zapłonem jak zawsze, kiedy była na mocnych lekach. Źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia, dolna warga zadrżała niezauważalnie.
Zrobiła jednak dobrą minę do złej gry, opanowała gwałtowne emocje i z lekką nutą goryczy w głosie powiedziała:
— Rozumiem, panie doktorze.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fanfiction(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...