16. Bajki na dobranoc

548 40 32
                                    

Kiedy obudził się i poczuł, że ze wszystkich stron otaczają go metalowe ściany, wiedział, że znów się zaczęło. Mimo woli otworzył drzwiczki i wyczołgał się na zewnątrz, do ciemnej, pustej kostnicy. Tak naprawdę nigdy nie chciał opuszczać miejsca, w którym zaczynał się jego koszmar – stanowiło ono świetną kryjówkę, a on sam wolałby po prostu tam zostać i zasnąć ponownie z nadzieją, że gdy znowu się obudzi, to wszystko zniknie, jednak jakaś niemożliwa do pokonania siła wręcz wypychała go na zewnątrz. Dalej już nie miało znaczenia, co zrobi i dokąd się uda. Ona i tak zawsze go znajdzie.

Tym razem długo nie przychodziła. Chłopak przez chwilę jeszcze czekał w kostnicy i znów naszła go ta nieznośna nadzieja, że może tym razem zdąży się obudzić, może jej nie spotka... I, choć przeczyło to wszelkiej logice, postanowił ponownie spróbować uciec. Wyszedł ostrożnie na korytarz i zaczął kierować się w stronę wyjścia, jednak, mimo że dość dobrze znał rozkład szpitala, wydawało mu się, że ciągle się gubi. Aż w końcu, po raz pierwszy odkąd dręczył go ten koszmar, zobaczył przed sobą drzwi, a za nimi szpitalny parking. Wiedział, że tam już go nie dogoni, wystarczyło tylko puścić się pędem przed siebie i dobiec do wyjścia, zanim zdoła go złapać. Czuł, że to możliwe, a mimo to się zawahał i, chociaż wiedział, że źle robi, popełnił największy błąd z możliwych. Obejrzał się.

Była już gotowa do ataku, jakby tylko czekała, aż jej ofiara na nią spojrzy. Nie przypominała człowieka, bardziej dzikie, wygłodniałe zwierzę. Przy poruszaniu podpierała się rękami, jakby pozbawiono ją nawet tej części człowieczeństwa, jaką jest możliwość chodzenia na dwóch nogach. Była przy tym jednak nienaturalnie szybka. Dość, aby rzucić się na przerażonego chłopca i przygwoździć go do ziemi, zanim ten w ogóle zdążył się odwrócić. Jej wykrzywiona w złości twarz była częściowo zasłonięta mokrymi, posklejanymi włosami, ale mimo to był w stanie dostrzec jej oczy. Inaczej je zapamiętał... Gdy parzył w nie dziesięć lat wcześniej, były to wesołe, łagodne, pełne nadziei i ufności oczy małej dziewczynki. Teraz patrzyły na niego z czymś, czego jego rozum nie potrafił ogarnąć – nie ze złością, nie z żalem, ale ze zwierzęcą furią i nieopisanym głodem. Wiedział, że to jego wina. On zmienił ją w potwora bez duszy. Bez serca...

Powiedział jej tamtego dnia, że idą się pobawić w lesie. Uwierzyła mu – czemu miałaby nie wierzyć ukochanemu braciszkowi? Prowadził ją za rękę aż do rzeki, a ona cały czas podskakiwała i nuciła pod nosem dziecinne piosenki. Nie dołączył do niej, nie tym razem. Podprowadził ją do samego brzegu, tam, gdzie stabilna ziemia zamieniała się w śliskie błoto. Wystarczył jeden krok, żeby wpaść do wody. A wówczas nie było już szans, żeby samemu się wydostać. Spojrzeli sobie w oczy – to wtedy widział je ostatni raz takimi, jakie chciałby pamiętać. I wtedy również ostatni raz się zawahał, zanim jednym, silnym ruchem wepchnął drobną dziewczynkę do rzeki. Było za płytko, aby utonęła, ale za ślisko, by dała radę wyjść na brzeg. Nie szarpała się długo – szybko opadła z sił. Potem już tylko na zmianę płakała i szeptała imię swojego brata – tego, któremu ufała jak nikomu innemu, a który okazał się jej mordercą. A chłopiec stał na moście i obserwował z obojętnym wyrazem twarzy, bojąc się okazać jakiekolwiek emocje, przestępując czasami z nogi na nogę lub spacerując w tę i z powrotem, aby się ogrzać. Noc była zimna, najzimniejsza w roku. Idealna do wypełnienia powierzonej mu misji. Powiedzieli mu, że, aby wszystko się udało, musi umrzeć od chłodu. Wyjaśnili, co ma zrobić – do niego należało tylko zaprowadzenie jej tutaj i dopilnowanie, aby wystarczająco długo była w wodzie. Wydawało mu się, że oglądanie czyjejś śmierci będzie straszniejsze, ale, o dziwo, nie bał się wcale. Dziewczynka nie krzyczała, nie wzywała pomocy, była cicha i spokojna, jakby w ogóle nie cierpiała i zupełnie pogodziła się z tym, co się z nią stanie. W końcu tak było, prawda? Przecież powiedzieli mu, że ona tego chce... A nawet, jeśli trochę się bała, to przecież chodziło tutaj o coś więcej niż o zwyczajne dziecko z Beacon Hills. Oni tworzyli coś większego niż ona, większego niż wszyscy ludzie, niezwykłego ponad wszelkie wyobrażenie. Chłopiec na moście miał stać się tym niesamowitym cudem, a do tego potrzebował jedynie jej serca.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz