Rozdział 68:

323 34 36
                                    

Tom uderzył Luke książką w głowę tak by nie zadać mu zbyt dużo bólu, ale jednak by chłopak się przymknął.

- Wystarczy tych spekulacji - burknął prefekt. - Zaczynają się święta, a ty tutaj siedzisz i denerwujesz mnie, zamiast spędzić czas ze swoją rodziną. Zmiataj stąd, bo jeszcze mi się oberwie za trzymanie cię w swoim pokoju. 

- Pójdę tylko jeśli obiecasz, że...

- Ja nic nie obiecuję - przerwał mu Tom.

-...- Luke nadął policzki. - W takim razie chodź przynajmniej ze mną na święta do taty - zaproponował brunet. - Zanim zapytasz "po co?", to powiem ci po co. Chcę byś spędził z nami święta. Nie bądź taki zgryźliwy.

- Twój ojciec mnie nie lubi i zdecydowanie nie będzie chciał na świętach - burknął.

- Przestań marudzić i chodź inaczej...inaczej....

- Inaczej co?

-...rozpowiem Slytherinowi, że śpisz z pluszakami.

Tom uniósł brew i zaśmiał się na groźbę chłopaka. Oboje wiedzieli, że nikt w to nie uwierzy, szczególnie, że znali go dłużej i lepiej od Luke'a więc było to posunięcie poniżej pasa, ktore nawet nie trafi w niego.

- Próbuj - prychnął Riddle i rozsiadł się na swoim fotelu. - Mów, a ja poobserwuje.

Luke nadął czerwone policzki, że też nie mógł wymyśleć czegokolwiek innego. Zdenerwowany usiadł na ziemi i spojrzał buńczucznie w ocz prefekta, który patrzył na niego z góry.

- W takim razie ja też nie idę - powiedział zaskakując Riddle'a, który pobladł przez jego następne słowa. - I powiem tacie, że mnie zamknąłeś w swoim pokoju i zabroniłeś wyjść, Panie Idealny Uczniu.

Przez chwilę siłowali się na spojrzenia, aż w końcu Tom odpuścił. Wiedział, że co jak co, ale jego status wzoru do naśladowania mógł być porządnie nadszarpnięty przez takie gadanie. Szczególnie, że nie chciał mieć złych relacji z Panem Seer'em. Wstał i podszedł do Luke'a by szarpnąć go za ramię i postawić przy tym na nogi. 

- Idziemy - burknął. 

Wychodząc z pokoju oraz pokoju wspólnego Slytherinu, na ustach Tom'a pojawił się delikatny uśmiech. Nie mógł zaprzeczyć, że od dawna chciał spędzić czas na świętach. Takich...bardziej...normalnych, spokojnych. Chciał mieć spokój i rodzinę, prawdę mówiąc od zawsze. W sierocińcu święta wyglądały zupełnie inaczej, zawsze był wyrzucany w kąt pokoju, na koniec stołu, a daleka od zdjęć czy choinki....czy nawet potraw, które były bardzo okrojone i limitowane. Od kiedy zaczął chodzić do Hogwartu zostawał sam w zamku, czasami zdarzało się, że ktoś ze Slytherinu pozostał, ale zazwyczaj nie zostawali tutaj z miłego powodu i raczej nie chcieli świętować niczego z nim. Śmierć rodziców, stracenie majątku lub wykluczenie, a nawet zostanie wydalonym ze szkoły. Takie osoby zazwyczaj te dni spędzały w żałobie i żałości, a następnie pakowały się i znikały, czasami na stałe. Nienawidził świąt. Nie lubił patrzeć na szczęście innych jednocześnie samemu nic nie mając dla siebie. 

Tom usilnie przez lata, chciał być dobry. Mimo jego ponurego wyglądu, odpychającej aury oraz pewnego rodzaju zacięcia do czarnej magii, chciał być tym dobrym w swojej historii. To było zdecydowanie irytujące i ciężkie do przetrawienia, gdy nie tylko wszyscy wokoło zaczęli go uznawać za zimnego, dumnego węża, gdy chciał tak na prawdę odwrócić swoje życie. Dlatego pomógł Slytherinowi, przez własne ego i zapędy, ale czuł że był to dobry krok. Slytherin na samym początku był bardzo chaotyczny, nieprzyjazny i wręcz wydawał się być jednym wielkim skupiskiem wszytkiego co najgorsze w świecie, ale to dało się tak szybko naprawić...tak szybko, że Riddle aż nie mógł uwierzyć, że wyjdzie mu to z taką łatwością. Nie stracili niestety na złej reputacji, ale mogli w końcu rozmawiać między sobą oraz tworzyć relacje, nie naznaczone rywalizacją czy arytokratyczną potrzebą ciągnięcia swojej linii krwi. 

Ukradkiem spojrzał na Luke'a, który z wielkim uśmiechem prowadził go przez korytarze, jakby ten nie znał sam drogi do wielkiej sali. Było to całkiem zabawne, ale musiał się zgodzić z jedną myślą. Był wdzięczny temu idiocie, że pojawił się w tej chwili i nawet wziął na siebie śmierć Avidy. Gdyby nie on może byłoby mu cieżej. Przed jego pojawieniem się Slytherin znów zaczął się nieco wahać z powodu jego niestabilności i wpływu tej dziewczyny. A gdyby jeszcze to on został zmuszony ją zabić? Czy ten uczynek sprawiłby, że się pogrążył? Gdyby ją zabił...czy załamałby się do końca i pozwolił czarnej magii dyktować jego ruchy? Pewnie tak. Pewnie ciężar czegoś takiego by go zwalił z nóg, ale Luke wydawał się wręcz nietknięty. Nie wiedział, czy to wyparcie, czy maska, czy chłopak po prostu w swoim poprzednim życiu przeżył tyle i widział tyle, że jednak śmierć z jego ręki go nie zmieni? Nadal...on był powiązany z Grindewaldem. Kimś tak potężnym, tak szalonym...tak tajemniczym, a wydawał się taki niewinny. Chociaż nadal myśląc o tych duchach...o wskrzeszeniu, które nie miało sensu oraz o jego mocy i problemach z pamięcią, Tom nie mógł zaprzeczyć, albo Luke nimi gra w swoim wielkim "planie" albo tak samo ślepo podąża w przyszłość jak oni. 

Znając go, to pewnie to drugie było prawdą. Nie mógłby sobie wyobrazić jego zdradę, nie pasowało mu to do czystej chęci pomocy w nim. 

W końcu ich dwójka przystanęła i Luke spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Niewinnym. A to oznaczało jedno. Coś zrobił za jego plecami. Może jednak chłopak jest jakimś wielkim zdrajcom, który na końcu ich zniszczy?

- Wejdziesz pierwszy? - zapytał, a Tom zmarszczył brwii. - Nic cię złego nie czeka. Po prostu chcę się upewnić, że wejdziesz do sali i nie uciekniesz - skłamał Luke.

- Gdybym chciał uciec zrobiłbym to zaraz po wyjściu z mojego pokoju - mruknął chłopak i westchnął. - Co mnie czeka?

- Nic wielkiego - odparł zawstydzony Luke, otworzył drzwi i wepchał chłopaka za nie. 

Nowy Czas. Nowy PorządekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz