Przez całą drogę do chaty Gotfryda jedna myśl nie dawał mi spokoju. Tom od początku chciał mnie chronić przed burmistrzem, a zatem skoro wypuścił Hardego, nie mógł poinformować burmistrza o tym, że go schwytał, a także przemilczał fakt, że się spotkaliśmy. Mogłam wobec tego wnioskować, że burmistrz Diaz, vel Kapelusznik nadal nie miał pojęcia gdzie jestem. Z drugiej strony osoba, która nas zdradziła, mogła donosić nie tylko Tomowi, ale także burmistrzowi. Czy Tom był tego świadom? Jeśli nie, mógł mieć przez to problemy. W zasadzie nie powinnam się nim przejmować, a jednak martwiłam się o tego dupka. Wcześniej nie znałam tego uczucia niepokoju, które skrada się niepostrzeżenie, by nagle chwycić za gardło i spłycić oddech. W ostatnim czasie niestety nazbyt dobrze je poznałam.
Dom Gotfryda, chociaż nie budził we mnie pozytywnych emocji, przywitał nas sielskim widokiem. Rustykalna chata pośrodku dorodnych drzew. Chwilę później, gdy elektryczny silnik mojego samochodu zgasł, drzwi na ganek otworzyły się i wysypali się z nich po kolei: Mel, West i Got. Gdzieś w tyle usłyszałam płacz Ameliki i w końcu w wejściu pojawiła się Hana z maleństwem na rękach.
- Masz go! - wykrzyknął Mel i ruszył biegiem w kierunku brata, zeskakując ze stopni. — Odchodziliśmy od zmysłów. - Dopadł Hardego i objął go w braterskim uścisku.
- Sky - odezwał się Got. - Musimy pilnie porozmawiać - rzekł bez cienia uśmiechu.
- To samo chciałam powiedzieć - rzuciłam posępnie.
Poklepawszy Mela po ramieniu, skierowałam swoje kroki ku domowi, lecz usłyszałam za plecami głos Hardego.
- Wszyscy musimy pogadać.
Piętnaście minut później, bogatsi o dzbanek czarnej kawy i sandwiche z grillowanymi warzywami, siedzieliśmy na pryczach w bunkrze. Za stolik służyło nam stare wiadro, na którym postawiliśmy nieużywaną płytę indukcyjną. Gotfryd upewnił się, że jego system wczesnego ostrzegania jest aktywny i dołączył do nas. Hana mościła się z małą na fotelu na kółkach. Brakowało tylko Ludojada Luke'a, ale chyba nikt specjalnie za nim nie tęsknił.
- To kto zacznie? - zapytałam, wodząc wzrokiem od prawej do lewej.
- To może ja - zaproponował doktorek West. Swoją drogą z tym kilkudniowym zarostem, ubrany jak porządny człowiek w polówkę i dżinsy, prezentował się naprawdę nieźle. - Jakim cudem odbiłaś Hardego? - zapytał w szoku, którego wyraz ani na chwilę nie opuścił jego twarzy. Jakby ciągle nie mógł uwierzyć, że wróciliśmy cali i zdrowi.
Wiedziałam, że to pytanie prędzej czy później padnie, więc nie zamierzałam niczego ukrywać. Nabrałam głęboki haust powietrza i wypuściłam je ze świstem. Pochyliłam się do przodu i splotłam palce, a później powiodłam wzrokiem po moich kompanach.
- Dogadałam się z wrogiem. Zadzwoniłam do Toma i zawarłam z nim układ - wyjaśniłam, a Mel, który właśnie przełykał sandwicha zakrztusił się i zaczął pluć papryką.
- Jezu, uprzedzaj, bo mi wyszło, że nie kopnę w kalendarz prędzej niż w przyszły piątek, a tu taki zaskok - powiedział z goryczą w głosie.
- Umarłeś czy nie? - wkurzyłam się.
- No nie. - Strzepnął ręką kawałek papryki ze spodni.
- To przestań biadolić. Do piątku jeszcze kilka dni - fuknęłam, skupiając się na pozostałych. Cóż. Ich wzrok był nie tyle potępiający, co oceniający, może też odrobinę kalkulujący. Ja sama czułam się jak jakiś genetyczny zwyrodnialec, świadoma wzroku wszystkich par oczu skierowanych na mnie.
- Coś ty zrobiła? - zapytał Gotfryd mrużąc gniewnie oczy i patrząc wprost na mnie. - Co mu obiecałaś?
- Nic takiego - przewróciłam oczami. - Obiecałam, że w zamian za uwolnienie Hardego, my nie skrzywdzimy Ewy.
![](https://img.wattpad.com/cover/246148979-288-k339492.jpg)
CZYTASZ
DYSHARMONIA
FantasiaNiedoszła policjantka, seksowny lump, melodramatyczny wróżbita, stary psychiatryk, martwa pacjentka, zapomniana przez wszystkich, skrywająca tajemnicę fabryka, wyznawcy Różowego Penisa i miejsce, które rzekomo nie istnieje. Jedna noc, jedna z poz...