Niemal całą drogę rozważałam, co może pójść źle. W swym pesymizmie biłam na głowę Mela wyobrażając sobie czekające na nas oddziały policji, którym wydała nas Ewa lub przedstawicieli psychiatryka gotowych umieścić nas na ostatnim piętrze tego ponurego przybytku. I kiedy wreszcie skręciliśmy w leśną, nieubitą drogę, a naszym oczom ukazała się ciemna bryła budynku, miałam już gotowych kilkaset scenariuszy, z czego żaden nie okazał się trafiony.
Got zatrzymał się przed samym budynkiem, który rozjaśnił się, gdy tylko znaleźliśmy się w zasięgu czujników. Reflektory oświetlały teraz niewielki ganek i część nieogrodzonej działki gęsto obsadzonej krzewami i drzewami.
- Ewy jeszcze nie ma - stwierdził Got, zaciągając ręczny hamulec.
Otworzyłam drzwi pojazdu i wyskoczyłam z szoferki, swoje kroki kierując od razu na tyły ciężarówki. Podniosłam klapę i zajrzałam do środka.
- Jesteśmy na miejscu. Wszyscy cali? - Powiodłam wzrokiem po tych kilku twarzach, ostatecznie zatrzymując się na Hardym.
- Od kiedy wpakowaliśmy się do wozu, nic się nie zmieniło pani. - Ludojad Luke jako pierwszy pchał się na zewnątrz. - Czyż nie mieliśmy jechać do szpitala, żeby ocalić małżonka? - zapytał, rozglądając się po leśnej okolicy. Dopiero kiedy stanął na nogach i zerknął w prawo, zauważył chatę. - O! Fajny ten szpital.
- To nie szpital - sprostowałam, odbierając od Hany dziecko. Tym razem West nie mógł jej pomóc, gdyż wraz z Melem dźwigał nosze z Niebieskookim. - To dom Gota. Zdaje się, że szpital przyjedzie do nas - wyjaśniłam.
Mel podchwycił mój wzrok i mogłam się założyć, że bez pudła odczytał, co sądziłam o tym pomyśle.
- Zapraszam. - Got rozpostarł ręce i wskazał wszystkim wejście do chaty.
Sam niczym młoda łania w podskokach pokonał kilka stopni prowadzących na ganek i w jego dłoni zadźwięczały ciężkie klucze. To było takie typowe dla Gotfryda. Zamiast zabezpieczyć nieruchomość za pomocą najnowszej technologii sterowanej centralnie z każdego punktu na świecie, czy chociażby rygla szyfrowanego odciskiem palca, on używał archaicznego zamka zębatkowego. Po chwili drzwi otworzyły się i swojskie wnętrze stanęło przed nami otworem. Wchodziliśmy po kolei. Got, Ludojad Luke, który jak się zarzekał chronił mnie i małżonka, tylko nie wiem przed czym. Następnie Hana z dzieciaczkiem i na końcu moi trzej lumpowie.
- Po co ci światło przed domem? - zapytał Mel, zahaczając stopą o drzwi, by je zamknąć.
- Żeby nie było ciemno - odparł Got.
Z niewielkiej sieni weszliśmy do dużego pokoju.
- Nadal nie rozumiem, to takie marnowanie energii - stwierdził nasz pesymista.
- Mam panele słoneczne, to czysta energia pozyskiwana z natury. Reflektory na zewnątrz też odpalają się po zmroku jeśli odpowiednio naładują się w ciągu dnia. To żadne marnotrastwo.
- Zawsze musi mieć ostatnie zdanie. - warknął pod nosem Mel, być może nie chciał aby Got go usłyszał, ale mnie nie umknął jego komentarz.
Moją uwagę od sporu tych dwojga skutecznie odwrócił wystrój wnętrza domu.
Ściany pokoju pokryte były tapetą z leśnym wzorem. Pośrodku królował duży solidny stół otoczony ośmioma krzesłami. Na drewnianym blacie, na smukłej metalowej nóżce połyskiwała lampa z białym abażurem, którą Got przed chwilą włączył. Wzdłuż jednej ze ścian stał regał, na którym piętrzyły się stosy różnych, trudnych do zidentyfikowania gadżetów.

CZYTASZ
DYSHARMONIA
FantasíaNiedoszła policjantka, seksowny lump, melodramatyczny wróżbita, stary psychiatryk, martwa pacjentka, zapomniana przez wszystkich, skrywająca tajemnicę fabryka, wyznawcy Różowego Penisa i miejsce, które rzekomo nie istnieje. Jedna noc, jedna z poz...