Sobotnie popołudnie upłynęło Liamowi na wygłupianiu się z Masonem, Coreyem i Nolanem, graniu w planszówki i rozmawianiu o głupotach. Oprócz wspomnienia meczu, który, jak się okazało, drużyna z Beacon Hills przegrała jedynie dwoma punktami dzięki determinacji Nolana, nikt nie wspominał o sprawach nadprzyrodzonych. Mówili o szkole, o planach na przyszłość, obgadywali znajomych... Słowem, zachowywali się jak zwyczajni nastolatkowie. Dunbar był im za to bardzo wdzięczny – po tym, co się ostatnio działo zdecydowanie potrzebował przerwy. Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie za chwilę będzie musiał wrócić do gry, ale miał nadzieję, że uda mu się odpocząć chociaż przez ten weekend – sobotę spędzić z chłopakami, a niedzielę z Theo. Niestety, telefon, który otrzymał następnego dnia nieco pokrzyżował jego plany.
Było wczesne popołudnie, powoli zbliżała się pora obiadu. Pani Geyer krzątała się po kuchni przygotowując posiłek, pan Geyer siedział przed telewizorem mając kategoryczny zakaz wchodzenia do kuchni i przeszkadzania, a Liam zamierzał właśnie posprzątać trochę w pokoju po wczorajszej małej imprezce z przyjaciółmi, gdy zadzwonił do niego Scott. Jeszcze zanim odebrał, poczuł, że szykują się niezłe kłopoty.
– Halo?
– Łowcy znowu zaatakowali – zaczął bez zbędnych wstępów alfa – Chris w nocy pomógł wilkołakowi. Ma na imię Alec, jest omegą. Jeszcze dzieciak, młodszy od ciebie. Argent odstawił go wczoraj do domu, a dziś wieczorem mamy się z nim spotkać i chciałbym, żebyś też tam był...
Liam cudem powstrzymał swojego wewnętrznego wilka od zniecierpliwionego warknięcia. Miał nadzieję, że ten wieczór spędzi z Theo – że pograją razem w gry, obejrzą film i może lepiej się poznają przed powrotem chłopaka do szkoły. Czemu nadprzyrodzone problemy nie mogły poczekać do poniedziałku?
– Dlaczego? – zapytał.
– Bo jesteś moją betą – odparł Scott, jakby to wyjaśniało wszystko – Jesteś ważny dla mnie i dla stada, no i jako jeden z niewielu zostajesz w mieście. Poza tym Alec chodzi tu do szkoły, więc dobrze by było, żebyście się poznali i żebyś miał na niego oko z chłopakami.
Dunbar westchnął. To miało sens, oczywiście. Jako pierwszy został ugryziony przez McCalla, czyli zgodnie z regułami był jego pierwszą betą (mimo że Scott czasami pieszczotliwie nazywał w ten sposób wszystkich członków swojego stada, począwszy od Stilesa, aż po Nolana). Wiedział, że po wyjeździe starszych członków watahy, odpowiedzialność za bezpieczeństwo w Beacon Hills spadnie w dużej części na niego. Jeśli jego alfa decydował, że należy zaopiekować się młodą omegą, powinien być przy ich spotkaniu, tym bardziej, że dochodziła do tego kwestia szkoły. Nie był zły na Scotta, że zależało mu na jego obecności, wręcz przeciwnie, czuł się doceniony – wściekał się jedynie na los, który znów postanowił zrujnować jego plany na idealny, spokojny wieczór.
– Okej... Jasne – mruknął – Gdzie i o której?
– Przy magazynach o ósmej, ktoś może po ciebie podjechać. Liam, naprawdę głupio mi prosić. Wiem, że pewnie chciałeś odpocząć, ale... Potrzebuję cię tam.
Chłopak uspokoił się nieco. Theo przychodził o czwartej... Do ósmej zostanie jeszcze sporo czasu, będą mogli zjeść razem obiad i nieco się zrelaksować, a Raeken na pewno zrozumie, że Liama wzywają sprawy stada.
– W porządku – zapewnił – Będę.
Oczyma wyobraźni potrafił zobaczyć, jak po drugiej stronie Scott uśmiecha się z wdzięcznością. Podziękował mu chyba jeszcze z pięć razy i drugie tyle przeprosił za kłopot, zanim wreszcie się rozłączył, co trochę ukoiło nerwy Liama. Bądź co bądź mieli nieciekawą sytuację i wszyscy musieli dawać z siebie tyle, ile mogli – jako stado byli przecież rodziną. Nikt nie chciał, żeby ostatnie dni starszych członków watahy w Beacon Hills wyglądały w ten sposób, ale skoro tak już się stało, należało walczyć ramię w ramię.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...