Beacon Hills było tej nocy podejrzanie spokojne. Żadnych wilkołaków biegających po ulicach, łowców ostrzeliwujących czyjeś domy, ani potworów wychodzących z lasu i rzucających się na przypadkowych przechodniów. Nawet policja nie miała ostatnio czym sobie zawracać głowy - gdy ustały tajemnicze morderstwa, Beacon Hills okazało się być w rzeczywistości jednym z tych niepozornych, nudnych miasteczek, w którym jedynymi wykroczeniami bywały bójki pijanych dzieciaków na parkingu, kradzież słodyczy ze sklepu osiedlowego, czy też spanie w samochodzie zaparkowanym w miejscu publicznym... To ostatnie było również powodem, dla którego dwóch chłopców nie mogło spokojnie zasnąć tej nocy.
Theo Raeken był przeganiany z miejsca na miejsce, gdy tylko udało mu się zmrużyć oko. Ostatnimi czasy zmienił swoje podejście do morderstw, ale szczerze mówiąc stęsknił się za czasami, gdy policja miała ciekawsze rzeczy do roboty niż zaczepianie bezdomych próbujących się tylko spokojnie zdrzemnąć. Przynajmniej wtedy udawało mu się przespać bez przerwy cztery godziny, a nie dwie... Co z tego, że trzymał się z dala od centrum i starał się parkować tak, żeby być jak najmniej widocznym? Zawsze udawało im się go znaleźć, jakby tylko na to czekali.
Westchnął ciężko, znajdując kolejne miejsce, w którym mógłby odpocząć chociaż godzinkę. Ostatnio coraz częściej zastanawiał się nad własną głupotą. Mógł przecież w każdej chwili opuścić to przeklęte miasto, zacząć od nowa gdzieś, gdzie nie ma przyklejonej łatki psychopaty i mordercy, może nawet dołączyć do jakiegoś stada... A jednak od ponad tygodnia szwędał się po ulicach bez większego celu mając nadzieję, że akurat tej nocy nadgorliwi policjanci pozwolą mu spać. O ile łatwiej byłoby mu po prostu wyjechać od razu, gdy sprawa łowców tymczasowo ucichła... Pewnie teraz zaczynałby nowe życie w jakimś spokojnym miasteczku z dala od wszystkich wspomnień i problemów związanych z cholernym Beacon Hills. A jednak tamtej nocy postanowił zostać, chciaż na kilka dni, na wypadek, gdyby jednak Monroe wróciła a stado Scotta potrzebowało jego pomocy. Nawet dla niego samego brzmiało to idiotyczne... Theo Raeken, chłopak uważany za bezdusznego mordercę i psychopatę zostaje w miejscu, które przytłacza go w każdy możliwy sposób na wypadek, gdyby potrzebował go alfa, którego nie tak dawno próbował zabić. A jednak Theo czuł się dziwnie dobrze będąc użytecznym... W pewien sposób pomagało to uciszyć wyrzuty sumienia.
Zaparkował auto w taki sposób, aby być jak najmniej widocznym, po czym przeniósł się na tylne siedzenie i skulił pod kocem. Noc była chłodna i Raeken po raz kolejny odczuł jak bardzo brakuje mu własnego miejsca z wygodnym łóżkiem, kolacją i ciepłą herbatą.
Kilka domów dalej zirytowany i zaniepokojony nastolatek opuszczał właśnie takie miejsce, żeby rozwiązać zagadkę, która nie dawała mu spokojnie spać - czemu do cholery Theo Raeken jeździ w nocy pod jego domem.
Gdy za pierwszym razem, kładąc się spać o zdecydowanie zbyt późnej godzinie zobaczył przez okno samochód chłopaka, mógł to jeszcze uznać za zbieg okoliczności, który mimo wszystko sprawił, że spał dość czujnie. Theo od ponad tygodnia do nikogo się nie odzywał, ani nie mówił nikomu, gdzie przebywa i co zamierza robić. Większość stada sądziła, że opuścił miasto zaraz po rozprawieniu się z łowcami, dlatego widok jego samochodu był dla młodego bety czymś niespodziewanym. W pierwszej chwili powstrzymał się jednak od jakichkolwiek domysłów i podejrzeń - był po prostu ciekawy, co Raeken dalej robi w miasteczku. Jednak kiedy sytuacja powtórzyła się kolejne dwa razy, nie mógł już spokojnie leżeć i udawać, że nie jest zaniepokojony, że jego niedawny wróg jeździ w nocy pod jego domem.
Właśnie taki był powód, dla którego Liam Dunbar o trzeciej w nocy zakładał buty po ciemku, starając się nie obudzić mamy. Musiał sprawdzić, o co chodzi. Wyślizgnął się z domu najciszej, jak potrafił i natychmiast zadrżał z zimna. Wychodzenie w nocy w dresach i koszulce z krótkim rękawem nie było zbyt mądre, ale nie zamierzał ryzykować i wracać po bluzę. Po prostu szybko ruszył w stronę, w którą kierował go zapach taniej kawy ze stacji benzynowej, deszczu, mydła i czegoś jeszcze, czego Liam nigdy nie potrafił określić, jednak po dłuższych rozmyślaniach najbardziej trafne wydało mu się stwierdzenie, że Theo cały czas pachniał jak ktoś, kto długo przebywał na dworze.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...