10. Wybuch

560 32 21
                                    

Gdy tylko weszli do domu, dotarł do nich zapach pizzy. Jenna wyszła im na spotkanie z tym swoim matczynym uśmiechem, który sprawił, że po całym ciele Theo rozeszło się przyjemne ciepło.

– Chodźcie, chłopcy – zaprosiła – Zrobiłam pizzę. Stwierdziłam, że trzeba was trochę rozpieścić po tym, co ostatnio się działo. Liam, synku, znowu się zraniłeś? Masz krew na rękach i spodniach.

– To nic – mruknął. Jego matka uśmiechnęła się pobłażliwie, mimo szalejącego w niej lęku. Wiedziała, że jej syn rzeczywiście był ranny, ale po prostu już się uzdrowił.

– Oj, słońce, ty to zawsze się w coś wpakujesz... A ja później nie dość, że się martwię, to nie nadążam z praniem.

W normalnych warunkach Dunbar po prostu by się uśmiechnął, przytulił mamę i rzucił się na pizzę, ale nie dziś...

– Odczep się – warknął, starając się utrzymać resztki swojej samokontroli, ale nic nie mógł poradzić na to, że jego oczy rozbłysły. Jenna instynktownie odsunęła się o krok, czym jeszcze bardziej rozjuszyła chłopaka – Nie zachowuj się, jakbym robił to specjalnie.

Po tych słowach uciekł do pokoju, gdzie nie mógłby przypadkiem nikogo skrzywdzić, zostawiając zasmuconą mamę i skonfundowanego Theo na dole w salonie. Jenna opadła ciężko na kanapę.

– Pójdę zobaczyć, co z nim – zaoferował Raeken i zanim kobieta zdążyła zaprotestować, był już w drodze na górę. Wiedział, że nic mu nie grozi ze strony młodszego chłopaka – Liam może co najwyżej po raz kolejny złamać mu nos. Poza tym czuł się za niego w pewien sposób odpowiedzialny, nie tylko dlatego, że miał u niego dług wdzięczności. Po tym, co się działo w zoo i w szpitalu po prostu chciał mu pomagać, skoro wiedział, że jest w stanie to zrobić. Może w nieco pokręcony i brutalny sposób, ale jednak.

Bez zbędnego pukania wślizgnął się do pokoju Dunbara, aby zobaczyć, jak chodzi w tę i z powrotem po pomieszczeniu, zrzucając przypadkowe przedmioty z szafek i biurka i okazyjnie uderzając pięścią w ścianę. Dyszał ciężko, jego oczy wciąż były żółte, a pazury i kły wysunięte. Na widok Theo, jego twarz wykrzywiła się w złości jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.

– Zjeżdżaj stąd – warknął, ale Raeken oczywiście nie zamierzał go posłuchać. Zamiast tego zamknął za sobą drzwi i jak gdyby nigdy nic zaczął spacerować po pokoju młodszego. Wiedział, że jeszcze bardziej się wścieknie... Ale właśnie o to mu chodziło.

– Powiedziałem coś! – krzyknął znów Liam, z coraz większym trudem powstrzymując się przed rzuceniem się na starszego chłopaka. Theo obrzucił go oceniającym spojrzeniem.

– Wiem, ale zdecydowałem cię zignorować. Nie przyjmuję rozkazów od szczeniaczków ze wścieklizną.

Zrozumiał, że mu się udało, kiedy Dunbar warknął głośno i skoczył w jego stronę z wyciągniętymi pazurami. Gdyby nie był tak zaślepiony złością, być może zobaczyłby chytry uśmieszek na twarzy starszego.

Liam dobrą chwilę okładał Theo pięściami w nieopanowanym szale i już zaczynał powoli się męczyć, zanim zauważył coś, co zirytowało go ponownie – Raeken mu nie oddawał. Bronił się przed ciosami, unikał ich, ale sam nie zadał ani jednego. Dunbar nie wiedział, czemu tak mu zależało na prawdziwej bójce, ale tak cholernie pragnął sprowokować starszego chłopaka, żeby w końcu mu oddał... Rzucił się na niego ze zdwojoną siłą i szybkością, których ten zdecydowanie się nie spodziewał. Rozległ się dźwięk łamanej kości i krzyk Raekena, kiedy zatoczył się do tyłu i złapał się za nos.

– Naprawdę? – zapytał, unosząc brew – Czwarty raz!

Mimo wszystko Dunbar częściowo dopiął swego, bo Theo rzeczywiście się na niego rzucił, jednak nie po to, żeby się z nim bić, ale aby powalić go na ziemię i przycisnąć swoim ciałem do paneli. Liam warczał i wyrywał się, ale Raeken pozostawał niewzruszony, przytrzymując jego nadgarstki i praktycznie leżąc na młodszym chłopaku, nie pozwalając mu się odepchnąć. Minęło kolejne kilka minut, zanim Dunbar przestał się szarpać i warczeć. Jeszcze dłużej, zanim jego pazury i kły zniknęły, a oczy wróciły do normalnego, niebieskiego koloru. Nie wydawał się już wściekły, a jedynie skonfundowany, zawstydzony i zmęczony.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz