39. Zasady

765 44 39
                                    

Wyjątkowo rozdział dzień wcześniej!
Ogólnie świetnie mi się złożyło – w "mój" dzień wstawiam mój ulubiony rozdział. Przypadek...?

No tak, przypadek, nie planowałam tego, ale wyszło fajnie xD

W każdym razie, przyjemnego czytania i miłego dnia wszystkim!

– Ty mi powiedz – odparł Raeken, zawstydzony tym, jak szybko bije mu serce. Jak u zakochanego nastolatka – O ile pamiętam, to ty byłeś święcie oburzony, że...

Nie było mu dane dokończyć, ale właściwie nie robiło mu to żadnej różnicy. I tak zapomniał, co chciał powiedzieć w momencie, kiedy ciepła dłoń Liama znalazła się na jego policzku, a jego wzrok napotkał spojrzenie tych niesamowicie niebieskich oczu. Nawet nie zauważył, że zaczęli się do siebie przysuwać, jakby przyciągani jakimś magnesem. Nie mogli nic na to poradzić, nie mogli tego przerwać... To się po prostu działo.

– Wybacz – odezwał się Dunbar tonem, który zapewne miał być swobodny, ale wyraźnie przebijało przez niego zdenerwowanie – Mówiłeś coś?

Theo nie mógł zrobić nic innego, jak tylko się uśmiechnąć.

– Myślę, że to może zaczekać – stwierdził cicho, jakby bał się, że głośniejszy ton zniszczy atmosferę. Gdy Liam mu odpowiedział, jego oddech delikatnie połaskotał wargi Raekena.

– Też tak myślę...

Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, ale nie spieszyli się. Byli pewni, co się stanie, wszystko zostało już potwierdzone. Teraz pozostało im tylko czekać, przeciągać strunę, jakby sprawdzając, kto pierwszy się złamie i wykona ostateczny ruch. I kiedy oboje byli już ułamki sekund od niego, nagły dźwięk sprawił, że odskoczyli od siebie jak oparzeni... Liam uważał za swój osobisty sukces, że tym razem nie spadł z łóżka.

Theo powoli, niechętnie podniósł leżący przy nim dzwoniący telefon, który okazał się źródłem całego hałasu. Skoro nastrój już i tak był zepsuty, to przynajmniej mógł się dowiedzieć, kto za to odpowiada... Westchnął ciężko, odwracając ekran w stronę Dunbara i pokazując mu nazwę kontaktu Scotta.

– Powinienem odebrać?

– Nie – odpowiedział bez namysłu poirytowany Liam.

– Wow, co za bunt. To w końcu twój alfa – zaśmiał się Raeken.

– Tym gorzej. Będzie cię męczył przez godzinę.

Theo z trudem powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem na widok tak oburzonego Dunbara, który w tym momencie przypomniał nie tyle potężnego wilka, co wściekłego szczeniaka.

– Daję mu pięć minut – odparł, naciskając zieloną słuchawkę. Wiedział, że powinien odebrać, a skoro atmosfera już i tak została zepsuta, to wolał zrobić to teraz, niż ryzykować, że sytuacja za chwilę się powtórzy.

– Trzy – odmruknął Liam, ale jego głos został zagłuszony przez Theo witającego się z McCallem.

Rozmowa faktycznie nie trwała długo i z tego, co Dunbar słyszał, przebiegła w następujący sposób: najpierw Scott porządnie wypytał Raekena o samopoczucie i czy jego rany dobrze się goją, potem zganił go za bezmyślne zachowanie jak przystało na dobrego alfę (nawet jeśli chłopak nie należał do jego stada), a na koniec zaprosił go na wieczorne spotkanie, o ile oczywiście będzie czuł się na siłach i polecił przekazać tę informację Liamowi. Przez całą tę rozmowę Theo odzywał się tylko tyle, ile naprawdę było trzeba, nie dlatego, że przeszkadzał mu telefon od Scotta, nawet w tak nieodpowiednim momencie, ale dlatego, że po prostu podobało mu się słuchanie McCalla mówiącego do niego w taki sposób, jakby uważał go niemal za członka swojego stada. To było bardzo miłe czuć akceptację z jego strony... I po raz pierwszy nie wydawało się to niewłaściwe, czy urojone. Tak miało być. Scott mu wybaczył, zaakceptował go jako sojusznika swojej watahy, a Raeken w końcu zrozumiał, że nie musi uciekać od tej akceptacji. Może ją przyjąć...

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz