21. Miss Kretynek

119 24 8
                                    




21

    Chwila, czyżby ta paskuda byłą tą Kate? Kate Florick, narzeczoną Hardego, z którą pomyliła mnie Bunia? Cóż całkiem możliwe, że byli siebie warci. On popaprany socjopata, chamski egocentryk, ona jeszcze gorsza. I chociaż żadnego z nich nie darzyłam szczególną sympatią, patrząc teraz na Niebieskookiego poczułam niezrozumiały smutek. Po aroganckim, bezwzględnym Hardym nie pozostał nawet ślad. Przez chwilę stał jakby rażony piorunem, jednak po chwili coś w wyrazie jego twarzy się zmieniło, a on sam ruszył w kierunku Osy, mówiąc:

     - Jesteś mi winna wyjaśnienia.

    - Niczego nie jestem ci winna. Odeszłam, pamiętasz?

    - Jak mógłbym zapomnieć? - westchnął smętnie. - Odeszłaś owszem, ale bez słowa. W zasadzie uciekłaś. - Przynajmniej jej się udało. - I co? Znalazłaś kogoś lepszego niż ja? Niż nasza rodzina? - Zatoczył łuk ręką, wskazując te nieszczęsne ściany Konsoleum.  - To...- zaczął lecz urwał gdyż ziemia niebezpiecznie się zatrzęsła. Czyjeś szybkie kroki rozbrzmiały z tyłu i po chwili dało się słyszeć głos doktorka Westa.

    - Hardy, kurwa czyś ty się z waćpanną na mózgi pozamieniał? Gdzie twój instynkt prze...- nie dokończył. Zassał głośno powietrze. - Kate? - Zatrzymał się obok mnie i odniosłam wrażenie, że nie ma odwagi podejść bliżej, zupełnie jakby zobaczył zjawę. - Miło cię widzieć - zwrócił się do Osy. - Rozumiem oczywiście, że macie sobie wiele do wyjaśnienia, ale może zrobicie to na zewnątrz?

    Osa pierwszy raz wyglądała na zdruzgotaną, co zupełnie nie korelowało z jej wizerunkiem zimnej suki.

    - Chodźmy - poprosił Hardy, wyciągając do niej dłoń, ale zmierzyła ją z obrzydzeniem.

    Szczerze powiedziawszy Hardy z natury był odpychającym typem i nie mówię o jego aparycji, a charakterze, ale na szeleszczące liście sto razy bardziej wolałabym męczyć się z tym seksownym lumpem niż tkwić w Konsoleum. Co było z nimi wszystkimi nie tak?

    Ostatni raz spojrzałam na tę dwójkę i odwróciłam się na pięcie gotowa zostawić ich wszystkich w cholerę. Osa i te kobiety miały wybór, wolną wolę i otwartą drogę ucieczki. Nic więcej nie mogłam zrobić.

    - Zaczekaj! - dobiegł mnie zza pleców nieznany głos. - Zabierz mnie ze sobą.

    Zerknęłam przez ramię, żeby zobaczyć młodziutką dziewczynę o wielkich zielonych oczach, bladej, pokrytej piegami buzi i drżących ustach, która przedzierała się przez tłum. Gdy wreszcie wyszła przed grupę zarejestrowałam pewien istotny szczegół. Pod luźną, przybrudzoną suknią, sięgającą kostek odznaczał się dość wyraźnie ciążowy brzuch. Dziewczyna świdrowała mnie tak błagalnym spojrzeniem, które w jednej chwili chwyciło mnie za serce. Błyskawicznie zawróciłam i podeszłam do niej ze słowami na ustach:

    - Nie zostawię cię.

    Odpowiedziała mi szczerym uśmiechem.

    - Jestem spakowana. Mam wszystko co potrzebne. - Złapała za pasek torby przewieszonej przez ramię.

    - Wezmę ją.  - Wyciągnęłam rękę, ale uprzedził mnie doktorek West i dobrze, bo nie wiem czy w moim stanie, gdy bolało mnie dosłownie wszystko, przy roztrzaskanych żebrach, dźwiganie tobołów było wskazane.

    West chwycił dziewczynę pod ramię i zapytał:

    - Wiesz, który to miesiąc?

    - Chyba dziewiąty - odparła przestraszona.

    - Tak myślałem - westchnął. - Lepiej się pośpieszmy, jeśli nie chcemy, żebyś urodziła tutaj.

     Gdzieś bardzo blisko coś grzmotnęło i z sufitu ponownie posypały się gruz i pył. To uzmysłowiło mi, że nie mamy chwili do stracenia. Dudniące echo wystrzałów docierało  do nas zza grubych murów. Spojrzałam na Mela, który wyciągał do mnie rękę i zaciskając zęby z bólu ruszyłam niemrawym krokiem w jego stronę. Przed nami szli doktorek West z ciężarną dziewczyną. Obejrzałam się za Hardym, ale stał w tym samym miejscu i rozmawiał z Osą. Nagle zdjął mnie strach o tego socjopatycznego palanta. A co jeśli zginie przysypany gruzami?

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz