Rozdział Trzeci "Piećdziesiąt jeden twarzy Makoto"

2.5K 180 26
                                    

            Nienawidziła tych dni, kiedy Makoto wparowywał z samego rana do jej pokoju, otwierał szeroko okno i bez skrupułów wyrywał ze zbawczego snu. Nienawidziła bolącego kręgosłupa i karku wygiętego przez całą noc pod dziwnym kątem. Nienawidziła pracującego całą noc laptopa, przez który jedna z jej dłoni opartych o blat biurka stawała się nieprzyjemnie ciepła. Nienawidziła w końcu otwartego w komputerze dokumentu tekstowego, nad którym pracować miała jeszcze przez najbliższe kilka tygodni.

            Z niechęcią zapisała plik i obróciła się przodem do starszego Hanamiyi.

            — Makoto — jęknęła, patrząc cierpiętniczo na poirytowanego kuzyna. Stał na środku niewielkiego pomieszczenia, z rękoma skrzyżowanymi na torsie, i wpatrywał się wyczekująco w dopiero co przebudzoną Michiru.

            Kapitan drużyny koszykarskiej Kirisaki Dai Ichi dopiero co wrócił z porannej przebieżki. Nadal miał na sobie długie czarne dresy i luźną białą koszulkę bez rękawów. Na bladej skórze nie widać było już strużek potu, ale Michiru nie miała wątpliwości, że się zmęczył. Jeżeli Makoto się do czegoś zabierał, to robił to porządnie, nawet jeśli chodziło o głupi, poranny trening.

            Przeciągnęła się i rozmasowała obolały kark.

            — Mówiłem ci, żebyś nie pracowała do późna, głupia!  Kończy się tym, że nie idziesz do szkoły, bo jesteś niewyspana i kto później ma przez to więcej roboty? Kto? — Powinna już dawno nauczyć się, że wkurzanie kuzyna z samego rana nigdy nie jest dobrym pomysłem i lepiej powstrzymać się od chwilowej chcicy na pracę. Zamiast irytować Makoto, mogła zawsze odłożyć robotę na następny dzień, przemyśleć pomysł, ale kiedy już palce zaczynały uderzać w czarną klawiaturę, jakoś szło i jakoś niespecjalnie miała ochotę przerywać.

            — No ty — przyznała, wzdychając głęboko i przewracając oczami. Przeciągnęła się na krześle, czując przemożną potrzebę skorzystania z prysznica. — Przepraszam, powinnam była pomyśleć wcześniej — dodała już dla świętego spokoju. Usta starszego Hanamiyi wykrzywił pełen satysfakcji uśmiech.

            — Zrób śniadanie, idę się umyć — rozporządził, niwecząc plany Michiru. Z rozmachem obrócił się na pięcie, kiedy przez otwarte drzwi wpadł rozeźlony Kiyoshi. Widząc intruza na „swoim" terenie, rzucił się z pazurami na osłoniętą materiałem nogę pana i władcy domu.

            Hanamiya syknął, mierząc gniewnie kocura spojrzenie. Zwierzę odskoczyło od nieźle już wyprowadzonego ze stanu względnej równowagi Makoto i spojrzało na niego swoimi dużymi, wręcz uroczymi ślepiami. Czy ten pchlarz, szkodnik i pasożyt nie mógł się nauczyć, że jego, pana i władcy tego domu, wielkiego Hanamiyi Makoto nie wolno wkurzać, kontuzjować w sposób iście brutalny i usuwać ze sceny?

            Michiru przygryzła spierzchniętą wargę, z trudem ukrywając rozbawienie. Chociaż sytuacje takiego rodzaju były na porządku dziennym (najzwyczajniej w świecie dwóm gwiazdom za ciasno na jednym czerwonym dywanie), to i tak przyprawiły ją o kolejne dawki zabójczego śmiechu. A ona, jako posłuszna kuzynka, musiała bez względu na okoliczności, powstrzymywać się od wybuchu przeraźliwego chichotu.

            Tak więc kiedy kocur zaliczył gwałtowne spotkanie z nogą wkurzonego do granic możliwości Bad Boya, a później boleśnie obił się o ścianę przedpokoju, zaśmiała się tylko nerwowo.

            Upajając się triumfem nad słabszym kociakiem, zadarł dumnie głowę i spojrzał z wyższością na miauczące zwierzę. Prychnął, po czym ostentacyjnie wyszedł z pokoju, idąc, jak się Michiru domyślała, do łazienki.

Poza kontrolą [Kuroko no Basket]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz