Theo obudził się przed Liamem i w pierwszej chwili nie do końca rozumiał, dlaczego nie może się swobodnie poruszać. Dopiero, kiedy usłyszał niezadowolone mruknięcie, będące odpowiedzią na jego próby zmiany pozycji, uświadomił sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. Natychmiast otworzył oczy przestraszony samym faktem, że zasnął, czyli po pierwsze nie czuwał nad Liamem, a po drugie był narażony na koszmar, jednak widząc Dunbara śpiącego słodko z głową na jego klatce piersiowej, uspokoił się natychmiast. Widocznie chłopak miał spokojną noc, z resztą podobnie jak on sam, czego absolutnie nie spodziewał się po ostatnich wydarzeniach... Uśmiechnął się do siebie. Musiał przyznać, że w tej kwestii uzupełniali się idealnie. Theo pomagał Liamowi utrzymać kontrolę i czuć się bezpiecznie nawet podczas pełni, a młodszy odganiał od niego koszmary. Perfekcyjna przyjaźń... Szkoda tylko, że wszystkie przysługi były w niej tak doskonale wyważone, że Raeken nie miał nigdy szansy na spłatę długów wobec Dunbara.
Gdy o tym pomyślał, jego humor pogorszył się w mgnieniu oka. Miał nadzieję, że bycie kotwicą Liama pozwoli mu w końcu odpłacić się za wszystko, co młodszy dla niego zrobił, ale teraz zaczynał mieć poważne wątpliwości. Nawet, jeśli będzie mu pomagał, to zawsze może liczyć na wzajemność... I to było równocześnie piękne i straszne. Piękne, bo pokazywało mu działanie prawdziwej przyjaźni, w którą do niedawna jeszcze nie wierzył. Straszne, bo zostawiało go wciąż tonącego w długach...
– Co się dzieje?
Theo wzdrygnął się, słysząc głos Liama. Był tak zamyślony, że nie zauważył nawet, kiedy chłopak się obudził. Na jego usprawiedliwienie należałoby jednak dodać, że Dunbar cały czas wyglądał, jakby wciąż spał. Nie poruszył się nawet o milimetr, do tego wciąż wydawał się spokojny i zrelaksowany. Dopiero po tym, jak odezwał się do Raekena, podniósł odrobinę głowę, aby spojrzeć na swojego przyjaciela, wciąż zaspany i nienaturalnie spokojny jak na to, że właśnie przeżył kolejną pełnię księżyca.
– Co miałoby się dziać? Dopiero się obudziłem – odparł wymijająco Theo, a następnie szybko dodał – Dobrze spałeś?
– Lepiej, niż kiedykolwiek, ale nie zmieniaj tematu. Na kilometr można wyczuć, że jesteś smutny. Co się dzieje? Znowu koszmary?
Raeken pokręcił głową, uśmiechając się słabo i dając sobie chwilę na przemyślenie odpowiedzi. Teraz, gdy nie mógł kłamać, musiał radzić sobie w zdecydowanie trudniejszy sposób.
– Nie... Po prostu... Chyba za dużo myślę o pewnych rzeczach.
– O jakich na przykład? – dopytywał Liam, na co Theo z trudem powstrzymał westchnięcie. Właściwie mógł się spodziewać, że młodszy tak po prostu mu nie odpuści.
– O relacjach z ludźmi – odpowiedział ogólnikowo, ale zgodnie z prawdą. Nie wskazał jedynie konkretnego człowieka ani konkretnej relacji...
– A jakieś konkrety może?
Raeken nie mógł się nadziwić, jak uparty może być jeden człowiek. Przez naprawdę krótką chwilę kusiło go, aby to z siebie wyrzucić, jednak szybko odsunął od siebie ten pomysł. Nie mógł przecież powiedzieć Liamowi, że nie wie, jak mu się odwdzięczyć za wszystko, co dla niego zrobił... Musi to ogarnąć sam.
– A może najpierw śniadanie? – odpowiedział, starając się brzmieć swobodnie, w duchu jednak miał nadzieję, że to wystarczy, aby Dunbar sobie odpuścił. Ten jednak przez dobrą chwilę nie wydawał się przekonany, ale w końcu westchnął ciężko i przeturlał się na plecy, uwalniając tym samym Theo i przy okazji uderzając łokciem o ścianę. To łóżko faktycznie było za wąskie...
– Niech będzie – zgodził się – Ale tylko dlatego, że jestem głodny. I nie ciesz się za bardzo, nie unikniesz rozmowy.
Raeken, mimo tych ostrzeżeń, jednak się ucieszył. Przynajmniej miał dość czasu, żeby wymyślić, w jaki sposób uniknąć wyjaśniania, co mu chodzi po głowie. Poza tym, zawsze istniała nadzieja, że Liam zapomni.
CZYTASZ
Rules (Thiam)
FanfictionKiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z domu w środku nocy, zaniepokojony przejeżdżającą pod jego oknem ciężarówką i wszystko zaczyna się od nowa komplikować... Akcja opowiadania...