Hanamiya Michiru wyglądała, jakby miała iść na skazanie. Z pochyloną głową i palcem na dzwonku do złudzenia przypominała niesłusznie oskarżonego i osądzonego człowieka, który, stojąc przed gilotyną, nie mógł zrozumieć, dlaczego ze wszystkich istot na Ziemi, to akurat jemu przeznaczone zostały te męki. A już w szczególności, kiedy osobnik znajdował się między młotem a kowadłem. Chociaż w tej sytuacji bardziej na miejscu byłoby określenie „między naczelnym błaznem Pokolenia Cudów a panem i władcą z iście sadystycznymi zapędami".
— Hanamiyacchi — ponaglił ją zniecierpliwiony Kise. Kątem oka Michiru zobaczyła, jak model odgarnia blond włosy z czoła i patrzy na nią spod półprzymkniętych powiek. Nie lubiła, kiedy ktoś patrzył na nią z góry. Za bardzo kojarzyło się jej to upodobanie z Akashim Seijuurou. A warto wiedzieć, że Hanamiya Michiru nie znosiła wszystkiego, co z tym osobnikiem, którego w myślach omieszkała nazywać rudą wszą, było w jakikolwiek sposób związane — począwszy od shogi, poprzez koszykówkę i zupę tofu, na gimnazjum Teikou i Pokoleniu Cudów kończąc — mam ci pomóc z tym dzwonkiem?
Michiru uśmiechnęła się nerwowo.
— Wiesz, niezbyt chcę skończyć z kotem w gardle — rzuciła pół żartem pół serio, modląc się w duchu, żeby telefon Ryouty, czy cokolwiek on tam w kieszeniach nosił, zaczął dzwonić i żeby okazało się, że to ktoś z jego agencji. Jeśli już przychodziło jej się mierzyć z nieludzką wściekłością Makoto, definitywnie wolała, żeby nie było przy tym człowieka, który potrafił odezwać się w najmniej odpowiednim momencie.
— Kotem? — Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Tak. Kotem Makoto — uściśliła. — Ostatnio Kiyoshi lata po całym domu, bo Makoto...
Ktoś szarpnął klamką od środka, drzwi otworzyły się z potężnym impetem. Michiru wstrzymała oddech, napotykając wściekłe spojrzenie starszego Hanamiyi. Spoglądał na nią z góry, z nieprzyzwoicie poważną jak na niego miną i rękami skrzyżowanymi na piersiach.
— „Makoto" co? — wysyczał, powstrzymując pierwszy atak szału. Dobrze, że potrafisz przynajmniej zachować twarz przy obcych ludziach, podziękowała w duchu Michiru.
Z chęcią godną spragnionego człowieka na kacu chciała cofnąć się zapobiegawczo, gdyby przypadkiem starszemu Hanamiyi nie zachciało się użyć przemocy, a najchętniej to odwrócić się na pięcie i uciec, ale wiedziała, że jej zachowanie pogorszyłoby tylko sytuację i w rezultacie gniew Bad Boya stałby się jeszcze większy. O ile teraz już nie zdobywał Mount Everestu.
— Nie, nic — próbowała zakończyć temat, skapitulować i poddać się ewentualnej (a na pewno Bad Boy by coś wymyślił) karze, ale najwidoczniej Makoto miał innej plany. Zbliżył swoją twarz do twarzy kuzynki na niebezpieczną odległość. Michiru przełknęła głośno ślinę. Niby znała bruneta na tyle, żeby wiedzieć, że nie byłby w stanie przekroczyć granicy, ale z tym to nigdy nie wiadomo.
— Jak to nic, głupia?!
— M-makoto... z-za b-blisko — wyjąkała, czując ciepły oddech Hanamiyi na swojej twarzy. Puls nieznacznie przyspieszył, wciąganie powietrza nagle stało się trudniejsze. Michiru momentalnie pobladła, orientując się, że prawdopodobnie na doprowadzeniu jej do skraju wytrzymałości psychicznej się nie skończy. — P-prze...
— Co tam mamroczesz pod nosem? Za cicho, głupia! — przerwał jej tak nagle, że przycisnęła dłonie do klatki piersiowej. Na czole błysnęły kropelki potu.
CZYTASZ
Poza kontrolą [Kuroko no Basket]
Fanfic(...) marzenia, za którymi gonimy, i rzeczywistość, która podąża za nami, są jak linie równoległe - nigdy się nie spotkają. Sądziła kiedyś, że upadek nigdy jej nie będzie dotyczył. Od dziecka miała wszystko, co sobie zażyczyła; każda jej zachcianka...