38. Nie odpowiedziałeś mi

561 46 12
                                    

– A to za co? – zapytał Raeken trzymając się za nos, gdy pierwszy szok związany z uderzeniem minął. Cios nie był mocny, więc Theo wiedział, że nie zostało w niego włożone dużo gniewu. Prawdziwie wściekły Liam bez problemu złamałby mu nos, z resztą nie pierwszy raz, a jednak to uderzenie nawet specjalnie nie bolało. Stanowiło bardziej zaczepkę lub ostrzeżenie, niż faktyczną oznakę złości.

– Za głupotę – warknął Dunbar – Gościu... Kto idzie sobie samemu na nocną wycieczkę do lasu ze świadomością, że banda uzbrojonych po zęby łowców może w każdej chwili się pojawić? Co ty sobie myślałeś, że możesz tak po prostu iść i dać się zabić? Gdzie ty...

– Liam – przerwał Raeken, krzywiąc się – Ciszej, proszę... Krzycz na mnie ile chcesz, ale miej litość dla mojej głowy.

Wyraz twarzy młodszego chłopca zmienił się diametralnie. W jednej chwili z poirytowanego, ale równocześnie zagubionego stał się zatroskany i... Jeszcze bardziej zagubiony.

– Boli cię? – zapytał, dopiero po czasie zdając sobie sprawę, że to raczej głupie pytanie.

Theo zgodnie z prawdą skinął głową, uśmiechając się pokrzepiająco, próbując w ten sposób zapewnić Liama, że to nic takiego. Był przyzwyczajony do bólu głowy – często przez niego cierpiał, gdy słabo sypiał. Co prawda teraz przespał spokojnie całą noc, ale po tym, jak otarł się o śmierć trudno się dziwić, że nadal czuł się zmęczony, obolały i nie do końca zdrowy. Jednak to nie wydawało mu się ważne. Przecież niedługo dojdzie do siebie. Teraz liczyło się coś zupełnie innego... Chłopiec, który siedział przy nim na podłodze i który nie wahał się nawet przez chwilę przed chwyceniem dłoni Raekena. Sekundy później starszy poczuł, jak ból opuszcza jego ciało...

– Dzięki.

Liam wyglądał, jakby nie do końca wiedział, co powinien teraz zrobić. Przygryzał wargę spoglądając na Theo z nieodgadnionym wyrazem twarzy, nadal nie puszczając jego ręki, a w momencie, w którym starszy już zbierał się, aby powiedzieć coś, co rozluźni atmosferę, po policzku Dunbara spłynęła pojedyncza łza... Nie dał Raekenowi czasu, aby zareagować, kładąc głowę na jego torsie i zamykając oczy, równocześnie mocniej ściskając jego dłoń.

– Cholernie mnie przestraszyłeś – wyszeptał łamiącym się głosem, a Theo poczuł, że jego koszulka powoli robi się mokra. Westchnął, wsuwając dłoń we włosy Liama, aby dać mu jakieś zapewnienie, że już jest w porządku, którego młodszy wyraźnie w tej chwili potrzebował.

– Nie chciałem – zapewnił. Dunbar pociągnął nosem.

– Wiem – odpowiedział, a następnie dodał o wiele ciszej – To moja wina... Prawie przeze mnie zginąłeś.

– Co?! Co ty wygadujesz? – zapytał Theo tak głośno, że aż głowa zabolała go od jego własnego tonu. Młodszy otworzył szeroko oczy i podniósł głowę, zaskoczony tak gwałtowną reakcją.

– Mówię prawdę – mruknął cicho – Gdybym cię wtedy tak chamsko nie potraktował, to może nie wyszedłbyś na nocny spacerek prosto do łowców...

– Liam... – zaczął starszy, ale Dunbar mu przerwał, zanim w ogóle zdążył coś powiedzieć, tym razem unosząc głos.

– Wiedziałem, że na zewnątrz jest niebezpiecznie, a mimo to wyrzuciłem cię z domu! I to tylko dlatego, że... Się bałem. Co będzie między nami po tym wszystkim. Więc zamiast to rozwiązać, wolałem uciec od konfrontacji i zachować się jak tchórz bardziej niż zwykle. I nie powiesz mi, że to nie była moja wina.

– Powiem – odparł Theo. Zawsze chętnie robił młodszemu na złość – Bo nie była. Nie musiałem iść przecież do lasu. Mogłem wrócić do domu. Sam się w to wpakowałem, ty nie kazałeś mi iść na spotkanie z łowcami.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz