13. Cesia Cyborg

114 20 3
                                    


Toczyłam wewnętrzną walkę między tym, co słuszne, a tym czego chciałam. A chciałam naprawdę wiele. Jako funkcjonariusz publiczny, w pierwszym odruchu miałam ochotę rzucić się na gościa w kapeluszu, zakuć go w kajdany i doprowadzić na komisariat. Niestety znajdując się w tym miejscu, nie znając lokalizacji wyjścia, bez niezbędnego do interwencji sprzętu, nie mówiąc o wsparciu, ta opcja odpadała w przedbiegach. Poza tym to ja byłam tutaj oskarżona o zabójstwo, więc w obecnej sytuacji byłoby to zwyczajnie niedorzeczne, a już z pewnością bezowocne. Nie pozostawało mi zatem nic innego jak grzecznie poczekać na rozwój wydarzeń. Wszak istniało duże prawdopodobieństwo, że burmistrz mnie nie rozpozna. Wcześniej, gdy ścigałam go w starej fabryce i gdy do mnie strzelił, miałam na sobie kask, zakrywający moje włosy oraz pół twarzy. Jedyną rzeczą, która mogła mnie zdradzić były modne dżinsy, tutaj z pewnością się wyróżniające, ale w tej chwili szczęśliwie dla mnie niemiłosiernie brudne i oczywiście włosy, których tutejsze kobiety nie posiadały z przyczyn dla mnie kompletnie niezrozumiałych. Zmasakrowana twarz z całą pewnością nie wydała mu się znajoma. Jedna rzecz nie dawała mi jednak spokoju. Burmistrz wiedział o istnieniu miasta na górze. Już raz próbował mnie zabić. Może wcale nie uciekał przede mną z powodu śmierci Amy Fitzgerard, lecz dlatego bym nie trafiła do tego miejsca. Zaraz zaraz...Co takiego wtedy powiedział, na chwilę przed oddaniem strzału? „Tutaj nikt cię nie znajdzie. To miejsce nie istnieje.". Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam? Czy była to zawoalowana podpowiedź mojego umysłu, który wciąż jakimś cudem tkwił w komorze? Czy to wszystko działo się tylko w mojej głowie? A może Kapelusznik jasno dał mi do zrozumienia, że nikt nie wie o istnieniu tego miejsca?

- Szefie! - odezwał się pryszczaty.

Burmistrz podniósł głowę znad papierów jakby dopiero teraz się zorientował, że ma towarzystwo. Obdarzył nas przelotnym znudzonym spojrzeniem:

- Jestem zajęty – burknął i powrócił do przeglądania dokumentów.

- Ale szefie kiedy to ważne. Ragnar nie żyje – nie odpuszczał koleś.

Burmistrz powoli uniósł wzrok i tym razem przeszył swojego człowieka lodowatym spojrzeniem.

- Akurat teraz kiedy jest tak cholernie potrzebny? - zapytał głosem, który zmroził mi krew w żyłach. - Śmiał sobie sam, bez pozwolenia kopnąć w kalendarz czy ktoś mu w tym pomógł?

- Ona - Pryszczaty klepnął mnie w plecy. - Zagryzła go.

Przełknęłam ślinę. Tia, to chyba nie przedstawia mnie w zbyt dobrym świetle.

- Zagryzła? - Teraz szare, wąskie oczy świdrowały mnie z jawną wręcz wrogością. - Jest jednym z tych pieprzonych kanibali?

Mel wyszedł przed szereg, protestując żarliwie.

- Nie jest kanibalem - zaprzeczył. - To narzeczona Scotta Westa. Chyba nie muszę go przedstawiać? Kate pochodzi z wysp, zapewniam jednak, że znajduje się tutaj legalnie. Nie zna jeszcze tutejszych zwyczajów, ani tym bardziej przedstawicieli rządu, co oczywiście wróży niechybną katastrofę, która jak mniemam już się wydarzyła i, którą rzecz jasna przewidziałem bezbłędnie - w tym momencie posłał mi znaczące spojrzenie. - Niemniej Kate została zaatakowana i musiała się bronić. Nie zdawała sobie sprawy, że Ragnar to wysoko postawiony urzędnik. Gdyby wiedziała z pewnością by go nie zagryzła. - tłumaczył Mel, ale facet w kapeluszu w ogóle nie słuchał tego, co mówił lump, tylko mierzył mnie groźnym wzrokiem.

Rondo kapelusza rzucało cień na jego twarz, uwypuklając zapadnięte policzki i szpiczasty nos. Byłam niemal pewna, że już go kiedyś widziałam, pomijając incydent z pościgiem i strzelaniną rzecz jasna. Zastanawiałam się czy burmistrz poddawał mnie równie wnikliwej analizie? Czy mógł mnie zobaczyć na komisariacie gdy odwiedzał kapitana? Czy teraz pomimo mojej dorodnie obitej buzi mnie rozpoznał? Przypomniałam sobie własne odbicie, które ujrzałam dziś w lustrze i odetchnęłam z ulgą. Niechybnie prezentowałam się jak pierwszorzędny lump.

DYSHARMONIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz