Rozdział 7 : Potter?

1.6K 124 21
                                    

Małżeństwo Potterów wstało o świcie jednak wiedząc, że Carther wygoni ich sprzed bram świętego Munga, gdy tylko się tam pojawią o tak wczesnej godzinie postanowili zasiąść do stołu. W ciszy trwał im ciepły poranek, a kawa zastąpiła im całe śniadanie. Pan Potter westchnął pod nosem. Jego żona nie przespała tej nocy. Nie dziwił się jej. Cały czas porównywał chłopca do swojego syna, Maxwell'a. 

Nie miał pojęcia jakby się czuł gdyby zabrano mu syna sprzed nosa, więc jego rodzina musiała być bardzo zrospaczona. 

- Co mówi Ministerstwo? - zapytała się kobieta siedząc przy stoliku i wgapiając się nieprzytomnie w ogród roztaczający się za oknem ich posiadłości. 

- Nie wiele. Nie dostrzeżono na razie żadnego przestępstwa więc chcą zataić tą sprawę. Ludzie i tak panikują....Nie ma również żadnych danych o chłopcu w bazach. Żadne dziecko w Wielkiej Brytanii nie znikneło...nie zgłoszono jego zaginięcia....nikt go nie szuka.

- A inne kraje?

- Najpierw prawdźmy czy mówi w naszym języku. Jeśli nie to skontaktujemy się bezpośrednio w odpowiednimi służbami, ale na razie preferowałbym również trzymać to w ciszy...

- Masz rację - rzekła kobieta i spojrzała na męża. - Pewnie ledwo uszliśmy z tego żywi.

- Żywi?

- Pomyśl...ktoś tak silny i brutalny by wymazać pamięć temu chłopcu, skrzywdzić go i porzucić na śmierć w środku lasu...Grindewald musiał się tutaj mieszać.

- Masz rację...to też tłumaczyłoby czemu nie zjawił się podczas tej anomalii - mruknął Pan Potter. - Chłopiec jest w niebezpieczeństwie....

- Jak cały świat, przez tego....tego...ugh!

Kobieta jęknęła zdenerwowana i złapała się za głowę. Oparła brodę o swoje dłonie i zamknęła oczy, po chwili spojrzała na męża z pytaniem w oczach. Mężczyzna lekko się uśmiechnął. 

- Jeszcze kilka minut - powiedział ciepło. - Chłopak nigdzie nam nie ucieknie.

Blondynka westchnęła i kiwnęła głową. Oparła się o krzesło i przymknęła oczy by rozluźnić mięście oraz uciszyć kołatające myśli.

W końcu wybiła ósma, a małżeństwo mogło wybrać się do Świętego Munga.

Teleportacja sprawiła, że ich podróż była niczym mrugnięcie oka, a zaraz po tym Pani Potter niczym pocisk przeleciała przez bramę oraz drzwi by wpaść wprost do izby przyjęć szpitala i nawet nie zwracając uwagi na pielęgniarki oraz lekarzy zaczęła szukać brata. Henry szedł z wolna za nią witając się miło z każdą osobą kiwnięciem głowy i miłymi słowami. 

Carther natomiast właśnie obudził się po wykańczającej nocy. Uniósł głowę i dostrzegł, że chłopak drży i najpewniej jest przytomny. Co było dość zaskakujące bo powinien jeszcze spać z godzinę lub dwie, jednak to był najmniejszy problem. Medyk przeciągnął się ziewając, a czarnowłosy drgnął i szybko poderwał się do pionu, niczym rażony piorunem.

- Spokojnie dziecko - rzekł mężczyzna kładąc dłoń na jego dłoni. Chłopak nie widział i nie mógł mówić więc ich komunikacja była bardzo okrojona. Mężczyzna klasnął więc w dłonie. - Jesteś w szpitalu, świętym Mungu...szpitalu dla czarodziejów. Rozumiesz moje słowa?

Chłopak zastanowił się. Te słowa wydawały się mu dziwne, ale i zupełnie normalne, jakby kiedyś to słyszał...jakby niegdyś słyszał o tych miejscach. Kiwnął więc głową.

- Jesteś ranny, poza tym nie mówisz i nie widzisz, ale to przejdzie z czasem - mężczyzna mówił bardzo powoli patrząc na twarz chłopca, który zachowywał się bardziej dojrzale niż większość dorosłych, z którymi miał do czynienia...Wielu krzyczałaby w strachu, wyrywało sobie włosy i nie chciała go słuchać. Chłopiec jednak pozostał jakby bierny chłonąc każde jego słowo. - Czy...pamiętasz cokolwiek?

Nowy Czas. Nowy PorządekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz