15. Konsoleum

132 25 6
                                        


 - Pobudka, nie jesteś w SPA – usłyszałam rozlegający się nade mną kobiecy głos.

Po chwili w polu mojego widzenia zmaterializowała się twarz dziewczyny o zielonych oczach oraz łysej, pokrytej licznymi bliznami i świeżymi strupami głowie.

- Rusz się - wyciągnęła do mnie dłoń, odzianą w skórzaną rękawiczkę bez palców. - Wybacz tak drastyczną pobudkę - pomachała pustym wiaderkiem, trzymanym w drugiej ręce - ale nie mamy wieczności. Jeśli jeszcze tego nie wiesz znalazłaś się w naprawdę wszawej sytuacji, a ja jestem tu po to aby ci to uświadomić i przygotować na najgorsze.

Chwyciłam dłoń nieznajomej i usiadłam.

- Najgorsze? - zapytałam, ocierając mokrą twarz. Brr, woda była lodowata i śmierdząca.

- Mhm. Wiesz gdzie jesteś? - Usiadła obok mnie na pryczy.

Alleluja, czyżby wreszcie trafił się ktoś skłonny udzielić mi odpowiedzi?

- Nie mam pojęcia. Będę wdzięczna za jakiekolwiek wyjaśnienia - powiedziałam, jednocześnie lustrując dalekie od przyjaznego wnętrze.

Wąskie okno umieszczone pod sufitem wpuszczało niewielką wiązkę światła, która padała idealnie na klozet. Oprócz pryczy, na której siedziałyśmy, w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy inne z brudnymi materacami i dziurawymi kocami przeżartymi przez mole lub gorsze robactwo. Po środku stał stół na metalowych nogach i cztery bardziej lub mniej zdezelowane krzesła. Jak nic była to cela. Czy nikt tu nie słyszał o humanitarnym traktowaniu jeńców? Nawet na osiemnastym piętrze psychiatryka Amy miała swoją łazienkę. O zgrozo. W tych warunkach nie było mowy o jakiejkolwiek intymności.

- Oj biedactwo - nieznajoma chyba zauważyła wyraz mojej twarzy. - Jesteś w Konsoleum. Miejscu zabaw i uciech dla wpływowych oraz bezlitosnych sukinsynów.

- Bylebym nie musiała śpiewać - odparłam, ogniskując wzrok z powrotem na swojej rozmówczyni.

- Tu się nie śpiewa, słonko - w oczach nieznajomej nie było widać cienia współczucia. Co najwyżej znużenie. - Tu się walczy.

- O co? – zapytałam.

- O życie, godność, cnotę. - Kobieta wzruszyła ramionami, ale widząc mój mało przytomny wyraz twarzy dodała. - Może wyłożę ci to łopatologicznie. Zostajesz zamknięta w klatce gdzie czeka na ciebie obleśny typ, z którym musisz walczyć na pięści, nogi, zęby. Wszystkie chwyty są dozwolone. Jeśli wygra on, stajesz się jego trofeum. Zamykają cię z nim na dwadzieścia cztery, długie, ciągnące się w nieskończoność godziny, a on może zrobić z tobą wszystko.

- Co znaczy wszystko? – zapytałam.

- Czego nie rozumiesz? - zirytowała się. - Wszystko to wszystko.

Zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Nie ma mowy. Nie mogło być chyba aż tak źle.

- A jeśli... a jeśli wygram pojedynek? - uchwyciłam się wersji optymistycznej.

- Wracasz tutaj, leczysz rany i masz względny spokój na kolejną dobę, jeśli dopisze ci szczęście to nawet przez parę dni.

- A jeśli nie zechcę brać w tym udziału?

Ciemne brwi nieznajomej uniosły się wysoko nadając twarzy wyraz totalnego osłupienia.

- Chyba nie załapałaś. - Pokręciła głową - To czego chcesz nie ma najmniejszego znaczenia. Nie masz żadnych praw. Jesteś ich własnością. Zawloką cię do klatki i tylko od ciebie zależy twój los. Nie chcesz, nie walcz, ale z doświadczenia wiem, że instynkty zawsze biorą górę.

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz