Rozdział 31

4 0 0
                                    

Wtorek, 4 września 2018 r.



W niedzielę drugiego września na wieczór, po odespaniu nocy weselnej, Julia i Adam polecieli w swoją podróż poślubną do Tunezji.

Ania i Alex po niedzielnym odpoczynku, spędzili poniedziałek na pakowaniu się.

We wtorek, czekała ich znów długa, ponad szesnastogodzinna podróż. Bilety mieli kupione z przesiadką tym razem w Chicago.

Ania nie chciała, żeby jej rodzice odwozili ich na lotnisko. Bała się, że rozklei się tam publicznie, zacznie szlochać i obie z mamą koniec końców się rozpłaczą. Przez te dwa tygodnie zżyła się na nowo mocno zwłaszcza z mamą i żal jej było ją opuszczać.

Dlatego wolała pożegnać się w domu.

O szesnastej dwadzieścia czasu środkowoeuropejskiego ich Dreamliner wyleciał z Warszawy.

Ania tym razem niemal natychmiast zasnęła. W końcu była spokojna, nie musiała bić się ciągle z myślami i roztrząsać wszystkiego co się działo w jej życiu.

Zasnęła spokojnie, a przez sen na jej twarzy można było dostrzec delikatny uśmiech, spowodowany zapewne obecnością obok niej Alexandra. 

Podróż była długa, lecieli prawie dziesięć godzin, by o dziewiętnastej dziesięć czasu lokalnego wylądować w Chicago.

Ania zawsze chciała zwiedzić to miasto, ale tym razem była to jedynie krótka przesiadka. Już wiedziała jednak, że kiedyś musi tu wrócić. Dodała ten kierunek do swojej listy planowanych podróży.

O dwudziestej pierwszej pięć wylecieli Boeingiem linii United Airlines do Los Angeles.

Do domu.

Tym razem podróż trwała cztery i pół godziny, przez co odejmując różnicę czasu, o dwudziestej trzeciej trzydzieści siedem czasu pacyficznego letniego, wylądowali w końcu na Los Angeles LAX.

Zmęczeni, ale szczęśliwi.

Także Ania, mimo częściowego żalu spowodowanego tęsknotą za rodzicami, cieszyła się że wróciła. Tu był jej dom.

Była piękna ciepła noc, kiedy wyszli z samolotu i dotknęli stopami kalifornijskiej ziemi.

Ten specyficzny klimat nocnego Los Angeles które ich właśnie powitało, to powietrze, ten zaduch, ten gwar, palmy na ulicach... Rozgrzany w dzień asfalt nadal był jeszcze miękki, niebo bezchmurne z widocznym księżycem w pełni, co nadawało tej nocy jasności i blasku.

Tak, tutaj Ania nie miała wątpliwości, że jest u siebie. W Warszawie już tego nie czuła. Tam była gościem.

To tutaj poznała też tego który skradł jej serce. To miasto od kilku lat kojarzyło jej się właśnie z nim...

A teraz on szedł obok niej, wracali razem z jej kraju i chociaż parą jeszcze nie byli, łączyła ich więź, o której nie można było powiedzieć że jest mało istotna.

Nie był to jeszcze związek erotyczny, nie był to związek, w którym snuje się wspólne plany na przyszłość, w ogóle nie był to jeszcze związek w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia, ale był tylko ich, ich wspólny intymny świat, w którym chcieli poznawać siebie nawzajem i zobaczyć co uda im się zbudować.

Dwoje ludzi z przeszłością, po przejściach, z tajemnicami i z deficytem zaufania.

Wychodząc z lotniska zatrzymali się na chwilę, popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się porozumiewawczo.

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz