52. Obiecaj mi

433 29 78
                                    

Theo bardzo chciał powiedzieć, że kolejne dni były spokojne, naprawdę bardzo chciał, ale obiecał sobie, że postara się ograniczyć kłamanie... Pozostało mu więc jedynie przyznać, że było strasznie. Już następnego ranka zauważył, że Liam zdaje się być w jeszcze gorszym stanie, niż do tej pory. Wciąż chodził podminowany, ale teraz do tej irytacji dołączył czysty strach, którego nie dało się w żaden sposób ukryć, czy zatuszować. Państwo Geyer również go dostrzegali, ale nie mieli pojęcia, skąd się bierze. Próbowali trochę podpytać Theo, czy coś się stało, ale chłopak powiedział im, że to pewnie w dalszym ciągu wynik sytuacji z Rogersem. Bądź co bądź oni też byli już przerażeni, więc wolał nie wyjeżdżać im nagle z jakimś "ogólnie chodzi o to, że za tydzień idziemy się bić z łowcami mając jedynie podsłuchane, niepewne informacje oraz bardzo ryzykowny plan, więc po prostu Liam boi się, że ktoś zginie, co jest w sumie całkiem możliwe". Może i nie był mistrzem wyczucia, ale nawet on wiedział, że coś takiego nie jest najlepszym pomysłem. Dlatego usiłował na razie to zataić. Jak zauważył, Jenna i David chyba też woleli udawać, że mu wierzą...

W niedzielę rano Theo, zgodnie z umową, odwiedził Lydię, aby poznać układ domu i wstępnie zaplanować, przez które okno najlepiej będzie wyjść, aby natknąć się na jak najmniejszą liczbę łowców i móc swobodnie przerwać krąg z górskiego popiołu. Dunbar oczywiście mu towarzyszył, nie zamierzając opuścić go na krok, ale również nie odzywając się niemal słowem. Zdawał się w ogóle być myślami gdzie indziej, jednak kiedy jego chłopak go o to dopytywał, zbywał go. Całe planowanie nie zajęło dużo czasu, ale zachowanie Liama sprawiło, że Raeken czuł się naprawdę skrępowany. Martin musiała to rozumieć, bo była wyjątkowo łagodna, jak na siebie. Choć może po prostu kiedy nie było w pobliżu Stilesa nie czuła potrzeby unoszenia głosu.

Popołudnie zapowiadało się właściwie całkiem zwyczajnie. Chłopcy nie spodziewali się żadnych niespodzianek, dlatego szczerze zaskoczył ich nagły dzwonek do drzwi około godziny czwartej. Nikt przecież nie zapowiadał, że wpadnie z wizytą... Początkowo pomyśleli, że goście niekoniecznie przyszli do nich, ale do Jenny, jednak wszystko stało się jasne, kiedy usłyszeli na dole pięć znajomych głosów witających się z panią Geyer. Chwilę potem w drzwiach ich pokoju stanęli już Mason, Corey, Nolan, Alec i Hayden, którzy bynajmniej nie pojawili się z pustymi rękami. Dziewczyna trzymała w rękach pudełka lodów (bo "to najlepszy sposób na doła, później podziękujecie, a teraz jedzcie, bo się roztopią"), Hewitt przyniósł gry planszowe, a Holloway – torbę z przekąskami. Theo, gdy tylko ich zobaczył, poczuł wręcz nieopisaną wdzięczność, mimo że to nie jego przyszli pocieszać i uspokajać. Dzięki nim czuł jednak, że nie musi sam radzić sobie z emocjami Liama i to było naprawdę dużo. Poza tym młodszy ewidentnie potrzebował czegoś takiego, tym bardziej, że w dalszym ciągu obwiniał się za sytuację z czwartkowego treningu, zwłaszcza za zadrapanie Coreya. Jego przyjaciele mieli po prostu nadzieję, że po tej wizycie znów poczuje się swobodnie w ich towarzystwie.

Dzięki tym niespodziewanym odwiedzinom, niedziela upłynęła całkiem znośnie, jednak już poniedziałkowy poranek przyniósł więcej kłopotów. Był to bowiem dzień, kiedy chłopcy po raz pierwszy od pobicia Rogersa mieli pójść do szkoły. I mimo że Mason wyjaśnił im poprzedniego dnia, że znaleziono dowody na współpracę rodzin pobitych chłopaków z łowcami i prawdopodobnie czeka ich osąd, a Liama uda się sprawnie wywinąć, chłopak nie czuł się z tym lepiej. Co z tego, że ominą go konsekwencje prawne, skoro w oczach uczniów i nauczycieli pozostanie potworem...? A przynajmniej tak mu się zdawało, kiedy z ociąganiem wstawał z łóżka, zmuszał się do przełknięcia paru kęsów jedzenia i siedział na miejscu pasażera w ciężarówce Theo, nerwowo postukując palcem w kolano. Kiedy jednak na korytarzu szkolnym nikt nie zwracał na niego większej uwagi, nie licząc kilku nieprzychylnych spojrzeń, zdawał się nieco uspokoić. A gdy podczas przerwy na lunch podeszła do niego uśmiechnięta pierwszoklasistka i zupełnie bez kontekstu powiedziała, żeby się nie przejmował, bo "należało mu się" błyskając żółtymi oczami, Liam znowu zaczął czuć się pewniej. Na chwilę. Dopóki nie napotkał kolejnego spojrzenia pełnego dezaprobaty. I tak cały dzień...

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz