Dzień był jakiś bardziej ponury niż zwykle. Niby nie padało, ale chmurzyło się niemiłosiernie. Pewnie lunie wieczorem, pomyślała, przenosząc wzrok z widoku za oknem na plotkujących rówieśników. Musiała stwierdzić, że odbiło się to także na nastrojach w szkole (nie przyznawała się przed sobą, że miało to na nią negatywny wpływ) i uczniowie zachowywali się spokojniej. No, może do czasu, kiedy na długiej przerwie rozeźlone metr siedemdziesiąt dziewięć wparowało do klasy Hanamiyi, ostentacyjnie podeszło do ławki Michiru i rzuciło niewielkim zawiniątkiem.
Michiru, wyjmując słuchawki z uszu, spojrzała w górę i przyszło jej się zmierzyć z niewątpliwie wkurwionym kuzynem.
— Makoto...? — Jej twarz wyrażała zaskoczenie pomieszane ze zdziwieniem. Rzadko kiedy starszy Hanamiya zachowywał się w szkole tak gwałtownie. Chłopak świdrował drobną sylwetkę wzrokiem, jakby chciał właśnie w tej chwili rozłożyć ją na czynniki pierwsze i podać najgorszemu wrogowi na kolację.
— Nie „Makoto" a „przepraszam, mój panie i władco", głupia! — wybuchnął, jeszcze bardziej poirytowany bezmyślną i nieodpowiedzialną postawą brunetki. Nie dość, że musiał ją niańczyć, pilnować postępów w nauce i dbać o to, by nikt zbytnio się nimi nie interesował, to jeszcze zmuszała go do biegania po całej szkole. Brawo, Michiru.
Poruszenie spowodowane wejściem godnym największej gwiazdy Hollywoodu stało się jeszcze większe po otwartym ataku agresji. Rówieśnicy Michiru skupili się na niewątpliwie interesującej wymianie zdań kuzynostwa, przerywając swoje bardziej lub mniej pożyteczne zajęcia.
Przełknęła głośno ślinę. Od czasu sromotnej porażki Kirisaki Dai Ichi w Pucharze Zimowym nie widziała Makoto tak wyprowadzonego z stanu względnej równowagi. I widocznie nie pomogło ani regularne chodzenie na zajęcia, ani spełnianie wszystkich jego zachcianek, ani codzienne kupowanie czekolady o stuprocentowej zawartości kakao.
— Co się...
— Ty jeszcze masz czelność pytać, co tym razem nabroiłaś? — przerwał, wskazując na pakunek. Drżącymi palcami rozwinęła zawiniątko i ostatkami sił powstrzymała się przed uderzeniem głową w drewnianą ławkę.
Śniadanie, cholera, jęknęła w myślach. A raczej nie śniadanie, tylko tabletki.
— O rany... zapomniałam — przyznała, śmiejąc się nerwowo. Rozluźniła krawat ciasno opinający szyję — miała wrażenie, że pod wpływem karcącego spojrzenia Makoto mogła się za chwilę udusić.
— To chyba oczywiste, głupia — zgodził się Hanamiya, uśmiechając się arogancko. Michiru przygryzła wargę. Doskonale znała ten szaleńczy błysk w oku kuzyna i jego pełne wyższości spojrzenie. Makoto wyjął z kieszeni czarnych spodni równo złożoną kartkę i położył przed dziewczyną. — Po lekcjach skoczysz do biblioteki i poszukasz mi tych książek. Ostatnio nie mam co czytać.
Odetchnęła z ulgą, biorąc kartkę w dłonie i lustrując wzrokiem równe pismo kuzyna. Autor, tytuł, czasem jeszcze jakieś inne uwagi dotyczące daty wydania czy tłumaczenia, ale wszystko ładne, schludne i przejrzyste. Nawet nie przeraziła jej liczba pozycji na liście, lepsze to niż rzucanie do kosza do upadłego.
— Pójdę — przytaknęła. — Tabletki też wezmę. Przepraszam za kłopot i dziękuję, Makoto — powiedziała uprzejmie. Widocznie i na niego przygnębiająca pogoda miała zbawczy wpływ.
Hanamiya tylko prychnął z wyższością — pewnie gdyby miał pod ręką jakieś grube tomiszcze, nie wahałby się długo przed zdzieleniem jej w głowę (cieniutki zeszyt uznał za broń niegodną uwagi) — i wyszedł z klasy, pozostawiając oniemiałych młodszych kolegów. Michiru ponownie wsadziła słuchawki do uszu i sięgnęła do torby po butelkę wody. Byłby kłopot, gdyby nie połknęła kilku kapsułek leżących obok starannie przygotowanego śniadania. Ignorując ciekawskie spojrzenia kolegów z klasy, wzięła leki i zajęła się spożywaniem posiłku.
![](https://img.wattpad.com/cover/33742956-288-k433206.jpg)
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fiksi Penggemar(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...