Jasny prostokąt światła padającego z otwartych drzwi odznaczał się na mchu, wyłaniając z ciemności jego zielony kolor. Przed nami rozpościerał się las. Wysokie korony drzew przysłaniały ciemniejące niebo rozrywane zygzakami błyskawic. Z pewnością zmierzchało. Rzut kamienia od nas znajdowała się jakaś drewniana chata, w której oknach paliło się światło, a w środku kręcili się jacyś ludzie.- Szybko, zamknijcie drzwi - poleciłam. - Musimy jakoś minąć tę chatę i uciec najdalej jak się da.
- Racja - przyznał Got. - Idźcie w prawo - powiedział, sam obierając przeciwny kierunek.
- A ty dokąd? - szeptałam bez sensu. Przecież tamci goście w domku nie mogli nas usłyszeć.
- Zamierzam zmylić nasz pościg. To kwestia kilku minut i tamte typy poradzą sobie z drzwiami. Jak nic ruszą za nami, a z Hardym raczej nie mamy szans im zwiać. Pociągnę ich za sobą i znajdę was później. Idźcie w kierunku gwiazdy polarnej, to...
- Wiemy co to gwiazda polarna - warknął Mel.
- Jasne - odparł Got. - Sky, upewnij się, że masz wyłączony telefon, żeby nikt cię nie namierzył.
- Ale... - chciałam zaprotestować.
- Nie bój nic. To dla mnie jak zabawa w podchody. Uwielbiam ganiać po lesie. - Odwrócił się i tyle go widzieliśmy.
- Za mną - rozkazałam. - Uważajcie, żeby nie zostawić żadnych śladów. Mel możesz iść na końcu i o to zadbać? Luke pomóż Westowi z Hardym. Jak mała?- Zerknęłam na Hanę.
- Szczęśliwie śpi.
To było cudowne dziecko, ciche, spokojne jakby wiedziało, że od tego, czy zachowa ciszę zależy jej życie.
Zagłębiliśmy się w leśną gęstwinę, chciałam dotrzeć jak najdalej, zanim zrobi się zupełnie ciemno i dopiero wtedy włączyć latarki. Poruszanie się po omacku po lesie pełnym kłód, nor i nierówności terenu było czystym szaleństwem.
- Luke czy dasz radę ponieść małżonka? Przynajmniej przez jakiś czas?
- Oczywiście pani - skinął głową.
Najchętniej ruszyłabym galopem, ale z wiadomych powodów poruszaliśmy się zdecydowanie zbyt wolno. Prześladowało mnie niegasnące uczucie, że wróg nie dał się zmylić Gotfrydowi i depcze nam po piętach. Każdy szelest liści wywoływany przez leśne zwierzęta, każdy strzelający patyczek przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Co gorsza nawet nie wiedziałam, gdzie się znajdowaliśmy i jak daleko było do najbliższego punktu ratunkowego, do którego musieliśmy jak najszybciej dostarczyć Hardego. Cudem nie wpadłam jeszcze w panikę.
- Sky. - Usłyszałam za plecami cichy głos Hany.
- Tak? - Odwróciłam się zaniepokojona. - Co jest? - Rozejrzałam się nerwowo dookoła, lecz nie ujrzałam nic więcej poza czarnymi powykręcanymi gałęziami i wysokimi konarami pnącymi się na tle grafitowego nieba, na którym jeden po drugim zaczynały się wyłaniać świecące punkciki gwiazd.
- Chciałam tylko powiedzieć, że tu jest pięknie. Czy to jest dżungla? - zapytała.
Zdębiałam, naprawdę. Dobrze, że było wystarczająco ciemno i nikt nie mógł zobaczyć mojego niebotycznego zdziwienia. Chwilę mi zajęło, nim sobie uświadomiłam, że zarówno Hana jak i inni mieszkańcy tamtego postapokaliptycznego świata nie widzieli tak bujnej roślinności. Jedyne co fundował im tamten świat to zgliszcza, zniszczenie i rachityczne roślinki w doniczkach, hodowane pod ziemią, w warunkach dalekich dla żyznej uprawy.
CZYTASZ
DYSHARMONIA
FantasyNiedoszła policjantka, seksowny lump, melodramatyczny wróżbita, stary psychiatryk, martwa pacjentka, zapomniana przez wszystkich, skrywająca tajemnicę fabryka, wyznawcy Różowego Penisa i miejsce, które rzekomo nie istnieje. Jedna noc, jedna z poz...