Spotkanie z młodą omegą przebiegło spokojnie i przyjemnie, z pewną dozą podniosłości – Liam już dawno odkrył, że Scott, mimo swojej skromności, czasami lubi zrobić wokół siebie i swojej watahy małe show. Nikomu to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, miło było poczuć się częścią czegoś naprawdę poważnego i znaczącego. Młody Alec na szczęście wydawał się podłapać tę energię, która otaczała stado McCalla i bardzo szybko zaczął się dogadywać z jego członkami obecnymi na spotkaniu, to znaczy z Liamem, Lydią, Malią, Stilesem, Derekiem i oczywiście z samym Scottem. Dunbar obiecał zaopiekować się nim w szkole i przedstawić mu resztę ich wielkiej, nietypowej grupy. Nic nie zostało jeszcze oficjalnie powiedziane, ale od razu było wiadomo, że ten chłopiec zostanie przygarnięty do watahy.
Liam wrócił do domu po jedenastej i najszybciej jak się dało poszedł spać. Zastanawiał się jeszcze czy nie napisać SMS-a do Theo, aby życzyć mu dobrej nocy i przypomnieć, że może się do niego odezwać w razie koszmaru, ale był tak wykończony, że zasnął, zanim zdążył w ogóle zdecydować, czy to dobry pomysł. Z resztą i tak nie doczekałby się odpowiedzi, bo w czasie, kiedy nad tym rozmyślał, Theo już spał. Przez towarzyszące mu chroniczne zmęczenie nie potrafił siedzieć do późna, ale nie robiło to żadnej różnicy – i tak zawsze budził się po paru godzinach ze zduszonym jękiem, bólem w klatce piersiowej i wrażeniem, że jego siostra za chwilę rzuci się na niego, aby odebrać to, co do niej należy. Tak stało się i tym razem, ale jedna rzecz była trochę inna... Gdy już siedział skulony pod ścianą, oddychając ciężko i rozglądając się maniakalnie po pokoju, jego wzrok padł na leżący przy łóżku telefon, a w jego głowie natychmiast pojawiło się wspomnienie słów, które usłyszał kilka godzin wcześniej.
Zawsze możesz się do mnie odezwać. Nawet w środku nocy.
Przez krótką chwilę strach i pragnienie usłyszenia głosu Liama wzięły górę i Theo już złapał za telefon, żeby faktycznie zadzwonić do chłopaka, jednak zawahał się w ostatniej chwili. Zegarek pokazywał drugą w nocy, więc Dunbar pewnie smacznie spał po intensywnym wieczorze ze stadem. Powinien odpocząć, wyspać się porządnie przed szkołą, a nie być rozpraszany przez kogoś takiego, jak Raeken, kto nie zasługuje na żadne poświęcenie z jego strony... Zganił się w myślach za samą chęć zadzwonienia i odłożył telefon, jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. Minęło dużo czasu, zanim przemógł się na tyle, aby ponownie się położyć, wciąż z plecami przy ścianie. Tej nocy już nie zasnął.
***
Liam obudził się rano prawie wypoczęty (ponieważ nie można być do końca wypoczętym wstając do szkoły) i gotowy na nowy tydzień. Jego humor polepszał fakt, że jak raz w życiu był przygotowany z biologii dzięki pomocy Theo. W pewien sposób cieszyło go również, że ma za zadanie zapoznać Aleca ze swoimi przyjaciółmi i wciągnąć Raekena do ich ekipy. Podobało mu się, że mógł pomóc tej dwójce się odnaleźć i przy okazji powiększyć swoją grupę znajomych. Nawet już nie bał się reakcji Masona, Coreya i Nolana – wiedział, że będzie dobrze.
Szybko poszedł się umyć i ubrać, po czym spakował książki do plecaka i pobiegł zjeść śniadanie. W kuchni spotkał się z doktorem Geyerem, który tego dnia później zaczynał pracę, więc zdążył nawet spakować synowi lunch, dzięki czemu Liam nie musiał się spieszyć. Gdy Theo podjechał pod jego dom, był już gotowy do drogi. W wyjątkowo dobrym nastroju wszedł do ciężarówki i przywitał się z przyjacielem. Ruszyli w stronę liceum.
– Gotowy na wielki powrót? – zapytał pełen energii Dunbar. Starszy chłopak wzruszył ramionami, zdecydowanie mniej podekscytowany.
– Czy ja wiem? Chyba nie będzie źle.
– Nie może być źle – zapewnił Liam – Znaczy złe jest to, że rozszerzasz biologię, bo to w sumie jak wyrok śmierci, ale poza tym wszystko ujdzie.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...