Sobota przyszła szybciej, niż się spodziewali. Zdecydowanie za szybko... Jakby czas postanowił zrobić im na złość i przyspieszyć przez te ostatnie dni, więc zanim się obejrzeli, już szykowali się do wyjścia. Poprzedniej nocy prawie nie zmrużyli oka, zbyt przerażeni, aby spać, więc jedynie leżeli wtuleni w siebie przez kilka godzin, wsłuchując się wzajemnie w bicie swoich serc i usiłując odpędzić od siebie czarne myśli. Nic jednak nie mogli poradzić na to, że oboje zapobiegawczo starali się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tej nocy – zapach, dotyk na swojej skórze, ciepło bijące od ciała tego drugiego, dźwięk miarowego oddechu i silnego bicia serca... Tak po prostu, na wszelki wypadek. Dobrze było pamiętać...
Rano wstali bardzo wcześnie, nawet jak na standardy Theo, usiłując po prostu się czymś zająć. Wiedzieli, że bezczynność i rozmyślania wykończą ich szybciej, niż zrobiliby to łowcy, więc starali się ich unikać jak tylko się dało. Nie było łatwo. Czarne scenariusze w końcu i tak zawsze ich dopadały, dlatego paradoksalnie niemal ucieszyli się, kiedy dotarło do nich, że już powinni się szykować do wyjścia. W końcu wszystko się rozwiąże... I mimo że byli przerażeni, wiedzieli, że potem będzie już tylko lepiej. Woleli nie dopuszczać do siebie myśli, że może stać się inaczej...
– Tylko pamiętaj – odezwał się Liam, kiedy mieli już wychodzić z pokoju i iść na dół – Żadnego heroizmu, bycia przynętą, ani nic w tym stylu, nawet dla mnie. Masz wyjść z tego cało, rozumiesz?
Theo westchnął, ale uśmiechnął się z politowaniem.
– Rozumiem, szczeniaku – zapewnił.
Ale to nie znaczy, że będę się do tego stosował.
– Mam nadzieję – odparł młodszy – Nie możesz tego złamać. Nie umieramy za siebie. Taka jest zasada.
– Nie ustalaliśmy nic takiego – stwierdził Raeken z lekkim uśmieszkiem. Liam pokręcił głową.
– Ustaliliśmy – nie zgodził się – Na samym początku. To była nasza pierwsza zasada.
Theo nie zamierzał się więcej spierać. Chyba nie miał o co... W końcu Liam miał rację. Co z tego, że wtedy jeszcze nie byli nawet przyjaciółmi, a co dopiero mówić o związku? To było coś, czego mieli się trzymać, jakieś ustalenie co do ich wówczas wątpliwej relacji. Jedyny problem polegał na tym, że od początku było to oczywiste kłamstwo...
– No niech ci będzie – westchnął Raeken z udawanym zawodem. To był ostatni moment, kiedy mógł się pośmiać przed narażaniem życia – Ale w takim razie ty też nie możesz jej złamać.
– Wiem – odparł młodszy.
Ale to nie znaczy, że nie zrobię tego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Theo nie wymagał bardziej rozbudowanej odpowiedzi. Wiedział, że młodszy nie zamierza stosować się do tej oszukańczej zasady, ale nie mógł nic na to poradzić. Tak to chyba działało w związkach... Zamiast mówić cokolwiek, po prostu podszedł do młodszego, ujmując jego twarz w dłonie, ale zanim zdążył się pochylić i złączyć ich wargi, Liam gwałtownie się odsunął.
– Nie, przestań – powiedział ostro. Raeken spojrzał na niego w szczerym zdumieniu, zastanawiając się, czy zrobił coś źle. Dunbar nie wydawał się jednak urażony, ale ewidentnie spięty i przestraszony.
– Nie możesz mnie teraz pocałować – dodał. Theo uniósł brew, nadal niewiele rozumiejąc.
– Dlaczego?
Liam przygryzł wargę, ale w końcu zdobył się na odpowiedź.
– Bo to wygląda jak pożegnanie – wyjaśnił nieśmiało, jakby samemu wstydząc się swojego toku rozumowania – W filmach jak całują się przed bitwami, to zawsze jedno ginie. A my nie zginiemy. Więc się nie żegnamy.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...