Już o szóstej rano byli w drodze do Meksyku – Kira, Scott i Derek w samochodzie Hale'a i Theo z Liamem w ciężarówce Raekena. Młodszy chłopak w końcu zdołał zasnąć i nie obudził się przez ponad połowę drogi, a Raeken robił wszystko, żeby jechać gładko i nie zakłócić jego snu. Mimo to ucieszył się, gdy Dunbar w końcu się obudził i, jak to on, zaczął gadać i gadać. A Theo słuchał, jak zwykle.
W ten sposób długa droga minęła im dość szybko i swobodnie, mimo całej powagi sytuacji, jednak, gdy tylko dotarli w pobliże miejsca, które miało być siedzibą Calaveras, dało się odczuć wyraźny wzrost napięcia.
– Rozdzielimy się – zasugerował McCall – To miejsce jest połączone z klubem, o tej porze powinno już coś się dziać. Theo i Liam, was tu nikt nie zna, więc wejdziecie na salę, wtopicie się w tłum i spróbujecie coś podsłuchać. Najwięcej plotek można wyłapać od znudzonych ochroniarzy. W razie czego będziecie też naszym zapleczem. My przeszukamy resztę budynku. Pilnujcie telefonów, będziemy w kontakcie.
Po tym jasnym komunikacie nie było już nic więcej do ustalania. Scott, Kira i Derek obeszli budynek naokoło, aby dostać się do środka od tyłu, a Liam i Theo weszli głównym wejściem. Od razu uderzyła ich głośna muzyka, migające światła i zmieszane zapachy papierosów, alkoholu i ludzi, co sprawiło, że Dunbar poczuł się trochę przytłoczony. Nie przebywał zbyt często w takich miejscach, ale nie przeszkadzały mu one specjalnie. Gdyby nie fakt, że znajdował się na terytorium potencjalnego wroga z misją uratowania przyjaciela ze stada, może nawet by się dobrze bawił. Teraz jednak musiał zachować pełną czujność.
– Co robimy? – zwrócił się do Theo na tyle cicho, że żaden zwyczajny człowiek nie zdołałby go usłyszeć w tym hałasie.
– Idziemy się napić – odparł Raeken, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie i, zanim Liam zdążył nawet zaprotestować, pociągnął go za rękę w stronę baru, gdzie zamówił im po drinku. Barman popatrzył nieufnie na Dunbara, z całą pewnością nie dowierzając, że może legalnie spożywać alkohol, ale dopóki dostawał pieniądze nie zamierzał robić szumu. W milczeniu zajął się przygotowaniem napojów. Theo tymczasem rozsiadł się wygodnie w nieco odosobnionym miejscu, niczym przeciętny gość klubu, pozornie nie zwracając uwagi zupełnie na nic.
– Mieliśmy podsłuchiwać informacje – syknął Liam z irytacją tak, aby tylko jego przyjaciel mógł go usłyszeć.
– Ale żeby to zrobić, najpierw musimy wtopić się w tłum – odpowiedział Raeken z tak swobodnym wyrazem twarzy, że z daleka musiało to wyglądać, jakby mówił o czymś tak błahym, jak pogoda – A to ci nie wychodzi. Wyglądasz, jakbyś się szykował, żeby się na kogoś rzucić. Masz dosłownie chwilę zanim ci ich ochroniarze zaczną zwracać na ciebie uwagę, więc zachowaj jakieś pozory.
Wypowiadane słowa tak bardzo nie pasowały do lekkiego tonu Theo, że Liam potrzebował dłuższej chwili, żeby się w nich połapać. Kiedy jednak dotarł już do niego sens wypowiedzi przyjaciela, stwierdził, że pewnie ma on rację... Westchnął, siadając obok Raekena zwrócony w jego stronę i opierając się o blat.
– Trochę lepiej – stwierdził starszy, po czym skinął głową barmanowi, który właśnie przyniósł ich zamówienie. Wziął do ręki swoją szklankę i kontynuował, odwracając się z powrotem do Dunbara – Ale zmień wyraz twarzy. Nie patrz na mnie, jakbym miał cię ugryźć... Chyba, że w łóżku.
Zaskoczone parsknięcie opuściło usta Liama, a na jego twarz wkradł się cień onieśmielonego uśmiechu.
– Właśnie o to chodzi – uznał Theo z aprobatą – I przestań się tak rozglądać. Mason miał rację, nie umiesz być dyskretny.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanficKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...