~ Hubert ~
Szliśmy tak chodnikiem, zajadając się swoimi porcjami kebaba. Ta noc była zdecydowanie jedną z najlepszych w moim życiu. Każdy cieszył się, że mógł spędzić razem ten ostatni wspólny wypad na miasto. Zapomnieliśmy trochę o wszystkich smutkach, że dziewczyny niedługo muszą wracać, że ludzie w internecie nas nienawidzą. Mieliśmy siebie. To jest najlepszy dar na świecie - mieć kogoś, kto mimo wszystko zawsze z tobą będzie, nie będzie cię oceniał, nie będzie wierzył w plotki. Gdyby ktoś w lipcu powiedział mi, że Doknezianki wcale nie są takie złe na jakie wyglądają, to bym go wyśmiał, a teraz sam je kocham. Ich się nie da nie kochać.
- Damian! Nie! - krzyknęły nagle chórem i zepchnęły mnie z ulicy. Na początku nie wiedziałem co się dzieje, ale potem usłyszałem tylko pisk opon i zobaczyłem światła auta.
Obiłem sobie kolano jak mnie tak popchnęły na chodnik, ale wstałem i spojrzałem przerażony na jezdnię. Leżały tam wszystkie Doknezianki... Trochę krwi spływało po ich ciałach, ale nie wyglądały jakby miały nie żyć. Mimo to stanąłem jak wryty i po prostu z pustką w oczach patrzyłem na poturbowane dziewczyny. Całe życie przeleciało mi przed oczami, wszystkie wspomnienia z nimi. Jak wbiły mi na chatę, zmusiły do kissing challenge, każdy wspólny wieczór, jeżdżenie na Dinozarach i wszystko inne.
Nagle podbiegł do mnie Karol, a ja wtuliłem się w niego i z moich oczu automatycznie poleciał wodospad łez. Jego koszulka była już mokra nie tylko od deszczu. My zszokowani nie byliśmy w stanie nic zrobić, ale słyszałem jak Łukasz dzwoni po karetkę, a Marcin rozmawiał z kierowcą auta, które potrąciło dziewczyny. Karol zaczął głaskać mnie delikatnie po włosach, próbując chociaż w jakimś stopniu mnie uspokoić. Udawał silnego, żeby pocieszyć mnie, ale ja czułem, że on się załamał, czułem bicie jego serca, nierówny, zestresowany oddech, łzy spływające po jego policzkach. To było straszne. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. Próbował to ukryć, ale zdecydownie mu się to nie udawało.
- Karetka już jedzie - powiedział cicho Łukasz patrząc się pusto na dziewczyny. Nie znał ich tyle ile my, ale i tak była to dla niego tragedia. Wystarczy pomyśleć, co będą czuć ich rodziny, a serce samo się łamie.
***
Zanim się obejrzałem byliśmy już w szpitalu. Nie wiem, wyłączyłem się chyba na jakiś czas. Spojrzałem na drzwi naprzeciwko których siedziałem, a potem odwróciłem wzrok na Karola. Siedział obok mnie i kurczowo trzymał mnie za rękę, dając mi jakieś poczucie bezpieczeństwa. Sam jego dotyk mnie uspokajał, więc wziąłem głęboki oddech i pomyślałem, że wszystko będzie dobrze. Przecież one są jeszcze takie młode, niemożliwe żeby umarły w tym wieku. Ten świat nie może być taki okrutny.
- Karol Kuter i Hubert Wydra? - wyszła nagle z pokoju jakaś pielęgniarka.
- Tak - od razu zerwał się z krzesła Kari i odpowiedział za mnie - Co z nimi? - popatrzył się zestresowany na zamknięte drzwi.
- Przykro mi... Zapadły w śpiączkę. Lekarze jeszcze wszystko sprawdzają, będę państwa informować na bierząco - popatrzyła się na nas ze współczuciem.
- D-dobrze, dziękujemy... - odparł Karol i opadł zrezygnowany na krzesło.
Pielęgniarka wróciła do sali, a ja od razu przytuliłem Karola. Głaskałem go delikatnie po włosach, a on twarz miał schowaną w moim ramieniu. Strasznie się o nie baliśmy.
- K-karol, trzeba powiadomić ich rodziców - zacząłem łamiącym się głosem.
- J-jasne, zadzwonię do nich - wyjął telefon i pociągnął nosem.
Szatyn rozmawiał z mamą jednej z dziewczyn, a ja ściskałem go z całej siły za rękę. On również mocno mnie trzymał, ale nie zwracał na mnie za bardzo uwagi, więc po prostu siedziałem wpatrzony niespokojnie w drzwi, za którymi nawet nie wiem co się działo. Zastanawiałem się dlaczego akurat one. Dlaczego mnie ochroniły? One są takie młode, mają przed sobą całe życie, a mi by się coś stało i tyle. Teraz ich rodziny będą cierpieć, a ja będę czuł się winny. Dlaczego ochroniły jakiegoś dorosłego faceta, który robi z siebie głupka w internecie? To moja wina. Zamyśliłem się i wszedłem na ulicę. To przeze mnie teraz tu leżą. Dlaczego to one tam teraz cierpią, a nie ja? Zaraz moje urodziny, a ich może na nich nie być, za 3 miesiące ich rocznica, której nawet mogą nie dożyć, jeśli się nie obudzą, nie będą nawet przy tym, jak mówimy widzom, że DxD jest prawdziwe. Żyją dla DxD, to nie może się tak skończyć. Właśnie. Muszą przeżyć. Dla dobra DxD, dla ich fanów, dla ich rodzin, dla nas. To dzięki nim jesteśmy razem. Dopóki DxD żyje, one również będą żyć.
- Dobrze, do zobaczenia, będziemy cały czas w szpitalu - usłyszałem jak Karol żegna się z którąś z mam.
- I jak? Już wszyscy? - spytałem, żeby jakkolwiek nawiązać rozmowę.
- Tak, jutro przyjadą. Znaczy dzisiaj. Wiesz o co chodzi - odparł cicho.
- Tak tak wiem. Jak się czujesz? - próbowałem kontynuować, ale Kari nie wyglądał na skłonnego do rozmowy.
- A jak mam się czuć? Dzięki nim przestałem pić alkohol, gdyby nie one nie wiem co by się ze mną teraz działo. To one pokazały nam, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Dzięki nim nie siedzimy w domach jak roboty i nagrywamy tylko filmy na YouTube'a, tylko każdy dzień jest inny, codziennie przeżywamy różne sytuacje. Zmieniły nas na lepsze. Nie wybaczę sobie tego, jeśli coś im się stanie. To moja wina - z jego oczu zaczęły spływać łzy.
- Nieprawda Kari. To moja wina. To ja wszedłem na ulicę nie patrząc co się dzieje dookoła.
- Ty nic nie rozumiesz! - wstał z krzesła i już chciał odejść, ale złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie.
- To mi wytłumacz - szepnąłem. Karol tylko stał i patrzył się na mnie - Słuchaj, mamy siebie, musimy się nawzajem wspierać. Nieważne kogo to wina. Oboje musimy to przetrwać razem, dla nich. Dopóki DxD żyje, one też będą żyć. Rozumiesz? - wstałem i przytuliłem go mocno do siebie.
- Yhm - mruknął, bo nic innego nie był w stanie z siebie wycisnąć i oddał przytulasa.
CZYTASZ
To wszystko przez widzów! DxD [ZAKOŃCZONE]
Fanfic⚠DxD⚠ ⚠Sceny 18+⚠ ⚠Przekleństwa⚠ Pewna grupka yaoistek, dodaje Karola i Huberta do grupki na messengerze. Przez kilka miesięcy "Doknezianki" planują, jak sprawić, aby DxD było prawdziwe. Pewnego dnia, dziewczyny wprowadzają swój plan w życie... tak...