Rozdział 48

91 0 0
                                    

Ten sam wieczór



Alex najszybciej jak się dało przyjechał na South Bonnie Brae Street i wyskoczył z auta. Jason już na niego czekał, trzymając związanego młodego chłopaka w zaroślach nieopodal domu Sylwii.

Mężczyzna był zaskoczony widokiem jaki zastał.

- Chcesz mi powiedzieć, że to on?

- Osobiście go złapałem na tym jak podrzucał tę kopertę – to mówiąc wręczył Alexowi świstek, który wyjął ze środka. Na białej czystej kartce nadrukowany był tym razem napis:

ODLICZAJ GODZINY

- Co to ma być? Kto ci kazał to podrzucić?! – wrzasnął Alex.

- Stary, może zabierzmy go gdzieś w ustronne miejsce i tam urządzimy mu przesłuchanie?

- Myślę, że tu, w tych krzakach, gdzie go zaciągnąłeś jest wystarczająco ustronnie – wysapał Alexander, patrząc z wściekłością na chłopaka. Gdyby miał teraz zdolności wampira, rozszarpałby mu tętnicę nawet nie zadając pytań. Na jego szczęście Jason był bardziej opanowany od swojego przyjaciela i złapał go za ramię.

- Spokojnie, na to jeszcze przyjdzie czas.

- Gadaj, sam na to wszystko wpadłeś?! To wydaje ci się takie zabawne? – wysyczał mu do ucha, choć niemal ze stuprocentową pewnością mógłby stwierdzić, że chłopak był tylko wynajęty.

- Nie! Nie! Przysięgam, to nie ja! – jakby na potwierdzenie jego myśli zapierał się tamten. – To on mi kazał!...

- Kto?! – wrzasnęli jednocześnie Alex i Jason.

Chłopak cały się trząsł ze strachu.

- Mężczyzna z czarnego motocykla...

Jason z Alexem popatrzyli po sobie.

- Gadaj wszystko co wiesz, albo inaczej porozmawiamy... - Alex doskoczył znów do niego i chwycił go za fraki.

- Spotykaliśmy się nocą przy The Santee Alley, on przyjeżdżał czarnym motocyklem. Nigdy nie widziałem jego twarzy, zawsze miał na głowie kask...

- Jak to „zawsze"? To ile razy kazał ci podrzucać te koperty?

- Teraz raz a wcześniej to z miesiąc temu... Tylko wtedy pod inny adres... Dobrze płacił, ja nie robiłem nic złego, nawet nie zaglądałem do środka...

- Może gdybyś zajrzał, to byś się zastanowił co robisz! – wrzasnął Alex szarpiąc go za koszulkę i podnosząc do góry – Gadaj natychmiast wszystko co zapamiętałeś na temat tamtego kolesia!

- Ja nic więcej nie wiem... Przysięgam! Czarna honda cebeerka, sportowy model, ciuchy motocyklisty... Do tego czarny kask... Nie widziałem nawet jego oczu... Był wysoki, chyba dobrze zbudowany, ale równie dobrze te ciuchy mogły sprawiać takie wrażenie... On się do mnie nawet prawie nie odzywał, dawał mi tylko kopertę i adres...

- Jak cię znalazł?

- Szwendamy się z kumplami po mieście, kluby, dyskoteki... Wracałem kiedyś na przystanek, kiedy zajechał mi drogę i zapytał czy nie chcę sobie zarobić...

- A ty się zgodziłeś.

- Zapytałem najpierw rzecz jasna, ile – chłopak zaczynał odzyskiwać rezon. Mógł mieć maksymalnie dwadzieścia dwa – dwadzieścia cztery lata. Był niski i bardzo szczupły. – Dawał sto dolców za podrzucenie jednej koperty pod wskazany adres. Tylko głupi by nie skorzystał – zarechotał.

Alex nie wytrzymał i przyłożył mu z całej siły pięścią w brzuch. Chłopak aż się zatoczył i stracił na moment oddech. Alex momentalnie doskoczył do niego i jeszcze poprawił.

- Takie to dla ciebie zabawne? – wysapał, podnosząc go z powrotem do góry, tak że tamten ledwo dosięgał stopami do podłoża.

- Ale ja nie wiedziałem co tam jest... - wycharczał chłopak, plując krwią, bo drugi cios dostał w zęby. – myślałem, że to tylko takie żarty...

Alex chciał mu jeszcze raz przyłożyć, ale Jason, który do tej pory tylko się przyglądał, powstrzymał go.

- Spokojnie, bo go zaraz zabijesz. A ja nie lubię zimnego mięska... - to mówiąc patrzył ze spokojem na rozgrywającą się scenę.

Chłopak zaś na niego, jak na wariata.

- Jedyny warunek miał taki, żeby nie dotykać koperty bez rękawiczek... Nie wiedziałem, że robię coś złego, przysięgam... W tych kopertach były groźby? Ktoś zginął?

- Teraz cię to zainteresowało? Jak już przećpałeś kasę co? – warknął Alex.

- Ale ja naprawdę nie wiedziałem... Jesteście z policji?...

- Na twoje nieszczęście nie – powiedział ze spokojem Jason. – Na policję mogłeś iść wcześniej. Teraz już ci nie pomogą.

To mówiąc przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, zamiast tęczówek miał całe jasne gałki oczne z czarnymi wąskimi szparami pośrodku. Uśmiechnął się, ukazując długie białe kły.



***



- Jasna cholera, nie odbiera! – denerwował się Alex, kiedy już wracali i próbował dodzwonić się do Ani.

Wracali jednym samochodem, na drugi zamówili holowanie.

- Uspokój się, pewnie już śpi.

- Jest za wcześnie, ona nie kładzie się o tej godzinie.

- A Julka? Próbowałeś do niej zadzwonić?

- Ona też nie odbiera. Nie wiem nawet, czy nadal jest z Anią...

- Co?

- Widziałem, jak wychodziła, tuż przed tym jak zadzwoniłeś... Coś się stało, Jason cholera tam się coś stało! Po co ja odjeżdżałem spod tego domu! Co ja zrobiłem... Nie powinienem był jej zostawiać!

Alex przyspieszył jeszcze bardziej, przecinając nocne ulice sportowym autem Jasona jak drapieżnik szykujący się do ostatecznej konfrontacji.

- Zabijesz nas... Ja jestem nieśmiertelny, ale myśl o sobie...

Alex puścił tę uwagę mimo uszu, bo cały czas próbował sobie przypomnieć, kto ze znanych mu osób miał taki model motocykla... Gdzieś mu się obił w jakiejś rozmowie... Dźwięczało mu to w głowie, niemal słyszał jak ktoś mu mówi, że lubi szybkie cebeerki, ale rzadko ma okazję jeździć... Na sto procent ktoś o tym wspominał... Tylko kto i kiedy...

Jason i Alex wpadli do mieszkania tego drugiego niemal w biegu. W środku nie było jednak śladu ani po Ani, ani po Julce.

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz