Nijimura Shuuzou nie spodziewał się dwóch rzeczy. Pierwszym zaskoczeniem okazała się Hanamiya Michiru, która postanowiła wstać o barbarzyńskiej porze, by pożegnać przyjaciela na lotnisku. Drugim był towarzyszący jej z firmowym lisim uśmiechem Imayoshi Shouichi, który z niewiadomego powodu ze swoim pozornie lekkodusznym podejściem i bezpośrednim sposobem bycia zaczął byłego kapitana drużyny koszykarskiej Teikou wybitnie drażnić.
— Nie mierz już mnie tym oskarżycielskim spojrzeniem, Nijimura. Przyprowadziłem ci moją małą dziennikareczkę, byłbyś chociaż raz wdzięczny — skomentował, z teatralną bezradnością rozkładając ręce.
— Nie wiem dlaczego, ale na pewno mnie denerwujesz. — Shuuzou cudem zachował opanowanie. Jego nieco dziecinne zachowanie rozbawiło nastolatkę, uśmiechnęła się z przekorą.
— Złość piękności szkodzi — Imayoshi pozwolił sobie na dalsze uszczypliwości. Nijimura już miał mu się odgryźć po raz kolejny, ale dziewczyna uprzedziła jego zamiary, obracając się o sto osiemdziesiąt stopni, by stanąć przed okularnikiem.
— Mógłbyś kupić mi kawę, Shouichi? Nie piłam w domu, a przyznam, że robię się trochę śpiąca — poprosiła uprzejmie. Okularnik westchnął z dezaprobatą. W kącikach ust błąkał mu się uśmiech satysfakcji, jakby interwencja brunetki oznaczała jego małe zwycięstwo nad Shuuzou.
— Co ja się z tobą mam? Daj mi piętnaście minut, dziennikareczko, po czym wrócę z twoim napojem bogów niczym rycerz na białym koniu — obiecał solennie, po czym jak gdyby nigdy nic zniknął z pola widzenia.
Hanamiya odwróciła się do Nijimury i bez skrępowania chwyciła go za rękę. Nie uśmiechała się, usta zacisnęła w wąską linię. Drżała na samą myśl, że gdy przyjaciel zniknie za bramkami, nie będzie nikogo na wyciągnięcie ręki, komu prawie że ufała w stu procentach. Nie będzie obok Shuuzou.
— Michiru? — zapytał, odwzajemniając uścisk.
— Będzie mi ciebie brakowało — wyrzuciła na jednym wydechu. Ze stresu poczuła uścisk w klatce piersiowej. Miała wrażenie, jakby miało braknąć jej powietrza, gdyby powiedziała coś jeszcze. Z iskierkami w ciemnoczerwonych oczach wpatrywała się wyczekująco w przyjaciela, licząc, że przejmie inicjatywę. Ten jednak spuścił wzrok, jakby nie mógł znaleźć zupełnie żadnych odpowiednich słów.
Hanamiya różniła się od typowych dziewczyn, którym każdy inny chłopak okazałby czułość poprzez gesty. Tutaj jednak potrzebował odpowiednich wyrażeń, ale każde, które przychodziło mu do głowy, wydawało się zbyt banalne. Miał wrażenie, jakby uczucia żywione do tej anorektycznej wręcz brunetki w za dużym płaszczu wymykały się z bardzo elastycznych ram przyjaźni. Złamanie narzuconej granicy nigdy nie wydawało się tak kuszące jak w tamtym momencie.
Do diabła z tym wszystkim.
Nie mógł zaprzepaścić budowanego starannie zaufania przez jeden kaprys.
— Mnie też — przyznał wreszcie. Ścisnął mocniej dłoń brunetki, upewniwszy się, że to nie poszkodowana w wypadku z dnia poprzedniego. Przed wyjściem Hanamiya opatrzyła ranę na policzku, w pośpiechu przeczesała włosy szczotką. Niewyspanie zdradzały ledwo widoczne cienie pod oczami. — Gdyby coś się działo, dzwoń natychmiast. Odbiorę, nawet gdyby to miał być środek nocy — obiecał z zaangażowaniem.
— Dz-dziękuję — wydukała. Wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi. — Bezpiecznej podróży, Shuuzou — dodała z uśmiechem.
— A, kupiłem ci prezent na pożegnanie — przypomniał sobie nagle. Wolną dłonią wyciągnął z kieszeni kurtki niewielkie czerwone pudełeczko przewiązane złotą wstążką. Z zaciekawienie przyglądała się twarzy Shuuzou, na której pojawiły się ledwo zauważalne rumieńce, gdy podawał podarunek przyjaciółce. — Wiesz, nie wiem, co mogłoby ci się spodobać, ale chciałem, żebyś miała coś ode mnie. Nie tylko od Hanamiyi. Żeby coś tobie mnie przypominało — wyjaśnił nie bez skrępowania.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fanfiction(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...