2. Komora

219 21 4
                                        



 24 godziny wcześniej - Terra, na powierzchni, Komisariat Służb Specjalnych Policji 

Panuj nad sobą, Sky. Panuj - powtarzałam uparcie w myślach, może trochę zbyt agresywnie wpatrując się w lazurowo niebieskie oczy, do których wzdychali niemal wszyscy moi współpracownicy. Poprawka, przyszli współpracownicy. Te oczy świdrowały mnie teraz z laboratoryjną wręcz dokładnością, poddając analizie każdy mój ruch, gest czy grymas twarzy. Nic dziwnego. Melinda była jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym psychoanalitykiem w wydziale.

- Trapią mnie pewne wątpliwości - powiedziała, uśmiechając się czarująco.

Miałam ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z krwistoczerwonych ust. Oczyma wyobraźni widziałam jak moja pięść wpasowuje się w jej szczękę, ale takie zachowanie było niedopuszczalne. Nie dlatego, że od opinii Melindy zależała moja kariera, ale dlatego, że każdy objaw nieuzasadnionej,  a także uzasadnionej agresji był niewybaczalnym czynem.

Już od najmłodszych lat każdego obywatela Zjednoczonych Królestw Terry poddawano odpowiednim testom genetycznym. Podobno tylko te wykonywane w wieku dziecięcym były miarodajne. Im człowiek starszy tym trudniej ustalić pewne predyspozycje. Testy te i późniejsza terapia pozwalały bowiem wyeliminować zbrodnicze skłonności, zanim mogły objawić się one w pełnej krasie. Według władz to właśnie dzięki badaniom mogliśmy żyć w idealnym świecie pozbawionym wojen, głodu i przemocy. Mimo jednak usilnych starań rządu, nie udało się całkowicie wyeliminować niepożądanych aberracji. Morderstwa wciąż się zdarzały, dlatego niektórzy obywatele, wśród nich ja, wstępowali do służb specjalnych zwanych potocznie policją.

- Jakie wątpliwości? - zapytałam, posyłając Melindzie lepki jak miód uśmiech, nie wykazując przy tym krztyny niepokoju, który zżerał mnie od wewnątrz.

- Jak wiesz twoja przeszłość nadal pozostaje dla nas zagadką. Pierwsze testy przeszłaś dopiero w wieku dziesięciu lat, a to o wiele za późno.

Melinda odwzajemniła uśmiech, jej drobna twarz o regularnych rysach, wydawała się wręcz przyjazna. Na szczęście dobrze zdawałam sobie sprawę, że wygląd słodkiej blondynki, potrafił być zwodniczy.

- Moje badania nie wykazały nic niepokojącego - zauważyłam. - We wszystkich znanych mi przypadkach morderców, nawet jeśli we wczesnym dzieciństwie przeszli oni testy genetyczne pomyślnie, w wieku dziesięciu lat zdradzali już pewne odchylenia. Gdybym nosiła cechy mordercy z pewnością zostałyby wykryte.

- Może tak, może nie - odparła Melinda ze stoickim spokojem. Siedziała w fotelu, założywszy nogę na nogę, opierając złączone dłonie na kolanie. Jej idealnie gładkiej twarzy nie znaczyła żadna linia, jakby botoks stanowił podstawę jej diety. - Nie zmienia to faktu, że nie znamy twojej przeszłości, nie wiemy kim są twoi rodzice, a przecież istnieje korelacja między pewnymi aspektami agresji a układem serotoninergicznym czy systemem przekaźnictwa nerwowego powiązanego ze stresem.

- Sero czym?

- Większość zachowań się dziedziczy - wyjaśniła oględnie. - Całkiem możliwe, że twoi rodzice cię porzucili, a więc posiadali pewne niepożądane geny. Mogłabym pomóc ci odzyskać wspomnienia, dowiedzielibyśmy się jakimi ludźmi byli twoi rodzice i jakie geny mogłaś po nich odziedziczyć, ale tego nie chcesz, a bez tej wiedzy trudno mi określić twój i tak już mocno zaburzony profil.

- Co znaczy mocno zaburzony? - Zacisnęłam ze złości pięści i prawie natychmiast wyprostowałam palce.

Cholera, panowanie nad sobą czasami bywało naprawdę trudne, zwłaszcza, że pinda działała mi na nerwy. No dobrze, może byłam zbyt nerwowa, porywcza, ale na pewno nie miałam w sobie cech mordercy. Chciałam ich ścigać, wymierzać sprawiedliwość, a ta cała Melinda wrzucała mnie do tego samego worka co tych popapranych zwyrodnialców. No błagam!

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz