58 Niech to szlag!

95 15 3
                                    

Umieścili nas w starym biurze należącym do pracownika niższego szczebla, o czym świadczył wystrój pomieszczenia. Poza biurkiem oraz kompletem trzech krzeseł w pokoju znajdowała się stara bordowa sofa z wysokimi regulowanymi zagłówkami. Biurko, białe i stosunkowo czyste, świeciło pustkami, a panel z którego powinien wysuwać się monitor pokrywała prehistoryczna warstwa kurzu.

Gotfryd podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz, odsłaniając czarne żaluzje. Mieliśmy widok na dziedziniec i hangar. Mel rozsiadł się na obrotowym krześle i oparł nogi na biurku. W świetle dnia wpadającym oknem, zawirowały pyłki kurzu.

- Chyba nie zamierzamy spędzić ostatnich godzin życia w tym beznadziejnym pomieszczeniu? - zapytał.

- Ćsi - uciszył go Got. Wskazał palcem na swoje ucho, następnie na ściany. Wyciągnął jakiś przedmiot i zaczął obchodzić pokój, a my obserwowaliśmy go w zupełnej ciszy. - Czysto - oznajmił, gdy zakończył obchód. - Dobra, weź teraz powiedz Sky jeszcze raz, gdzie jest Hardy?

Przycupnęłam na podłokietniku sofy. - Poinformowano mnie, że wyruszył na akcję ratunkową, na Wyspę Amazonek, aby...- zamilkłam. - W sumie to nie mam pojęcia po kiego grzyba on tam lazł. Z tego co zrozumiałam to nikt już nie więzi kobiet na wyspie, ponieważ Konsoleum upadło lata temu. Więc teoretycznie moja matka, która według akt została tam zesłana i uwięziona, jest, o ile jeszcze żyje, osobą wolną, a zatem może bez większych przeszkód wrócić do Terry. Wygląda jednak na to, że albo nie żyje, albo ma mnie głęboko gdzieś i nie zamierza wracać.

- A może - zaczął Got. - Nie wie, gdzie jest przejście. - My odkryliśmy je czystym przypadkiem. - No tak o tym nie pomyślałam. - Zakładam, że Hardy ma sprowadzić twoją matkę z powrotem do Terry.

- Fajnie - uśmiechnęłam się. - Szkoda, że ponoć to jakaś misja niemożliwa do wykonania, bo amazonki strzelają do każdego, kto chce się do nich zbliżyć. No i jest jeszcze kwestia braku łączności z ekipą ratunkową. Tom twierdzi, że nie ma z nimi kontaktu, co oznacza, i nie żebym bawiła się w Mela, że chyba coś poszło nie tak, tym bardziej, że ekipę wyposażono w najlepszy sprzęt i samochód bojowy. Znając moje szczęście, to moja matka zabiła mojego męża, który udał się na wyspę aby ją uratować.

- No lepiej bym tego waćpanno nie powiedział - wyszczerzył się Mel. - Dodam tylko, że to wersja optymistyczna tych wydarzeń. Powiedziałbym jak będzie wyglądała wersja pesymistyczna, ale musicie sobie radzić beze mnie.

I chwała niech będzie ojcom założycielom!

- Babci Feli też nie udało się dotrzeć do twojej mamy - zauważył Got, któremu chyba udzielił się posępny nastrój Mela. Mnie zresztą też. Upomniałam się jednak mentalnie, by nie poddawać się chwili i myśleć pozytywnie.

- Bez przesady. To, że nie ma łączności wcale nie musi oznaczać najgorszego. Może oznaczać wszystko inne. Na przykład, że sprzęt nawalił. Ja zresztą też nie miałam tam zasięgu.

Mel okręcił się na krześle o trzysta sześćdziesiąt stopni i zatrzymał hamując nogami o blat biurka. - Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz, waćpanno.

I tu mnie miał.

- Okej, to ja idę się przejść - oznajmiłam. - Nie wysiedzę tutaj, a może dowiem się czegoś nowego. Zostaniemy tu góra kilka godzin, a później zdecydujemy co dalej. - Powiodłam wzrokiem od jednego do drugiego.

- Niech ci będzie - zgodził się Mel. - Tylko załatw coś do jedzenia, bo mnie kiszki marsza grają.

- Zobaczę co da się zrobić.

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz