Była jak duch, który prześladował Shuuzou w codziennych koszmarach. W tym dziwnie dziewczęcym stroju, zaczesanymi do tyłu włosami i prawie półprzezroczystą skórą wyglądała jak cień dziewczyny, którą pokochał i która stanowiła źródło najgorszego cierpienia. Ale teraz stała tutaj, przed nim, na drżących nogach, a kiedy jej ciemnoczerwone oczy zaszkliły się łzami, nie wytrzymał. Poczuł, jakby ktoś wbił w jego klatkę piersiową najprawdziwszy miecz i przekręcił go parę razy.
Prób kontaktu zaprzestał, gdy Akechi poprosił o szczerą rozmowę i powiedział, że ojciec Michiru poinformował go o gwałtownym pogorszeniu stanu córki. Wtedy po raz pierwszy do Nijimury dotarło, że Aksinya miał rację — musiał spróbować zapomnieć o Hanamiyi. Brnięcie w to uczucie nie miał najmniejszego sensu, kiedy znajdowała się poza jego zasięgiem. Następnego dnia przeprosił starszą koleżankę i chociaż niemyślenie o Hanamiyi przychodziło mu z trudem, po kilku tygodniach wypracował skuteczną metodę odciągania uwagi od Michiru.
Jak bumerang wracała w koszmarach. I to wykańczało Nijimurę od środka. Nie pomagały rozmowy z ojcem, z przyjaciółmi, nawet z tutorką, która zaczęła coś podejrzewać i po raz kolejny próbowała go wezwać na dywanik.
Ilya Siemoniew, używając swojego nieocenionego uroku osobistego, odciągnął Emmę Matoi od dwojga przyjaciół. Na pożegnanie posłał Hanamiyi Michiru ostrzegawcze spojrzenie, którego treść nie umknęła Nijimurze Shuuzou.
Nie próbuj go skrzywdzić.
W którym momencie stracił swoją pewność siebie i stabilność przekonań, że to nie on stawał w obronie chorowitego przyjaciela, a działo się dokładnie na odwrót? Kiedy obecność Hanamiyi lub jej brak zaczęły tak bardzo na niego wpływać? Gdzie się podziały twarde przekonania, niepodważalne nawet przez rozpacz i łzy?
Michiru go złamała.
I teraz, gdy stała przed nim jak zjawa w Szekspirowskiej opowieści o księciu, którego szaleństwo doprowadziło do porzucenia wszystkiego, co pokochał, milczała jak zaklęta, patrząc przez łzy na dzieło własnych rąk. A on nie potrafił się zdecydować, czy dopuścić tę destruktorkę blisko siebie po raz kolejny, czy posłuchać rozsądnych rad rosyjskiej piękności.
— To... moja wina, prawda? — odezwała się wreszcie cicho, z wahaniem. Skinął głową, nie widział sensu w ukrywaniu prawdy. Nigdy zresztą go nie było, prędzej czy później i tak wyszłaby na jaw.
Wzrok wbiła w wysprzątaną na błysk podłogę. Zdała sobie sprawę, że żadne słowa nie zadośćuczynią piętnu, jakie odbiło się na Shuuzou, żadne zapewnienia, żadne tłumaczenia. O ile on był jak kojąca spalone na słońcu ciało bryza i wschód słońca niosący nadzieję, o tyle ona z każdym swoim pojawieniem powodowała skutki podobne do huraganu Katriny — była chodzącą niszczycielską siłą, której wpływ wytrzymaliby tylko nieźle pokręceni ludzie. W ciągu tych tygodni Shuuzou zrozumiał, dlaczego wokół Michiru kręciło się tylu podejrzanych typów i zauważył jedną prawidłowość. Wszyscy spełniali ten warunek. Tylko nie on.
A może tak, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy?
— Czy widzisz mnie jeszcze w swoim życiu? — zapytała niepewnie, ścierając nieporadnie słone krople z twarzy rękawek koronkowego bolerka, na którym szybko pojawiły się żółte i różowe plamy. Gdy Hanamiya podniosła na chwilę głowę, zauważył, że w miejscach, gdzie starła podkład, zaczęła przebijać się poszarzała skóra.
Nie prosiła o kolejną szansę, o jeszcze jeden wyraz zaufania. Dla niej też te tygodnie nie były łatwe, możliwe, że spędziła je w izolacji lub terapia okazała się trudniejsza, niż myślał. Przypomniał sobie spojrzenie, które napotkał w pierwszej chwili — odległe, nieobecne, jakby było jej wszystko obojętne.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fiksi Penggemar(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...