7
Podziemia
Trudno określić, co poczułam gdy znaleźliśmy się we wnętrzu tego dziwnego domu. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się czegoś takiego. Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki moim oczom ukazał się dość przytulny, jeśli brać pod uwagę to, co do tej pory zdążyłam zobaczyć, przedpokój, którego ściany zdobiła beżowa tapeta w różowe króliczki. Betonową podłogę przykrywał stary wypłowiały dywan. Na lewo od drzwi przy ścianie stała wysłużona konsola w kolorze brązu, zaś na niej wazon z suszonymi kwiatami. Zupełnie jak u mojego Stanleya. Zwisający z sufitu, niczym sześcionożny pająk, żyrandol dawał przytłumione pomarańczowe światło. W powietrzu unosił się całkiem przyjemny zapach nieodzownie kojarzący mi się z domem rodzinnym. Tyle zdążyłam zarejestrować, nim usłyszałam głos Buni. Tak przynajmniej sądziłam.
- O jesteście już!
Lumpiarstwo zrzucało plecaki i kurtki gdzie popadnie. Nagle między tymi zwalistymi typami dostrzegłam zbliżającą się do nas kobietę. Nie potrafiłam określić w jakim mogła być wieku, ale prezentowała się zdecydowanie schludniej niż towarzysząca mi obstawa. Pierwsze co rzucało się w oczy to łysa głowa i dość pokaźny, długi nos, jednak gdy człowiek przestawał się już w niego wpatrywać, mógł dostrzec ładne, piwne oczy i różowe, szeroko uśmiechnięte usta. Kobieta należała do tęższych osób, o figurze przypominającej kształt gruszki. Na szczupłych ramionach miała zarzucony oliwkowy sweter, a obcisłe czarne spodnie uwydatniały spore uda i biodra.
- Zabiorę swoje rzeczy i pójdę już? - bardziej zapytała niż stwierdziła.
- Cześć Flo, jasne możesz uciekać, powiedz tylko, co z Bunią? – zapytał Hardy.
- Jak zwykle trafnie przewidziała wasz powrót i niestety przygotowała kolację - odpowiedziała. - Nie mogła się was doczekać, a poza tym bez większych ekscesów.
W głębi korytarza dostrzegłam jakiś ruch.
- Nareszcie – usłyszałam inny kobiecy głos. Głos głęboki, pełen uczucia, ciepły i z pewnością należący do starszej osoby. Niebieskooki natychmiast podbiegł do zbliżającej się kobiety i pochylając się zamknął ją w swoich ramionach, mówiąc:
- Cześć Buniu
W ślad za Hardym, poszli Mel i West. Widowisko, które rozegrało się na moich oczach miało niepowtarzalny urok. Doprawdy latający słoń wywołałby mniejsze zdziwienie niż ta rzewna scena powitania. I wreszcie, gdy czułościom stało się zadość, spomiędzy potężnych sylwetek mężczyzn wyłoniła się drobna, zgarbiona kobieta z łysą głową. Miała na sobie zgrzebną szatę, która przypominała mi brudny wór, w którym Stanley przechowywał graty w piwnicy. W życiu nie nazwałabym tego sukienką, a najprawdopodobniej za taką miał uchodzić.
- O! - powiedziała staruszka zobaczywszy mnie.
- Nie przejmuj się tym, Buniu - rzekł niebieskooki, otaczając staruszkę ramieniem i próbując odsunąć ją jak najdalej ode mnie.
Tym?
- Scott - upomniała go staruszka. - Zachowuj się i daj mi się przywitać z Kate.
Bunia odwróciła się w moją stronę, a jej twarz rozpromieniał olbrzymi uśmiech.
- Kate, kochanie wróciłaś.
- Kate? - spytało jednocześnie lumpiarstwo. Tkwiąca w moich ustach szmata nadal skutecznie uniemożliwiała mi jakąkolwiek konwersację, dlatego też nie zwerbalizowałam mojego zdziwienia, - Kochanie, wreszcie. Gdzie się podziewałaś cały ten czas? - wyswobodziła się z objęć niebieskookiego i ruszyła w moją stronę z otwartymi ramionami.

CZYTASZ
DYSHARMONIA
FantasíaNiedoszła policjantka, seksowny lump, melodramatyczny wróżbita, stary psychiatryk, martwa pacjentka, zapomniana przez wszystkich, skrywająca tajemnicę fabryka, wyznawcy Różowego Penisa i miejsce, które rzekomo nie istnieje. Jedna noc, jedna z poz...