35. Tunel

128 29 8
                                        




Kiedyś to miasto i ten świat musiały być piękne. Budynki, którym się właśnie przyglądałam były doszczętnie zniszczone, ale gdzieniegdzie ostały się jeszcze wysokie, szklane wieżowce, w których cudownie odbijał się pomarańczowo-żółty wschód słońca. Wkoło panowała złowroga cisza. Moje miasto nigdy nie spało. Owszem o pewnej porze, na granicy dnia i nocy można było przemknąć jego ulicami niemal niepostrzeżenie. Niemal, bo zawsze kogoś się napotkało. Dozorcę, dostawców, piekarzy. Tutaj panował totalny bezruch. Jakby oczy miasta posklejane ropą nie mogły się otworzyć. Zdawało się, że nawet na nas nie zerknie i uda nam się dyskretnie przejść te kilka przecznic, ale patrząc na Hardego odnosiło się zupełnie inne wrażenie. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak spiętym. Jego głowa odwracała się na wszystkie strony, a wzrok rejestrował najmniejszy nawet ruch. Ja sama byłam cała w nerwach i o mały włos nie oddałam strzału do kilku szczurów, ale Toy powstrzymała mnie w samą porę.

Już na samym początku, gdy tylko opuściliśmy centrum handlowe Amata, Hardy zagroził, że jeśli ktoś się wyłamie z naszego szyku, to odstrzeli mu łeb. Maszerowaliśmy więc spójną grupą. Niebieskooki na czele, tuż obok doktorek West, dalej Ludojad Luke, który odgrażał się, że będzie chronił swą dorodną piersią nie tylko mnie, ale także małżonka. Tuż za Lukiem dreptałam ja w towarzystwie Hany i Mela, a tyły zamykała ekipa z Konsoleum czyli Toy i jej trzech ziomków. Wysoki i przygarbiony miał ksywkę Łysy, chociaż ciemne włosy sięgały mu łopatek, niższy z lekkim zezem i sporych zakolach na słabo owłosionej głowie, nosił dość egzotyczne imię Ezra, za to Nikolaj, mężczyzna o młodzieńczych rysach twarzy, zielonych oczach i dość kwadratowej szczęce, z bronią w ręce prezentował się jak profesjonalny młodociany przestępca. Zadziornego charakteru nadawały mu jeszcze obszarpane spodnie i skórzana kurtka.

Pomyślałam, że tak obładowani giwerami, jak nazywał je Nikolaj, stanowiliśmy niecodzienny widok, ale czy łatwy łup? Czego tak obawiał się Hardy?

- Czy tu jest niebezpiecznie? - zagadnęłam do Mela. - Znaczy bardziej niż w innych miejscach?

- Jak to w mieście. - Wzruszył ramionami. - Na każdej dzielnicy rządzi inny gang. Będziemy się starali ich unikać, ale na moje to i tak bezowocny zabieg. Dopadną nas tak czy siak. Spójrz tam. - Wycelował palcem w mijany po prawej stronie budynek. - Widzisz ten czerwony znak na elewacji? - Przyjrzałam się badawczo koronie, nad którą krzyżowały się dwa kije bejsbolowe. - To oznacza, że po tamtej stronie rozpoczynają się tereny Krwistych. A teraz spójrz w lewo.

- Widzę niebieski nabój ociekający niebieską krwią - powiedziałam.

- Na lewo od głównej ulicy zaczynają się tereny Błękitnokrwistych. Jak nie trudno się domyślić Niebiescy nie cierpią Czerwonych. Dlatego idziemy środkiem ulicy, jest ponoć neutralny. - Wreszcie załapałam dlaczego Hardy nakazał nie opuszczać szyku. - Pięć przecznic dalej wkroczymy na terytorium Lost Cops. To jeden z najgroźniejszych, ale też najlepiej wyposażonych i wytrenowanych gangów, ponieważ tworzą go byli policjanci. Uważają się za stróżów tego miasta, ale niczym nie różnią się od reszty. Każdy z gangów może różnie na nas zareagować. Idziemy dość liczną grupą, mogą uznać, że jesteśmy nową ekipą, która chce zająć jakąś część miasta, albo zwyczajnie się nudzą i danie nam w kość będzie dla nich jakąś rozrywką. Oczywiście mówiąc rozrywka nie mam na myśli imprezki jak u Lucjana. W najlepszym wypadku nas zabiją. Wersji pesymistycznej nie chcesz znać.

- Może powinniśmy schować broń żeby ich nie prowokować? - zasugerowałam, zaciskając palce na trzymanym pistolecie.

- To zły pomysł. Spluwa daje ci prestiż i szacunek. Jest też dość sugestywnym komunikatem. Coś w stylu „zadrzyj ze mną a odpowiem ogniem".

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz