CZĘŚĆ I:
To, co minęłoRozdział 1.
6 LAT WCZEŚNIEJ, CZERWIEC 2011r,
Okolice Neapolu, Włochy
- Aaaaaaaaaaaaaaa!!! – Rozległ się rozdzierający krzyk młodej dziewczyny, który sprawił, że ptaki z okolicznych drzew w popłochu wzbiły się w powietrze.
- To tylko ja, spokojnie! – roześmiała się druga dziewczyna. – Ale masz minę! Przepraszam, nie chciałam cię aż tak przestraszyć...
Zwijając się ze śmiechu, rzuciła w swoją towarzyszkę garścią nazrywanych przed chwilą liści.
- Zwariowałaś?! Serce mi przez ciebie omal nie stanęło. Wzięłam cię za jakiegoś psychopatę...
Brunetka o kręconych włosach tylko figlarnie się na to uśmiechnęła, ukazując rząd białych zębów.
- Podobno każdy z nas ma w sobie coś z szaleńca. Więc... w pewnym sensie zgadłaś!
Długowłosa blondynka chwyciła swoją towarzyszkę za ręce i wepchnęła w odwecie do wody.
Morze Tyrreńskie, nad którego brzegiem się znajdowały, było przyjemnie ciepłe i pieściło skórę razem z upalnym słońcem tego czerwcowego popołudnia. Gorący piasek parzył dziewczyny w bose stopy, toteż gdy obie znalazły się w kojącej wodzie, przyniosło im to upragnioną ulgę.
Zaczęły wzajemnie się chlapać, śmiejąc się przy tym i piszcząc, wymachując z impetem rękami i nogami. Tak mogła smakować tylko wakacyjna beztroska.
Kiedy po tych szaleństwach rozłożyły się na ciepłym piasku, patrząc w błękitne niebo, niczego więcej do szczęścia nie było im trzeba.
- Cieszę się, że tu przyjechałyśmy... Widzisz, mówiłam ci, że same bez naszych facetów też będziemy się dobrze bawić.
- Czasami nawet z własną rodziną nie jest źle.
- To fakt. Ale nie narzekaj, nasza rodzinka jest jeszcze całkiem, całkiem. Są gorsze...
Blondynka roześmiała się.
- Mhm... Rodzina rodziną, ale nam dobrze zrobi taka integracja. W Polsce za rzadko się spotykamy, a jesteśmy przecież ciotecznymi siostrami... Aż wstyd, że mamy dla siebie tak mało czasu...
- My mieszkamy we Wrocławiu, wy w Warszawie... A mówiłam ci przyjedź na studia do Wrocławia.
- Nieee, to ja ci mówiłam, żebyś przyjechała do Warszawy po studiach, masz już dwadzieścia trzy lata, mogłabyś się wyprowadzić w końcu od mamy... – śmiała się blondynka.
- Małolata się odezwała... Ty też już jesteś dorosła, przypominam ci że pół roku temu nawet zmieniłaś kod na dwójkę z przodu.
- I kto by pomyślał, że trzeba było przyjechać aż do ciotki do Włoch, żeby wreszcie spędzić ze sobą chociaż wakacje... Pośmiać się razem, powygłupiać...
- To fakt, Cieszę się, że nas zaprosiła, chociaż wyszło to tak spontanicznie. Jak myślisz, dlaczego tak nagle zaprosiła obydwie swoje siostry z rodzinami? Zawsze miałam wrażenie, że nasze mamy i ciocia... - brunetka zastanawiała się przez moment jak dobrać odpowiednie słowa do tej sytuacji - Że ciężko im dojść do porozumienia.
- Może twojej mamie owszem, moja dogaduje się z ciotką całkiem dobrze.
- Między moją matką a ciotką jest spora różnica wieku, może to dlatego. Jak urodziła się Sylwia, – bo jakoś ciężko mi o niej mówić ciocia, - to moja mama już wyprowadzała się z domu. A twoja miała osiem lat. Miała jeszcze szansę złapać z nią nić porozumienia. Ale i tak każda żyła w innym świecie, dorastała w innych latach, miała innych znajomych...
- Nie zawsze rodzeństwo jest zgrane. Chyba się cieszę, że jestem jedynaczką.
- Ja też. Ja na pewno się cieszę. – poprawiła się starsza z dziewczyn.
Zerwał się lekki wiatr, próbując porwać im kapelusze. Słońce na chwilę schowało się za chmurami.
- Teraz wszystkie trzy spędzą razem wakacje, powspominają stare czasy, ponarzekają trochę na nas, zobaczysz jak szybko zaczną nadawać na tych samych falach, jeszcze się zdziwisz. Jeszcze będziesz narzekała, jak obróci się to przeciwko nam.
- Nie kracz...
Roześmiały się patrząc w niebo, po którym ze spokojem fruwały ptaki, nie zwiastując żadnych pogodowych problemów. Miały nadzieję, że tak samo pozostanie i u nich.
- No dobrze, zostawmy nasze rodzicielki i ciotkę na chwilę w spokoju, lepiej opowiadaj, jak tam między tobą a Grześkiem? Dalej taka sielanka? – Starsza z sióstr, Ola, o niebieskich jak ocean oczach i burzy czarnych loków, odwróciła się na bok i spojrzała młodszej w oczy. Ta westchnęła.
- O tak...
- No nie bądź taka wylewna, naprawdę nie musisz opowiadać aż tak szczegółowo... – Ola chwyciła blondwłosą dziewczynę o figlarnym spojrzeniu za rękę. Młodsza z ciotecznych sióstr, Ania, nie była do starszej ani trochę podobna. Długie jasne włosy miała proste jak struny, oczy duże i brązowe a na twarzy pojedyncze piegi. – Historia waszej miłości jest bardzo romantyczna, ale mogłabyś mi coś więcej poopowiadać, bo jak dotąd wszystko trzymasz w wielkiej tajemnicy...
Ania posmutniała.
- Romantyzm i tragizm przeplatają się nawzajem w tej historii... Jak sama zresztą już pewnie słyszałaś. Od naszego wyznania miłości minęło pół roku. Pół roku od kiedy nie możemy bez siebie żyć, a ja dalej nie mogę w to wszystko uwierzyć... Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Nie zrozum mnie źle, cieszę się, nawet bardzo, miłość Grzegorza to spełnienie moich marzeń, ale nie mogę sobie darować, że to wszystko odbyło się kosztem mojej przyjaźni z Julką.
- No słabo to wyszło.
- Słabo? Wyszło tragicznie! Ja ją w pewnym sensie zdradziłam... A ona nadal nie może mi wybaczyć. Myśli, że zrobiłam to specjalnie, że ją oszukałam i ukradłam jej Grześka.
- To nie była twoja wina. Tak po prostu wyszło, miłość jest nieprzewidywalna i często tak nas zaskakuje, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
- Ale wygląda to tak, jakbym ja celowo zdradziła Julkę i ukradła jej tuż sprzed nosa mężczyznę, w którym ona była zakochana od kilku miesięcy. I rzeczywiście tak było, przecież ona mi się z tego wszystkiego zwierzała! A ja co? Przy pierwszej nadarzającej się okazji... Do dziś mi z tym źle i ciężko mi jest być szczęśliwą...
- Nie możesz być dla siebie taka surowa. Nie chciałaś jej zrobić nic złego. Nie planowałaś tego. Zakochałaś się. A Grzesiek zakochał się w tobie, nigdy nawet niczego Julce nie obiecywał.
- Ale ja jej obiecałam. Przyjaźń i lojalność. I zrobiłam źle. Powinnam była z nią chociaż najpierw porozmawiać...
Dziewczyna westchnęła i podniosła się, podkulając nogi i opierając brodę na kolanach. Bawiła się piaskiem, przesypując go przez palce. Jasne włosy opadały jej na policzki, targane podmuchami wiatru.
- Chcesz mi opowiedzieć co się wtedy wydarzyło? – zapytała delikatnie Ola. - Jak do tego wszystkiego doszło? Może jak wyrzucisz to z siebie, spojrzysz na sprawę trochę inaczej. Tak naprawdę nie miałyśmy do tej pory okazji porozmawiać o tej całej sytuacji, więc jeśli chcesz, możesz to z siebie wyrzucić. Jestem tutaj. – Ola położyła siostrze rękę na ramieniu.
Dziewczyna odwróciła ku niej twarz i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Przykryła jej dłoń swoją dłonią.
- Dziękuję. Może masz rację. Powinnam to z siebie wyrzucić. Bo od pół roku żyję jak na huśtawce... Z jednej strony z upojnym szczęściem, a z drugiej z poczuciem winy.
Siostry usiadły teraz na piasku naprzeciwko siebie. Ania wzięła głęboki oddech, spojrzała na gładką toń wody, po czym zaczęła mówić.
- To się tak naprawdę zaczęło jeszcze latem ubiegłego roku. Kiedy Paweł zaproponował mi pracę u siebie w teatrze. Miałam tańczyć z Grześkiem, ponieważ jako jedyna z kandydatek znałam świetnie układ, mogłam więc zastąpić partnerkę Grześka która zaszła w ciążę i okazało się, że będzie musiała już do końca leżeć. Jej mąż bardzo się o nią martwił i od razu jej zapowiedział, że przez najbliższe dwa lata nie wróci do pracy. Nie mogła więc brać udziału w próbach, a później wystąpić ze sztuką na Broadwayu. Musical stanął pod znakiem zapytania, bo ona i Grzegorz grali główne role.
Ale ja znałam układ, bywałam na próbach jak odwiedzałam swojego ówczesnego chłopaka, który też tam tańczył. Byliśmy ze sobą krótko, ale zdążyłam się napatrzeć na ich próby.
- Prawie jak w Dirty Dancing... - rozmarzyła się Ola, na co Ania jedynie prychnęła.
- Ze względu na moje problemy z kręgosłupem po wypadku, bałam się wrócić do tańca. Ale w końcu Paweł mnie namówił. Lekarze też dawali zielone światło, rodzice tak mocno mnie dopingowali i jeszcze Grzesiek zaczął mnie zachęcać żebym spróbowała. No i jak tu nie ulec... Przecież zawsze kochałam taniec. Nigdy nie mogłam się zdecydować co kocham bardziej, czy taniec czy aktorstwo... Nigdy nie miałabym tej przerwy, gdyby nie wypadek. Premiera na Broadwayu miała być już w grudniu więc czasu było niewiele. Całe dnie spędzaliśmy na morderczych próbach. Z Grześkiem znaliśmy się wcześniej, więc złapaliśmy szybko wspólny język i zgraliśmy się w tańcu. Świetny był z nas duet...
Ania rozmarzyła się na tamte wspomnienia.
- No dobrze. – weszła jej w słowo Ola. – Ale co tu ma do tego wszystkiego Julka? W którym momencie stanęła między tobą a Grześkiem?
- Wiesz, to nie do końca było tak. Ja i Grzegorz parą byliśmy tylko w tańcu. Julka nie weszła między nas. Raczej później stało się dokładnie odwrotnie. Ale może po kolei.
Ola pokiwała głową, na znak, że nie będzie już przeszkadzać i zachęciła siostrę, aby mówiła dalej.
- To były wakacje. Julia przyjechała właśnie do domu po pierwszym roku studiów w Paryżu. Nudziło jej się, nie miała zbyt wielu zajęć w Warszawie, więc często chodziła razem ze mną do Cantado, popatrzeć na próby. Bardzo mnie dopingowała po wypadku, kiedy powoli odzyskiwałam sprawność i teraz też, kiedy znów stawiałam pierwsze kroki na scenie. Ona wiedziała jak bardzo kocham taniec i jaki to dla mnie zaszczyt, że mogę występować w sztuce, która ma szansę podbić świat. Niczym „Droga", wiele lat temu... Tam, gdzie Grzesiek stawiał swoje pierwsze kroki na scenie. Historia miała szansę się powtórzyć, a ja mogłam stać się jej częścią. Z Grześkiem przy boku. Myślę, że już wtedy się w nim podkochiwałam, ale sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Starszy kolega, utalentowany, umięśniony, ćwiczący sztuki walki i akrobatykę, uwielbiający wyczyny kaskaderskie i szybkie motocykle... A przede wszystkim tak samo jak ja kochający taniec. Imponował mi jak cholera. I jak się okazało nie tylko mi. Julka nawet nie ukrywała, że straciła dla niego głowę.
- A ty?
- Ja? Ja tak jak mówiłam, nie dopuszczałam do świadomości swoich uczuć. Bardzo wzięłam sobie do serca motto, że pracy nie łączy się z życiem prywatnym i skupiłam się na sztuce. A Grzesiek był moim kolegą z pracy, jak by nie patrzeć. Podeszłam do sprawy bardzo profesjonalnie. Albo tak mi się wtedy wydawało.
Ale po pracy często chodziliśmy we trójkę na piwo, w przerwach wyskakiwaliśmy na lunch, dużo rozmawialiśmy i widziałam, że Julka wpatruje się w Grzegorza jak sroka w gnat.
- A on?
- On zachowywał neutralność, zarówno w stosunku do mnie jak i do niej. Zachowywał się bardzo profesjonalnie. Traktował nas jak młodsze koleżanki. Owszem, super nam się spędzało razem czas, ale nigdy jeszcze wtedy nie dał żadnej z nas do zrozumienia, że byłby zainteresowany czymś więcej, czy to z nią czy ze mną. Mi układ czysto zawodowy bardzo pasował, ale widziałam, że Julka była rozczarowana brakiem większego zainteresowania ze strony Grześka.
- Mówiła ci otwarcie, że się zakochała?
- Tak, w końcu przyznała mi się do tego, chociaż mam oczy i sama dostrzegłam to znacznie wcześniej.
- I co wtedy?
- No nic. Przychodziła dalej na nasze próby, chociaż już bardziej dla Grześka niż dla mnie, dalej spędzaliśmy razem czas i wychodziliśmy wspólnie wieczorami, często też w większym gronie.
- A ty ją dopingowałaś jakoś w tym uczuciu? Skoro sama go nie chciałaś, to nie robiłaś czegoś, żeby ich zbliżyć do siebie?
- Wręcz przeciwnie. – Ania podniosła wzrok i popatrzyła Oli w oczy. – Cały czas próbowałam jej go wybić z głowy... Wiem, świnia ze mnie... Nie wiem czy dlatego że podświadomie sama chciałam zatrzymać go dla siebie, czy naprawdę uważałam, że do siebie nie pasują... Wysłuchiwałam jej zwierzeń, pocieszałam ją, a jednocześnie robiłam co w mojej mocy, żeby wybić jej z głowy Grześka, wmówić, że to nie mężczyzna dla niej.
- Pierwsza rysa na piętnastoletniej przyjaźni?
- Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale tak, to była już ta rysa, która doprowadziła z czasem do poważnego pęknięcia. Nie sądziłam, że z przyjaciółką, którą kochałam jak siostrę od przedszkola, coś kiedykolwiek aż tak mnie poróżni. A już na pewno nie pomyślałabym, że będzie chodziło o chłopaka! Przecież nam się nawet nigdy nie podobał ten sam typ mężczyzn!
- Cóż, zawsze może być ten pierwszy raz...
- I to mnie zmyliło. Chyba uznałam, że skoro Julce podoba się Grzesiek, to ja z pewnością nie mogę się w nim zakochać. Jakkolwiek głupie i naiwne by to nie było z mojej strony.
Aleksandra westchnęła głęboko i pogładziła Anię po plecach. Nic nie mówiła, nie chcąc jej przerywać ani wybijać jej z rytmu opowieści.
- Tak minęło lato, nadeszła jesień, Julka musiała wracać do szkoły do Paryża. My z Grzegorzem mieliśmy dwutygodniowy urlop, więc ja z rodzicami pojechałam do Sopotu, on do brata do Nowego Jorku. Potem wróciliśmy i kontynuowaliśmy próby. Ale ona o nim nie zapomniała. Jak rozmawiałyśmy to ciągle pytała tylko o niego. Mówiła, że mi zazdrości, że mogę go codziennie widywać, że dotyka mnie w tańcu i tak dalej.
- A Ty wtedy nadal nic do niego nie czułaś?
- Nie na poziomie mojej świadomości – uśmiechnęła się dziewczyna. – Dużo później oczywiście zdałam sobie sprawę, że już wtedy go kochałam, ale w tamtym momencie traktowałam go tylko jak partnera w tańcu. Wtedy wymyśliłam sobie nawet że założę konto na portalu randkowym i zaczęłam pisać z jednym poznanym tam chłopakiem. Chciałam kogoś poznać, chciałam się zakochać. A że ciągle byłam w pracy, bo musical pochłaniał mnie bez reszty, więc nie miałam czasu ani okazji, aby kogoś spotkać w innym świecie niż teatr.
- To zrozumiałe. Pamiętam, że nawet wieczorami jak do ciebie dzwoniłam, byłaś tak zmęczona, że usypiałaś z telefonem przy uchu.
- No właśnie. Jak już mówiłam, to był piekielnie intensywny czas.
- Premiera zbliżała się wielkimi krokami...
- Do Nowego Jorku wylecieliśmy w połowie grudnia. Całą naszą ekipą z teatru, z Pawłem na czele. Ten musical to było jego wymarzone dziecko. Pierwsze tak wyczekane i dopieszczone od czasu Drogi. 21 grudnia była nasza premiera na Broadwayu, a 28 grudnia piętnasta rocznica premiery Drogi w teatrze w Warszawie. Ta zbieżność dat też dodawała nam skrzydeł. Uznaliśmy to za dobrą wróżbę. Spędzając czas w hotelu w Nowym Jorku, Grzesiek opowiadał mi jakie przeżycia towarzyszyły jemu samemu te piętnaście lat wcześniej. Miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, tylko rok więcej niż ja teraz...
- To, ile on jest od ciebie właściwie starszy?
- Szesnaście lat. Ma trzydzieści sześć lat. Uważasz, że to duża różnica wieku?
- Serio? W dzisiejszych czasach, a jeszcze tym bardziej w show biznesie? Zresztą, jakie to ma znaczenie, w jakimkolwiek środowisku, kiedy ludzie się kochają? Poza tym, Grzegorz wygląda dużo młodziej.
- Jest wysportowanym tancerzem, wiem, że nie wygląda na swój wiek.
- Ale dobrze, nie przerywam ci już, bo zgubisz wątek. Rozmawialiście dużo o czasach sprzed piętnastu laty i o premierze Drogi...
- Tak. Grzesiek opowiadał mi jak trafił do musicalu Pawła w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym roku. I jak wielkim sukcesem była jego premiera tuż przed sylwestrem. Pomogła mu się wybić, odnosić dalsze sukcesy. Od tamtej pory pracuje w teatrze Pawła. Ale myśli już o wyjeździe do Nowego Jorku, tak na stałe. To niespokojny duch – to mówiąc Ania uśmiechnęła się pod nosem – Cały czas chce się rozwijać, chce więcej, nie spoczywa nigdy na laurach. Tylko teraz, jak jesteśmy razem, nie chce jechać beze mnie ani też nie chce mnie odrywać od rodziny. Wie jak bardzo jestem związana z rodzicami... Ale mniejsza o to, miejscem zamieszkania będziemy się martwic później. Chciałam tylko powiedzieć, że tamte wieczory były niezwykłe, magiczne. Uwielbiałam słuchać jego opowieści, czułam, jak bym sama brała udział w tych wszystkich wydarzeniach sprzed piętnastu laty, czułam te emocje, ten dreszcz pod skórą... A teraz przeżywaliśmy coś niemal identycznego, w samym sercu Nowego Jorku. I tym razem ja naprawdę byłam w tym wszystkim, byłam tego częścią. To było spełnienie moich marzeń. Każdy artysta chciałby przeżyć coś takiego. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Matko, sama aż mam dreszcze jak ciebie słucham. Cudownie jest mieć taką pasję...
- I właśnie to nas połączyło.
- Coś się wtedy wreszcie wydarzyło?
- Nie, jeszcze wtedy nie. Wtedy po prostu spędzaliśmy wieczory na rozmowach, na spacerach po tym pięknym mieście, w którym Grzegorz pokazywał mi swoje ulubione mniej lub bardziej znane szerszemu gronu turystów zakamarki. Mieliśmy tyle tematów do rozmów, tyle miejsc do odwiedzenia! I oczywiście prób do odegrania przed wielkim dniem. A kiedy on nadszedł i występ okazał się sukcesem, cały nasz zespół świętował do późnej nocy.
Następnego dnia, 22 grudnia, był jeszcze bankiet pożegnalny, bo 23 mieliśmy wracać do Warszawy, tuż przed samymi Świętami. Ale urwaliśmy się z niego wcześniej. Jakoś tak czuliśmy z Grzegorzem potrzebę, by ten ostatni wieczór spędzić razem, tylko we dwoje. To był nasz czas, nasz sukces, nasz wieczór...
Poszliśmy na spacer po Times Square, zwierzyłam mu się, że chciałabym kiedyś spędzić tam sylwestra... A potem Grzegorz zamiast z powrotem do hotelu, zabrał mnie do mieszkania, które zostawił mu do dyspozycji jego przyjaciel, Max, wyjechawszy wtedy na święta do rodziny. Nie wiedziałam, że Grzesiek szykuje dla mnie jakąś niespodziankę... - Ania przymknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie. - Na miejscu czekał już schłodzony szampan. Grzegorz zapytał wtedy czy z nim zatańczę...
Ola obserwowała jak oczy siostry błyszczą, gdy kontynuowała tę opowieść.
- Tak, zrobiliśmy to wtedy. Nie skończyło się na samym tańcu. Wyznaliśmy sobie miłość... Obudziłam się wtulona w Grześka i właśnie wtedy uświadomiłam sobie co zrobiłam Julce. Zdradziłam ją tym, że przespałam się z Grzegorzem. A może jeszcze bardziej tym, że go pokochałam... - W oczach Ani zalśniły łzy. – Ubrałam się i uciekłam, nie budząc go. Przebukowałam bilet na samolot i najwcześniejszym lotem wróciłam do Warszawy. Rodzice nie byli w stanie wydusić ze mnie co się stało. Nie odezwałam się na ten temat przez całe święta. Grzesiek wydzwaniał a ja nie odbierałam od niego telefonów. W końcu napisał, że przeprasza, że nie chciał mnie skrzywdzić i że nie będzie mnie już nękał. A mi serce pękało, bo nie wiedziałam co robić... Nie poszłam na jubileusz Drogi 28 grudnia do teatru, Pawłowi wysłałam zwolnienie lekarskie. Dosłownie zaszyłam się w domu nie chcąc nikogo widzieć. Nie mogłam sobie dać rady ze zdradą wobec Julki, nie mogłam wytrzymać cierpienia tęsknoty za Grześkiem...
Dzień przed sylwestrem, byłam akurat sama w domu. Usłyszałam dzwonek do drzwi, otworzyłam i zobaczyłam go na progu. Stał tam, tak samo smutny jak ja... Patrzyliśmy chwilę na siebie a potem mocno się do siebie przytuliliśmy. Powiedziałam mu, że go kocham, że niczym mnie nie zranił, ale jest jeszcze Julia, która również się w nim zakochała... I że nie wiem co mam z tym wszystkim teraz zrobić... Jestem rozdarta. A on rzekł tylko, żebym teraz się tym nie martwiła i że ma dla mnie niespodziankę. Mam mu zaufać, iść się spakować i zabrać wszystkie dokumenty. Rodzicom zostawiłam kartkę na stole... Nawet się nie zastanawiałam tylko poszłam za nim w ciemno. Po ośmiu godzinach byliśmy już w Nowym Jorku. Tak często w tę i z powrotem na trasie Nowy Jork – Warszawa, nie latałam jeszcze nigdy... – Ania przeczesała palcami włosy i dyskretnie otarła łzę wzruszenia. - A Grzegorz chciał tylko spełnić moje marzenie...
- Zabrać cię na sylwestra na Times Square! – Ola aż otworzyła usta ze zdumienia. - Boże jakie to romantyczne!
- Ano... - rozczuliła się już do reszty młoda Wierzbicka.
- I co? Było pięknie prawda?
- Pięknie? Było magicznie! I nie tylko z powodu samego sylwestra, tego nastroju, tych emocji, wielkiej kryształowej kuli, która zaczyna opadać dziesięć minut przed północą... Każdy, kto choć raz wybrał się na Sylwestra na Manhattanie wie, że tego wydarzenia nie da się porównać z niczym innym... Ale dla mnie wówczas szczęście miało podwójne imię... Ja miałam jeszcze Grześka przy boku... Dwa spełnione marzenia, w tym samym miejscu, o tej samej porze.
- Domyślam się, że wtedy już nie uciekłaś nad ranem... - Bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała figlarnie Aleksandra.
- Nie, już nie uciekłam. Nie chciałam już być nigdzie indziej poza jego ramionami. Do Warszawy wróciliśmy drugiego stycznia jako para.
- Dzień przed twoimi urodzinami...
- To najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki mogłam sobie wyobrazić. Nie wiem jak Julka się o tym wszystkim dowiedziała, będąc w Paryżu, ale kilka dni później przyjechała pod mój dom... Nic nie mówiła, nie musiała. Jej wzrok mówił wszystko. Patrzyła tak na mnie z nienawiścią, jak jeszcze nikt na mnie nigdy nie patrzył. A potem powiedziała, że nie chce mnie znać. Ja nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa.
Ola czuła, że łzy stają jej w oczach. Wiedziała, że Ania miała z Julką dużo silniejszą więź niż z nią samą, mimo że nie były rodziną. Były dla siebie jak duchowe siostry, wszędzie razem, zawsze ramię w ramię, nie mogły bez siebie żyć.
- Od tamtej pory już ze sobą nie rozmawiałyście?
- Nie. Ona dotrzymała słowa i nie chce mnie znać, ja nie miałabym odwagi odezwać się i prosić o przebaczenie... Grzesiek mnie pociesza, że to nie moja wina, że to on mógł z nią wcześniej porozmawiać jak tylko zaczął zauważać, że ona się w nim podkochuje...
- Szczerze? Myślę, że to niewiele by zmieniło, jeśli chciała swoją nienawiść skierować przeciwko tobie, to i tak by to zrobiła.
- Ale ona ma rację. Nie postąpiłam wobec niej uczciwie, zdradziłam ją. I teraz, mimo że jestem bardzo szczęśliwa, czuję jakby miała mnie niedługo spotkać kara za to wszystko. Karma wróci i zemści się na mnie...
- Co ty w ogóle opowiadasz?
- Mam czasami takie przeczucia. Nie można swojego szczęścia budować na czyichś łzach...
- To miałaś go zostawić i unieszczęśliwić jeszcze jego i siebie? To by było dobre? Julka kiedyś zrozumie. Myślę, że prędzej niż później, kiedy sama spotka swoją własną prawdziwą miłość, bo to z jej strony było tylko głupim zauroczeniem.
- Co nie umniejsza mojej winy.
Ola przewróciła oczami, widząc, że nie przekona siostry do swojej racji.
- Cieszę się, że wam się udało mimo wszystko. – powiedziała.
- Nawet nie wiem, kiedy minęło ostatnie pół roku, tak bardzo jestem szczęśliwa...
Siostry przytuliły się mocno do siebie, bez słów. Rozumiały się bez wypowiadania tego, czego nawet nie da się wypowiedzieć.
- Szkoda, że Grzegorz nie mógł tu z tobą przylecieć. – Ola odezwała się pierwsza.
- Kręci film w Nowym Jorku. A poza tym, siostrzyczko, nie wiem, czy pamiętasz, ale to miał być nasz siostrzany rodzinny wyjazd. Nasze mamy- trzy siostry, oraz my- trzy córki.
- No tak, jest przecież jeszcze Roksanka. Tej to w ogóle już nie widujemy...
- Urodziła się jak Sylwia mieszkała jeszcze w Los Angeles, dopiero dwa lata temu przeprowadzili się do Neapolu. Trochę bliżej, ale to nadal za daleko na częste spotkania... Nie ma co, obieżyświat z tej naszej ciotki Sylwii.
- Odezwała się, ta co siedzi w domu! Ty jesteś taka sama jak ona. Przynajmniej już wiadomo, w kogo się wdałaś – roześmiała się Olka.
- No tak... Coś w tym chyba jest.
Ale wracając do Roksany, odkąd się urodziła widziałyśmy ją zaledwie kilka razy. Nawet nie wiem, kiedy tak wyrosła, ma już sześć lat!
- Korzystajmy więc z tych wakacji i ze swojego towarzystwa do oporu... Zaraz się skończą i trzeba będzie wracać do Polski... Do pracy, na studia...
Ania widziała, że Ola zaczyna się rozklejać. Bardzo żałowała, że nie mieszkają bliżej siebie i nie mogą częściej się widywać, a teraz być może miało się to zmienić jeszcze bardziej na niekorzyść pod tym względem.
- Dla mnie to będzie już ostatni rok studiów, później może wyjedziemy z Grześkiem do Stanów... – powiedziała nieśmiało.
- Jeśli tego chcecie, to koniecznie. – Ola kibicowała siostrze gorąco. – Ja się z tym cały czas liczę, wiem, że cię nosi jak ciotkę i nie usiedzisz długo na miejscu.
- O ile się odważę na stałe puścić maminą spódnicę...
- Tak naprawdę już dawno ją puściłaś. A teraz tylko słuchaj swojego serca, tylko tyle. – powiedziała Ola kładąc dłoń na jej ręce.
- Wracajmy już do domu, robi się zimno i zaraz zacznie się ściemniać... Przegadałyśmy tu pół dnia.
- I dobrze, w końcu dowiedziałam się czegoś o mojej siostrze. – powiedziała Ola. - odbudowujemy znów naszą więź, wiedziałam, że to nie będą zmarnowane wakacje.
- Na pewno nie będą...
Dziewczyny objęły się i spacerem, wzdłuż brzegu, wróciły do domu cioci Sylwii i wujka Davida.***
Ania patrzyła przez okno domu ciotki, jak jej mama bawi się ze swoją małą siostrzenicą.
Rozczulał ją ten widok, do tego stopnia, że aż bezwiednie się uśmiechała patrząc na ten sielski obrazek.
Miała nadzieję, że sama kiedyś będzie miała taką córeczkę razem z Grześkiem... A może nawet całą trójkę... - Roześmiała się sama do siebie. – O tak, chciała mieć dużą rodzinę. Wyobrażała sobie, jak będą razem podróżować po świecie, jak będzie ich uczyła tańczyć... W takich chwilach poczucie winy względem Julki, ustępowało wodzom fantazji i dziewczyna pozwalała sobie marzyć. Marzyć o przyszłości razem z Grzegorzem, marzyć o szczęściu, które nigdy miało nie mieć końca.
- Ty też lubisz patrzeć jaki one wariują? – Ola wyrosła obok niej jak spod ziemi. – Ja nie wiem, skąd one mają na to tyle siły! Jest tak gorąco... Osobiście wolę się położyć z drugiej strony domu, w cieniu na tarasie... - Ola wzięła butelkę wody i zaczęła iść przez ogromny salon. - Idziesz ze mną?
- Nie, ja wyjdę do nich. Chętnie dołączę i sama pobiegam trochę po ogrodzie.
- Jak chcesz...
To mówiąc Ola odwróciła się i zaszyła na tarasie w północnej części domu.
Ania zaś, uśmiechając się do siebie, wybiegła prosto w słońce południa i zniknęła w przepastnym ogrodzie.
CZYTASZ
Tylko mi zaufaj
Storie d'amoreAnna jako dwudziestolatka została porwana podczas swoich wymarzonych wakacji w Neapolu. Po latach dziewczyna przypadkiem spotyka swojego dawnego wybawcę, prywatnego detektywa który siedem lat wcześniej uwolnił ją z rąk przestępców. Młodzi ludzie na...