54. Cicho

338 29 22
                                    

Pierwsze, o czym pomyślał, kiedy już odzyskał świadomość, to był fakt, że zdecydowanie jeszcze nie umarł. Solidnie przywalił w chodnik, miał dziurę w brzuchu i ramieniu, gwiazdki latały mu przed oczami a przed chwilą popieprzona baba celowała mu w głowę z pistoletu, ale jakimś cudem nadal żył. Nie żeby wydawało mu się to realne, ale nie zamierzał narzekać.

Kiedy odrobinę się otrząsnął i odzyskał zmysły, do jego uszu dotarły odgłosy strzelaniny i walki, a nozdrza wypełnił zapach krwi. Skrzywił się, powstrzymując odruch wymiotny. Zazwyczaj ta woń jakoś specjalnie mu nie przeszkadzała, ale teraz nadal czuł zawroty głowy i mdłości wywołane uderzeniem, więc wszystko mogło je spotęgować. Przez chwilę jeszcze leżał, oddychając głęboko i usiłując się opanować. Wykorzystał ten czas na próbę przypomnienia sobie, co się dokładnie stało. Pamiętał, że Monroe celowała do niego, usłyszał nawet dźwięk wystrzału i odruchowo zamknął oczy, ale równocześnie poczuł mocne pchnięcie, które nadeszło nie od przodu, ale z boku... Coś szarpnęło go i przewróciło, nie pozwalając kuli go dosięgnąć. A może nie coś, tylko ktoś...

Zerwał się jak poparzony i podniósł się do siadu, czując kolejną falę mdłości i na chwilę niemal tracąc wzrok. Od razu, gdy udało mu się dojść do siebie, rozejrzał się wokół z szybko bijącym sercem, błagając wszystkie siły świata, aby nie zobaczył obok siebie tego, o czym pomyślał. Nie został wysłuchany... Przynajmniej nie do końca.

Wokół siebie wszędzie widział popiół górski, który nie tworzył już zwartego kręgu, rozdeptany i rozwiany. Obraz dwoił mu się przed oczami, ale był w stanie dostrzec Scotta, który bił się z nadbiegającymi łowcami, jakby nic innego w życiu nie robił. Zaraz potem zarejestrował, że wokół niego niektórzy wrogowie padają jak muchy kompletnie bez powodu i szybko zorientował się, że Corey musiał zostać uwolniony i znów przystąpić do działania. Nigdzie nie dostrzegał jednak śladu Monroe i poważnie go to zaniepokoiło, szybko jednak straciło jakiekolwiek znaczenie, kiedy w końcu spuścił z ociąganiem wzrok i zobaczył to, czego bał się bardziej, niż jakiegokolwiek łowcy.

Liam leżał na plecach obok niego. Oczy miał zamknięte, twarz bladą jak papier, a całą koszulkę umazaną krwią. Theo nie chciał patrzeć. Bał się zrozumieć, jak poważne są jego rany, ale w końcu musiał przenieść wzrok na jego brzuch, aby zobaczyć dziury po kulach... Nie jedną, nie dwie, ale cztery. Trzy w brzuchu, jedna wyżej, niebezpiecznie blisko serca. I znowu poczuł, że jest sparaliżowany. Umysł podpowiadał mu, że musi się przecież przekonać, czy chłopak jeszcze żyje, ale coś go blokowało przed jakimkolwiek działaniem. Nie chciał wiedzieć, jeśli odpowiedź miałaby brzmieć "nie".

W końcu jednak jakimś cudem otrząsnął się na tyle, aby wytężyć słuch i na początku nie usłyszał nic... Miał wrażenie, że właśnie całe życie przelatuje mu przed oczami, jakby to on leżał nieprzytomny, a nie jego chłopak. Po chwili jednak do jego uszu dotarł cichy, słaby, ale miarowy stukot. Dźwięk, który tak dobrze znał, a który równocześnie wydawał mu się zupełnie inny, niż zapamiętał. Dźwięk serca Liama. Nie był on taki, jak Theo się przyzwyczaił. Był zbyt cichy... To tak cholernie mu nie pasowało, ponieważ Dunbar nigdy nie był cicho. Nawet, gdy milczał, gdy spał, zawsze był w jakiś sposób głośny. Wiercił się, mamrotał coś, a jego serce biło tak mocno, jakby chłopak był samym życiem. Teraz jego dźwięk zdawał się ledwo słyszalny pośród bitewnego zgiełku, ale mimo to sprawił, że Raeken poczuł, że znów może oddychać. Liam był ciężko ranny, ale żył. I to wystarczyło.

Niemal dokładnie w momencie, kiedy sobie to uświadomił, do jego uszu dobiegł krzyk Scotta. Potrzebował chwili, żeby się otrząsnąć i zrozumieć, czego chłopak od niego chce. Za późno się zorientował, że próbuje go ostrzec... Odwrócił wzrok dokładnie w momencie, w którym stojąca parę kroków dalej Monroe wystrzeliła. Udało mu się jedynie uchylić na tyle, aby uniknąć poważniejszych uszkodzeń, jednak kula go dosięgnęła. Pierwszym instynktem była dla niego ochrona Liama, ale szybko zastąpiło go coś potężniejszego. Kiedy McCall rzucił się w stronę łowczyni, odwracając na chwilę jej uwagę i samemu dostając kulkę, Theo zrozumiał, czego tak naprawdę pragnie.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz