20. Krzyk

577 40 47
                                    

Zasypiając miał nadzieję, że tym razem wszystko będzie dobrze, że sam fakt przebywania w domu Liama da mu upragnione poczucie bezpieczeństwa i uwolni go od okropnego koszmaru, jednak kiedy tylko zobaczył przed sobą podziemny korytarz, przypomniał sobie, że ktoś taki nie powinien wierzyć w szczęśliwy bieg wydarzeń. Było tak samo, jak ostatnio. Najpierw pełne nienawiści spojrzenia stada, potem szczelina w ziemi, zimna dłoń łapiąca go za kostkę, i w końcu jego krzyk... Błagalne wołanie o pomoc, którego nikt nie wysłucha. Nikt nie przyjdzie go ocalić, nikt nie powstrzyma Tary przed wciągnięciem go z powrotem do piekła. A on nie może mieć im tego za złe. W końcu właśnie na to zasłużył.

Tym razem jednak, w momencie, w którym szczelina miała już się zamknąć nad jego głową, poczuł coś jeszcze, poza zimną ręką siostry na swojej kostce. Coś ciepłego i kojącego... Czyjąś dłoń zaciskającą się stanowczo, ale delikatnie na jego nadgarstku, palce przeczesujące jego włosy... Poza swoim krzykiem zaczął słyszeć jeszcze łagodny, miękki, nieco poddenerwowany głos, wołający jego imię. Umysł nadal pokazywał mu obraz ze snu, ale zmysły zaczęły odbierać to, co działo się poza nim. Przez ułamki sekund przebywał jeszcze na tej granicy, zanim otworzył oczy i poderwał się gwałtownie, o mało nie uderzając głową w czoło pochylającego się nad nim chłopaka. Pierwszym, co zobaczył były doskonale znajome, błękitne, wcale nie takie zimne tęczówki wpatrujące się w niego ze zmartwieniem.

Liam nie zastanawiał się nawet, zanim przysunął się bliżej i przyciągnął Theo do mocnego, ciepłego uścisku. Czuł, jak chłopak cały drży, ale jego ręce odruchowo znalazły drogę do pleców Dunbara, obejmując go mocno, jakby ze strachem, że młodszy za chwilę go odepchnie. Palce zacisnął na koszulce Liama, a twarz ukrył w zagłębieniu jego szyi, próbując skulić się i schować jak najbardziej.

– No już, już dobrze... – szeptał młodszy chłopiec, przeczesując palcami włosy Theo – To tylko sen...

Czuł, że serce Raekena bije z niewiarygodną szybkością tuż przy jego własnym. Wszystkie jego mięśnie były napięte, włosy mokre od potu, oddech nierówny i urwany... Czy właśnie tak to wyglądało co noc? Dunbar oczywiście spodziewał się tego, ale czym innym było wyobrażenie, a czym innym przekonanie się na własne oczy. Wstrząsnął nim nie tylko widok Theo w takim stanie, ale przede wszystkim fakt, że przeżywał to każdej nocy. I oczywiście, Liam zawsze odbierał telefony i rozmawiał z nim, pomagając mu się uspokoić, ale nie potrafił sobie wyobrazić, jak przerażające musiały być dla niego chwile tuż po przebudzeniu, jeszcze zanim zdążył zadzwonić...

Usłyszeli kroki w korytarzu. Raeken odwrócił głowę tak gwałtownie, że wchodząca właśnie do pomieszczenia Jenna aż podskoczyła. Przez chwilę wszyscy patrzyli na siebie próbując zrozumieć, co się dzieje, aż w końcu kobieta niepewnie przerwała niezręczną ciszę.

– Słyszałam krzyki... Co się stało?

Theo spiął się chyba jeszcze bardziej. Czyli znów krzyczał... Obudził Liama i jego matkę, jego problemy wyszły na jaw, a on w dodatku robił im taki kłopot wyrywając ich ze snu w środku nocy i nawet nie umiejąc się uspokoić... Pochylił głowę, nie potrafiąc spojrzeć ani na Jennę, ani na swojego przyjaciela, który na szczęście zrozumiał, że raczej nie będzie w stanie odpowiedzieć i postanowił go w tym wyręczyć.

– W porządku, mamo – zapewnił – To tylko koszmar, możesz wracać do łóżka.

Jednak pani Geyer ani myślała zostawiać chłopców w potrzebie. Nie mogłaby zasnąć ze świadomością, że pod jej dachem ktoś męczy się walcząc ze swoimi demonami, a ona nawet nie próbuje pomóc. Dlatego, zamiast odpowiedzieć, podeszła do chłopców bliżej i delikatnie, matczynym gestem pogłaskała Theo po głowie. Od razu przeszedł go dreszcz. To było coś innego niż wtedy, kiedy robił to Liam. Poczucie troski, ale nie przyjacielskiej, do której powoli zaczynał się przyzwyczajać, ale bardziej... Matczynej. Tej, której nie doświadczył od wielu, wielu lat.

Rules (Thiam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz