Powitało ją charakterystyczne pikanie szpitalnych sprzętów w towarzystwie rażącego światła świetlówek i maski tlenowej na twarzy. Hanamiya Michiru rozejrzała się półprzytomnie po sali i dopiero wtedy, gdy napotkała rozwścieczone spojrzenie kapitana drużyny koszykarskiej Kirisaki Dai Ichi, dotarło do niej, jakim cudem wylądowała na oddziale. Znowu.
Makoto siedział na taborecie z miękkim obiciem obok łóżka kuzynki. Był niesamowicie znudzony i poirytowany czekaniem, aż chorowita dziewczyna raczy skończyć swoją fascynującą drzemkę. A teraz, kiedy już się obudziła, miał ochotę pozbawić ją przytomności po raz kolejny.
Hanamiya Michiru wyglądała jak siedem nieszczęść.
Jak dobrze, że zadzwonił do Kise i ostrym tonem odwołał niedzielne bieganie, nie udzielając naczelnemu błaznowi Pokolenia Cudów dokładniejszych wyjaśnień. Bo co miał niby powiedzieć? Że idiotka znowu przesadziła, odmówiła po raz kolejny leczenia i skończyła pod dwudziestoczterogodzinną opieką troskliwego inaczej doktora Miyazakiego i całego sztabu równie nieuprzejmych, co wykwalifikowanych pielęgniarek? I może jeszcze miał wesoło stwierdzić, że to wszystko zasługa wszechobecnego dziedzica rodziny Akashi, który w swojej łaskawości zapragnął robić koleżance z gimnazjum pod górkę?
...brzmi co najmniej nieprawdopodobnie, biorąc pod uwagę zwyczajność i przeciętność Michiru, nie? Ale to właśnie to było prawdą. Więc Makoto w całej swojej wspaniałomyślności milczał, nie chcąc robić jeszcze większych problemów dziewczynie.
Leżący na drewnianej, pomalowanej na biało szafce telefon Michiru zawibrował. Młodsza Hanamiya już wyciągała wychudzoną rękę, by po niego sięgnąć, ale nastolatek był szybszy - nie zaszczyciwszy kuzynki nawet jednym spojrzeniem, chwycił urządzenie i bezlitośnie odczytał nadesłaną przez Takao wiadomość.
- Nie ruszaj się, głupia - warknął, gdy brunetka chciała zaprotestować. Posłusznie opadła z powrotem na poduszki i obdarzyła Makoto zmęczonym spojrzeniem przygaszonych ciemnoczerwonych oczu. Odjęła maskę tlenową od twarzy i uśmiechnęła się słabo.
- Powinieneś być w szkole? - raczej zapytała, niż stwierdziła. Dziwiła się, że Bad Boy postanowił porzucić wszystkie obowiązki związane z drużyną i cierpliwie czekać, aż się obudzi.
- Nie twój interes, głupia - mruknął, rzucając jej znaczące spojrzenie i wrócił do odczytywania mejli, które Michiru wymieniała z rozgrywającym Shuutoku. I im więcej się dowiedział, tym bardziej zniecierpliwienie i dezaprobata stawały się bardziej widoczne na twarzy koszykarza. - Opierdalałaś się dwa dni, teraz cierp na niedoinformowanie.
Dzień doberek, Michiru! Czujesz się już nieco lepiej? Może znowu wpaść do ciebie? Musiałabyś zobaczyć minę Shinusia, kiedy opowiedziałem mu o naszej ostatniej rozmowie. Uwierz na słowo, była bezcenna. A jeszcze te rumieńce! Jeszcze chyba nigdy nie widziałem, żeby jakiś facet spalił buraka na wieść o tym, że koleżanka uważałaby go za dobrą partię, gdyby się ogarnął. A może wpadniemy do ciebie we dwóch? Poprawiłoby ci to humor? Daj znać, to się zgadamy, kiedy Hanamiyi...
Makoto nie mógł znieść dłużej takiego lekceważenia jego jakże ważnej, szanowanej i boskiej obecności, więc z głośnym hukiem rzucił telefon na szafkę, obrzucając Michiru oskarżycielskim spojrzeniem. Dziewczyna wyglądała na zagubioną, nie wiedziała, skąd tak diametralna zmiana w zachowaniu kuzyna. Owszem, starszy Hanamiya często miewał wahania nastrojów, ale takie rozbieżności zdarzały się wybitnie rzadko. I tylko wtedy, kiedy był wkurwiony na sto dwadzieścia procent.
O nie, rzuciła w myślach. Błagam, tylko nie Takao. Nawet zniosę wydawcę, ale, błagam, na wszystkie świętości, Takao, nie teraz.
- Michiru - przerwał krępującą ciszę nieznoszącym sprzeciwu głosem - mogłabyś mi z łaski swojej wytłumaczyć, skąd rozgrywający od cholernego glona ma twój jebany numer? I jakim cudem ten człowiek wkroczył na moje terytorium?
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Hayran Kurgu(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...