11. Butelka wody

638 38 30
                                    

Kolejny dzień minął Liamowi wyjątkowo spokojnie. Wydawało mu się to aż dziwne, patrząc na niedawne wydarzenia. Rano spotkał się z chłopakami w szkole, opowiadając im o poprzednim dniu (mógłby przysiąc, że Mason wyglądał, jakby wiedział coś więcej, niż powinien) i słuchając, jak Hewitt chwali się, że Chris pozwala mu korzystać z książek i innych rzeczy należących do jego rodziny, aby zwiększyć wiedzę na temat istot nadprzyrodzonych, a Nolan opowiada, jak idzie mu trening walki i korzystania z broni pod czujnym okiem Argenta. Liam coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ten człowiek jest niemal jak ojciec dla całego ich stada...

Reszta dnia minęła mu zupełnie z dala od spraw nadprzyrodzonych. Denerwował się na istnienie biologii, słuchał jak zaczarowany na historii, śmiał się z głupot wygadywanych przez przyjaciół podczas przerwy na lunch, a po zajęciach trenował pilnie przed meczem, który miał się odbyć nazajutrz. Zdążył zauważyć, że po ataku poprzedniego dnia był fizycznie zmęczony, ale psychicznie czuł się... Zresetowany? Żadne emocje już mu nie zalegały, jakby pozbył się całego swojego skumulowanego gniewu i strachu, zostawiając umysł czysty i otwarty na nowe odczucia. Może to był powód, dla którego trening przed meczem szedł mu świetnie? Nie irytowały go nawet drobne niepowodzenia kolegów z drużyny, uwagi trenera, czy świadomość, że następnego wieczoru grają z ludźmi, których szczerze nienawidzi – z drużyną ze szkoły, do której kiedyś chodził Brett. Co prawda na wspomnienie o chłopaku zrobiło mu się smutno, ale przynajmniej nie miał ochoty niczego rozwalić. Mógłby przysiąc, że dawno nie czuł się tak spokojny...

– Stary, kto cię podmienił? – zapytał po treningu Nolan – Miałem ochotę wybić Rogersowi te krzywe zęby za przepuszczanie takich okazji, a ty nic.

Dunbar wzruszył ramionami z uśmiechem.

– Grał beznadziejnie – przyznał – Ale... Jakoś dziś mi to nie przeszkadzało. Corey, nie rób takiej miny, ja też nie wiem, co się ze mną dzieje – dodał zwracając się do drugiego ze swoich przyjaciół, który przerwał układanie sprzętu w szafce i gapił się na niego z szeroko otwartymi ustami.

– Jeśli Theo tak na ciebie działa, to może nawet go polubię – stwierdził Mason, który wślizgnął się do szatni za chłopakami, mimo że nie grał w drużynie.

– No właśnie... – zagaił Liam, ciesząc się, że jego przyjaciel sam podłapał temat – Odnośnie Theo, jest taka sprawa. Jeśli hipotetycznie zaproszę go na jutrzejszy mecz, to... Zajmiesz się nim?

Mason uniósł brew.

– W jakim sensie?

– Żeby nie siedział sam – pospieszył z odpowiedzią Dunbar, zanim ktokolwiek zdążył rzucić jakiś dwuznaczny komentarz – Scott, Stiles i dziewczyny też przyjdą i na pewno nie będą mieli nic przeciwko temu, żeby z wami usiadł po tej ostatniej akcji, ale pewnie sami go nie zaproszą. Chciałem, żebyś go do was zaciągnął...

Hewitt przez chwilę wyglądał, jakby się zastanawiał, ale zaraz potem uśmiechnął się do Liama.

– No dobra – zgodził się – Jeśli twój nowy kolega hipotetycznie się pojawi, to się nim zaopiekuję.

– Czemu miałby nie przyjść? – zapytał Dunbar. Mason wzruszył ramionami.

– To Theo – odpowiedział, jakby ten fakt wyjaśniał wszystko. Liam jednak postanowił chociaż spróbować i po dotarciu do domu chwycił za telefon, aby napisać SMS‐a.

Szczeniak
Hej, pytanie mam. Chciałbyś wpaść jutro na mój mecz lacrosse?

Nie minęła chwila, zanim uzyskał odpowiedź.

Psychol
Po co?

Dunbar przewrócił oczami stwierdzając, że ten chłopak naprawdę jest nieogarnięty, jeśli chodzi o funkcjonowanie w społeczeństwie, mimo że na pierwszy rzut oka w ogóle tego nie widać.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz