Tamta sprawa, część szósta: Rozum i instynkt

32 1 10
                                    

Słowa Akashiego Seijuurou nie dawały mu spokoju.

Po powrocie do domu ściągnął z biblioteczki zarówno Upadek nieskończonego świata, drugi tom Herbacianej chryzantemy, jak i Remedium. Wieczór spędził na wczytywaniu się w teksty autorstwa matki i próbował doszukać się wątków, o których rozmawiał z pracodawcą. Po kilku godzinach oczy zaczynały mu się kleić, akapity zlewały się w trudną do rozszyfrowania masę. Skoro dociekanie prawdy o wydarzeniach sprzed dekad stanęło w martwym punkcie, rozpaczliwie złapał się podrzuconej mimochodem wskazówki. Możliwe, że błądził, ale z drugiej strony, Michiru nie bez powodu nie patrzyła przychylnym okiem, gdy synów ciągnęło do poznawania jej literackiego dorobku. Dlaczego właściwie nie wpadli na pomysł ich przekopania wcześniej, wnikliwej analizy, rozłożenia na czynniki pierwsze? Zawsze zachwycali się lekkim piórem matki, ale żeby zgadywać, co autorka miała na myśli?

Wibracje telefonu zakłóciły zakreślanie odpowiednich fragmentów Remedium. Pracę z Upadkiem nieskończonego świata skończył. Odłożył ołówek, by zrobić przerwę na rozmowę. Z wyświetlacza wyczytał, że to młodszy brat postanowił się do niego dobijać. Ze zmarszczonymi brwiami odebrał połączenie.

— Co tam? — zapytał bez zbędnych powitań. Youta nie przepadał za wykonywaniem połączeń, zwykle podtrzymywał kontakt za pośrednictwem komunikatorów internetowych lub esemesów. Obaj prowadzili zbyt intensywny tryb życia, by spędzać godziny na słuchawce w celach innych niż zawodowe.

Słuchaj, mama się rozchorowała — zakomunikować wprost. — Tradycyjnie ojciec wpada w paranoję, więc najbliższej nocy pewnie nie prześpię. Dobrze, żebyś znalazł jutro czas, by zajrzeć. — W jego głosie trudno było doszukać się pretensji, mimo że dobór słów wyraźnie by to sugerował. Jako typowy synek mamusi, dla Youty tego typu poświęcenia nie stanowiły problemu. Zresztą on też nie wahałby się przed wielogodzinnym czuwaniem ze względu na słabe zdrowie rodzicielki.

— Oczywiście. Przyjadę — zgodził się bez wahania. — Jak to się w ogóle stało? Jeszcze wczoraj spędzali razem wieczór — zauważył trzeźwo.

Mama przysnęła, pracując w salonie. Była rozpalona, gdy do niej przyszedłem. Obudziłem ją, wygoniłem do łóżka i niemal mi zemdlała w ramionach, wstając. Nie zadzwoniłem do ojca i za to jeszcze dostałem reprymendę — wyjaśnił skrótowo. — Ojciec kazał jej odpocząć kilka dni, a jeżeli nie będzie poprawy, pewnie osobiście się tym zajmie.

— Ojciec wie, co robi. A z twojej strony to było głupie, Youta — oświecił brata, chociaż pewnie ten doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że niepowiadomienie Shuuzou właśnie tak by się skończyło. Lekko zaniepokojony niespodziewaną chorobą rodzicielki, rozpiął dwa górne guziki koszuli. Z krawatu dawno zrezygnował. Łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy. Nie mógł się powstrzymać przed utarciem nosa złośliwemu bliźniakowi.

Tak samo jak podchody twoje i Hany? — odparował bezwzględnie. Zabrakło mu słów w odpowiedzi na tę wybitnie dziecinną i nieprzystającą do powagi sytuacji ripostę. Tylko westchnął ciężko i z pełną powagą stwierdził:

— Mieszanie w to wszystko Hany jest poniżej wszelkie krytyki, braciszku. Poza tym to nasza prywatna sprawa, co się między nami dzieje — zauważył.

Hana jest moją najlepszą przyjaciółką. Oczywiście, że to moja sprawa — skontrował.

Seiichiemu przeszła ochota na ciągnięcie tego prowadzącego donikąd wątku. Z jednej strony, musiałby przyznać rozmówcy rację, ale z drugiej, jakaś część niego buntowała się przeciwko interwencji Youty. Możliwe, że dlatego że sam już nie wiedział, co czuł do przyjaciółki i jak powinien ją traktować. To dziwne uczucie wciąż pozostawało żywe, a z oczywistych względów nie zamierzał zwierzać się bratu. Musiał sam dojść do porozumiewania z własnym sercem i rozumem.

Poza kontrolą [Kuroko no Basket]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz