11. Morderczyni

114 24 19
                                    


Nie wierzyłam własnym oczom. Karuzela emocji wirowała we mnie z siłą trąby powietrznej. Ulga, strach, niedowierzanie, zaskoczenie. Setki pytań przemknęło mi przez głowę, ale odłożyłam je na później.

- Tom! Tom! Pomóż mi!

Rudy szarpnął mną mocniej.

- Znasz ją? - zapytał mojego przyjaciela.

Wpatrywałam się w te cudne, wielkie oczy mężczyzny, którego kochałam i czekałam aż powie tym psychopatom, że jestem dla niego kimś ważnym. Kimś kogo nie powinni tak traktować. Tom jednak pokręcił przecząco głową, a ja nie wiedziałam co to oznaczało. Nie pamiętał mnie? Nie poznawał?

- Tom, przecież to ja Sky - powiedziałam błagalnie. - Tom. - Głos mi się łamał. - Znamy się przecież od...

Potężny cios odrzucił moją głowę do tyłu. Pociemniało mi w oczach. Walczyłam o utrzymanie przytomności. Moje nogi się poddały, uginając się pode mną. W odruchu desperacji machnęłam ręką natrafiając na twarz Toma. Poczułam pod paznokciami krew i skórę. Usiłowałam unieść smętnie zwisającą w dół głowę, ale nie byłam w stanie. Później był już tylko mrok.

Ocknęłam się w ciemnej i zimnej ...piwnicy? Przez chwilę mrugałam powiekami próbując dojrzeć cokolwiek w panującej wokół ciemności. Do mojego otępiałego umysłu falami docierały strzępki wspomnień, sprawiając, że serce raz po raz gubiło miarowy rytm. Gdy odzyskałam całkowicie świadomość, zdałam sobie sprawę, że jeden z typów ciągnie mnie za nogi, a moja głowa uderza o nierówne skalne podłoże. Dopadł mnie odbierający rozum strach. Żołądek skurczył się do wielkości orzeszka. I, poprawka, z pewnością nie była to piwnica, ponieważ znajdowałam się o wiele głębiej pod ziemią.

- Ratunku! - krzyknęłam. - Ratunku!

Wierzgnęłam nogami. Udało mi się wyrwać. Mój krzyk był pewnie daremny, ale wrzeszczałam ile sił w płucach. Mocne kopniecie w brzuch sprawiło, że powietrze uciekło mi z płuc. Obezwładniający ból sprawił, że zwinęłam się w kłębek na ziemi. Przed załzawionymi oczyma widziałam ciężkie buciory i oddalone o parę kroków metalowe łóżko z obskurnym materacem. Piach i drobne kamyczki raniły moją twarz.

- Tom! Tom... - mój krzyk powoli przechodził w błagalny jęk.

- Wstawaj. - Ktoś pociągnął mnie za koszulkę stawiając do pionu. Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału. Siła szarpnięcia była na tyle duża, że moja koszulka nie wytrzymała i rozdarła się na piersi.

Zatoczyłam się i oparłam o zbira. Moja głowa uderzyła o jego klatkę. To był Rudy. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że zamierza mnie skrzywdzić, a najbliższe sekundy zadecydują o mojej dalszej egzystencji.

- Teraz się zabawimy. - Powiedziawszy to złapał mnie za pierś.

Próbowałam go odepchnąć. Napierałam dłońmi na jego tors, ale facet ani drgnął. Zamiast tego odchylił skraj mojego stanika i pochylił się aby przyssać się do piersi. Zareagowałam natychmiast zaskakując i siebie, i jego. Chwyciłam popaprańca za warkocz i mocno szarpnęłam, a gdy odchylił głowę do tyłu wgryzłam się w jego szyję. Poczułam jak skóra i mięśnie ustępują pod naporem moich zębów, a metaliczny smak krwi wdziera mi się do ust. Zemdliło mnie. Wrzask Rudego wibrował mi w uszach. Bezwiednie zacisnęłam szczęki i krztusząc się, wyplułam kawałek krwawiącego mięcha. Bach! Niespodziewany cios niemal wgniótł mi gałkę oczną do oczodołu. Wrzasnęłam osłaniając ręką oko. Zachwiałam się na nogach, ale nie upadłam. Przed sobą miałam niewyrośniętego łysola. Z uciechą pocierał pięści, gotowy uderzyć mnie znowu. Po prawej stronie, na ziemi wił się Rudy. Jęczał z bólu. Spod rąk przyciśniętych do szyi, niczym fontanna tryskała krew. Wydobywający się z gardzieli charkot brzmiał żałośnie i przejmująco. W pierwszym ludzkim i jakże naturalnym odruchu chciałam mu pomóc, ale to ja potrzebowałam pomocy. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zagubiona i bezsilna. Jeżu kolczasty co ja zrobiłam? Tyle agresji, tyle zła w jednym miejscu. Czułam, że tracę nie tylko grunt pod nogami, ale także zmysły.

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz