Następny dzień był dla wszystkich nieco niezręczny. Theo starał się co prawda zachowywać tak, jakby poprzedniego popołudnia nic nie zaszło, ale Liam i pozostali chłopcy wydawali się mieć z tym problem. Wyglądali na nieco przybitych i niezadowolonych z takiego obrotu sprawy, a Raeken wyraźnie to odczuwał. Straszliwie nie podobało mu się to napięcie, które zniszczyło całą ich wypracowaną swobodę. Podczas przerwy na lunch zwykle przy ich stoliku było gwarno i głośno – śmiali się, żartowali, opowiadali zabawne historie... I, mimo że Theo wciąż odzywał się najmniej ze wszystkich, miał wrażenie, że zaczyna się tam odnajdywać. Tego dnia było jednak inaczej, jakby wszyscy nagle zaczęli czuć się ze sobą niezręcznie. Zabrakło wymieniania się jedzeniem, wybuchów śmiechu i żenujących opowieści. Panowała głucha, dzwoniąca w uszach cisza, która jeszcze kiedyś nie robiłaby Raekenowi większej różnicy, ale teraz wydawała się nie do zniesienia. Jednak najgorsze było to, co działo się pomiędzy nim i Liamem. Niekomfortowe milczenie, brak głupich docinek, ukradkowe znaczące spojrzenia... I te niewypowiedziane pytania i wątpliwości, które zawisły w powietrzu między nimi i krążyły nad ich głowami od momentu, w którym Liam rano wszedł do auta Theo. Dopiero późnym popołudniem, kiedy Raeken jak zwykle odebrał młodszego chłopca z treningu, udało się wypowiedzieć na głos chociaż część z nich...
Przez połowę drogi Dunbar wpatrywał się tępo w szybę, jakby grał w jakimś smutnym teledysku, aż w końcu w momencie, w którym Theo był gotowy spowodować wypadek, żeby tylko przerwać tę ciszę, młodszy odezwał się niewiele głośniej od szeptu.
– Nie powinienem był cię namawiać, żebyś szedł na to spotkanie.
To było proste stwierdzenie faktu, ale Raeken i tak nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć. Chciał rozmowy, ale liczył bardziej na udawanie, że nic się poprzedniego dnia nie stało, na głupie żarty i dziecięce docinki, a nie na drążenie drażliwego tematu. Sądził, że Liam to zrozumie, ale jak widać miał o nim nieco zbyt wysokie mniemanie... Westchnął ciężko i zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.
– Może – przyznał – Ale jednak poszedłem. Nie spodobało mi się i wróciłem do domu. I tyle. Nie widzę w tym wszystkim powodu, dla którego przez cały dzień miałbyś się zachowywać, jakbyśmy byli na siebie śmiertelnie obrażeni.
Złapał się na tym, że przy ostatnim zdaniu nieco uniósł głos. Od razu się za to zganił, po czym zdecydowanie ciszej dodał ostatnią sprawę, która chodziła mu po głowie.
– Chyba, że jesteś na mnie zły.
Starał się brzmieć obojętnie, ale przez to krótkie zdanie przebijał cały jego niepokój. Nie miał Dunbarowi za złe zaciągnięcia go na spotkanie, w końcu chłopak miał dobre chęci, ale nie wiedział, jak on się czuje w związku z jego ucieczką. Może jednak powinien był się zmusić i wrócić ze Scottem do środka...?
– Co? – Liam odwrócił głowę w jego stronę tak szybko, że Theo zastanawiał się, czy jego szyja na tym nie ucierpiała – Za co miałbym być zły? Że w końcu zrobiłeś coś w zgodzie ze sobą, a nie bo ktoś inny ci tak mówi? Gościu, jestem dumny, a nie zły, że wczoraj wyszedłeś z tego spotkania.
– To dlaczego ignorowałeś mnie przez cały dzień? – dopytał z niecierpliwością Raeken, powoli się w tym wszystkim gubiąc. Liam przez chwilę po prostu wbijał wzrok w czubki butów i bawił się palcami.
– Myślałem, że ty jesteś zły na mnie – wymamrotał w końcu, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenie Theo, który na moment zapomniał, że powinien skupić się na drodze.
– Skąd ci to przyszło do łba, co?
– Nie wiem, może stąd że cuchniesz jak wściekłość – odburknął Dunbar – Jeśli nie na mnie jesteś zły, to na kogo? Na Scotta? Powiedział coś nie tak, gdy z tobą rozmawiał?
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...