19. Z deszczu pod rynnę

140 23 10
                                    

W opisie Dysharmonii napisałam, że to nie jest cukierkowe love story dla różowych księżniczek.Ostrzegam zatem, że w tym rozdziale może być drastycznie, później gorąco, następnie znowu ździebko tragicznie, ale chyba już Was przyzwyczaiłam, że Sky jest  najbardziej pechową spośród moich bohaterek. Swego czasu była to Hal z "Mrocznej miłości", ale Sky bije ją na głowę.

So... Jeśli nie macie dzisiaj dnia na istną karuzelę emocji, to zostawcie sobie ten rozdział na później, albo czytajcie wybiórczo :)


Hardy milczał. Świdrował mnie tym swoim lodowatym wzrokiem, a ja nie miałam wątpliwości co wyrażała jego twarz. Wahał się, czy zostawić mnie na pastwę grubasa.

- Zapraszam - powiedział grubas przymilnie i zaczął się cofać, wciągając mnie w głąb pomieszczenia. - Możesz odłożyć broń - zwrócił się do Lumpa.

Niebieskooki mruknął coś niezrozumiałego, co brzmiało podobnie do „ja pierdolę" i nachylił się, by położyć pistolet na podłodze, następnie wyprostował się, uniósł ręce do góry i ruszył za nami. Miałam nadzieję, że w jego popapranej głowie zdążył się zrodzić jakiś plan działania, bo szczerze powiedziawszy moje myśli krążyły chaotycznie po głowie i nie było szans bym wpadła na coś, co pozwoliłoby nam wyjść z tej sytuacji obronną ręką.

- Bądź tak dobry i zamknij za sobą drzwi - powiedział grubas.

Hardy wykonał polecenie bez mrugnięcia okiem, tymczasem mój wielbiciel, zatrzymał się na środku pokoju przesiąkniętego zapachem tytoniu, uryny i zgnilizny. Zadzwonił metal i po chwili grubas zamknął mi wokół nadgarstka lewej ręki obręcz. Powiodłam wzrokiem do moich kajdanek, dalej w górę wzdłuż długiego łańcucha przyczepionego do sufitu i strach zaczął się rozrastać w moim wnętrzu niczym wszędobylski bluszcz.

- Zadowolona? - zapytał ostro Hardy, obdarzając mnie cierpkim spojrzeniem.

Nie odezwałam się, ale odpowiedź jednak padła.

- Tak i to bardzo. A będę jeszcze bardziej.

Odwróciłam się w kierunku, skąd dobiegł głos kobiety, na widok której moje serce zgubiło miarowy rytm. Zamrugałam kilkakrotnie oczyma. Nie, to nie możliwe. Wzrok musiał spłatać figla mojej percepcji. Momentalnie zerknęłam w kierunku Hardego, ale jego twarz również wyrażała frapującą mieszaninę uczuć.

- Przedstawiam wam moją żonę. - Mój wielbiciel wyrwał nas z osłupienia. - Dzisiaj będziemy się razem bawić. Ty śliczny chłopcze, podejdź tutaj i załóż sobie obrączkę. - To powiedziawszy grubas odsunął się na bezpieczną odległość, wciąż mierząc do nas z broni.

Hardy jednak nie ruszył się z miejsca. Wyglądał na zdruzgotanego. Cóż, gdy ponownie utkwiłam wzrok w pani Grubasowej, coś zbuntowało się w moim wnętrzu. Chorobliwie otyła, naga kobieta siedziała na zielonej, aksamitnej sofie, która uginała się pod jej ciężarem, grążąc złamaniem się w pół. Kobieta musiała ważyć nie bagatela ponad dwieście kilo. Jej głowa, podbródek, szyja oraz piersi, zlewały się w jedną zbitą masę i trudno było odróżnić, gdzie zaczyna się jedno i kończy drugie. Niżej wcale nie było lepiej. Jej brzuch przejęła wielka niczym pasożytnicza huba narośl, zwisająca prawie do samej podłogi. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak potwornego. Nie mogłam na to patrzeć, więc odwróciłam wzrok z powrotem na obleśnego faceta.

- Śliczny chłoptasiu albo założysz bransoletkę, albo będę zmuszony wpakować w ciebie trochę ołowiu - oznajmił gospodarz przymilnym tonem, a jego mina wyrażała szczere zatroskanie. W innych okolicznościach, z tą jowialną twarzą mogłabym go wziąć za sympatycznego starszego pana o rubasznym poczuciu humoru. Wszystko jednak wskazywało na to, że jego psychika była mocno skrzywiona.

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz