Rozdział 7

14 2 0
                                    


- Boże, jak dobrze, że jeszcze nie wyjechałaś, Julka, tak się cieszę, że zgodziłaś się przyjść!
Zdenerwowana Ewa Wierzbicka otworzyła właśnie drzwi przyjaciółce swojej córki i niemal siłą wciągnęła ją do środka.
- Ona nawet nie chce z nami rozmawiać, odkąd wróciła z Nowego Jorku siedzi tylko u siebie w pokoju! Słyszę, że płacze, ale nic nie chce powiedzieć, nie wiemy nawet z Markiem co się stało... Może tobie uda się do niej dotrzeć, Julcia, jesteś dla niej jak siostra... Ja obawiam się, że stało się coś poważnego między nią a Grzegorzem, a z jej przeżyciami, po jej depresji, boję się, żeby sobie czegoś nie zrobiła...
- Spokojnie, pani Ewo, niech się pani uspokoi, zaraz z nią porozmawiam i wszystko się wyjaśni.
Julka weszła do środka i rozebrawszy się, łagodnym tonem starała się uspokoić zdenerwowaną kobietę, chociaż sama była przerażona, domyślała się bowiem co mogło się stać.
- Nie mów do mnie na „pani", przecież kiedyś mówiłaś już do mnie ciociu...
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- No tak, kompletnie zapomniałam. Tyle się wydarzyło...
- Teraz to wszystko nieważne – Ewa ujęła ją błagalnie za ramię – dotrzyj jakoś do Ani, ona tylko tobie się zwierza, nie proszę żebyś mi coś potem powtarzała, ale spróbuj jej jakoś pomóc...
Julka uśmiechnęła się pocieszająco, chociaż nie wiedziała co zastanie na górze. Anna wprawdzie nie odzywała się do niej od powrotu ze Stanów, czyli od dwóch dni, ale Julia nawet o ten kontakt nie zabiegała, domyślała się czym Wierzbicka jest tam zajęta. Nie zmartwiło jej też, że nie odezwała się po powrocie, pomyślała nawet, że przyjaciółka pewnie tam została, zapomniawszy o bożym świecie. Nie chciała więc jej przeszkadzać, myśląc, że spędza po prostu namiętne chwile z ukochanym. Ale rozpaczliwy telefon od jej mamy dziś rano, postawił ją na nogi. Okazało się, że Ania jest w Polsce, w dodatku wróciła sama, zapłakana, zamknęła się w pokoju i z nikim nie chce rozmawiać.
- Pójdę od razu do niej, miejmy nadzieję, że mi otworzy.
Ewa z nadzieją w oczach odprowadziła wzrokiem wchodzącą po schodach Julkę, modląc się, żeby córka chciała w ogóle otworzyć jej drzwi.

***

Ania słyszała rozmowę toczącą się na dole. Spodziewała się, że jej mama sprowadzi do niej Julię. Zresztą, chyba sama chciała z nią w końcu porozmawiać. Już za długo tu sama siedziała. Musiała to wszystko z siebie w końcu wyrzucić, a Julka znała całą sprawę od początku. Komu więc, jak nie jej, miałaby teraz wypłakać się w rękaw.
Julia nie zdążyła nawet zapukać, kiedy drzwi otworzyły się i zobaczyła swoją przyjaciółkę. Oczy podkrążone, twarz blada, włosy w nieładzie, a cała sylwetka jakby szczuplejsza o pięć kilo. Ale nie wyglądała, jakby płakała.
- Wchodź, słyszałam was na dole. Moja mama wyjątkowo głośno mówi, kiedy jest zdenerwowana – powiedziała odsuwając się na bok i wpuszczając Julkę do środka.
Dziewczyna początkowo oniemiała z wrażenia, najpierw po tym, że tak z łatwością udało jej się nawiązać kontakt z Anią, a potem na widok tego co zobaczyła.
- Boże, kobieto co się z tobą działo, jak ty wyglądasz, co się stało? – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
- Przytul mnie... - Ania zdołała wykrztusić z siebie tylko tyle, zanim się rozpłakała.
Julka patrząc na nią miała ochotę zrobić to samo, ale po prostu zrobiła to o co została poproszona.
- No już, popłacz sobie, jestem tutaj, szkoda, że nie wiedziałam, bo przyniosłabym ze sobą wódkę czy coś... tak chyba robią faceci.
- Nie lubię wódki – wychlipała dziewczyna.
- Wiem... Dla siebie bym przyniosła. Tobie przecież kupiłabym wino – roześmiała się Julia, gładząc ją po plecach i starając się ją rozśmieszyć.
- Jesteś kochana, ale to w niczym nie pomoże.
Oderwała się od niej i usiadła na łóżku.
- Siadaj, rozgość się. Sorry za ten bałagan, nie miałam głowy do sprzątania.
- Przestań chrzanić, powiedz mi, powiedziałaś mu tak?
Spojrzenie przyjaciółki wystarczyło jej za odpowiedź.
- Nie wierzę... to wszystko moja wina! Niepotrzebnie cię namawiałam, ależ ja jestem skończoną idiotką!
- Julka, uspokój się. – Ania spojrzała na nią z powagą i wyjątkowo spokojnym głosem oznajmiła – Siadaj mówię. Jestem dorosła i sama podjęłam tę decyzję. Nawet nie waż się o nic obwiniać.
- No dobra, ale co się potem stało, aż tak się zdenerwował? Zerwał z tobą? Nie chciał cię nawet wysłuchać?
- Wysłuchał mnie. Był nawet wyjątkowo spokojny. A potem wyszedł, mówiąc, że nie chce teraz ze mną rozmawiać, że musi to przemyśleć. I nie wrócił ani nie odezwał się do mnie przez kolejne dwa dni.
- Ale... Jak to? Tak w ogóle?
- W ogóle. Nie odezwał się nawet w moje urodziny... Napisałam mu w końcu, żeby dał znać, że jeśli chce wrócić dopiero jak mnie tam nie będzie, to wyjdę, przenocuję u koleżanki zanim wrócę do Polski. Nawet na to nic nie odpisał! Więc poczekałam do następnego dnia i wróciłam, zaplanowanym lotem do Warszawy. A ten dalej nic! Naprawdę przez chwilę pomyślałam już, że coś mu się stało. Zadzwoniłam do Maxa i okazało się, że jest u niego, cały i zdrowy. To mnie najbardziej dobiło. On po prostu nie chce ze mną rozmawiać.
- Może potrzebuje czasu...
- Chrzanię jego czas! Już wolałabym, żeby zrobił mi awanturę, nawrzeszczał, żebyśmy się pokłócili! A potem, żeby było normalnie... A on mnie ukarał w najgorszy z możliwych sposobów... Ciszą i obojętnością. Nie chcę go znać...
- Aniu... No co ty, nie mów tak, kochacie się, dojdziecie do porozumienia, przecież w końcu kiedyś musicie porozmawiać...
- Tak? Wiesz, kiedy ostatnio rozmawialiśmy? Pierwszego stycznia. A dziś jest siódmy. Do tej pory już dawno mógłby ochłonąć i się odezwać. Ale on nie chce. Więc ja nie mam zamiaru go prosić. To co się stało, nie było warte aż takiej reakcji, nie zasłużyłam na to. Jeśli nie chce przez to już ze mną być, to mógłby mi to przynajmniej powiedzieć. Ale już za późno, nawet jak się teraz odezwie, ja już go nie chcę słuchać.
- Kochanie...
- Nie Julka. Przegiął. Nie dam się tak karać, nie dam się tak traktować. Będzie bolało, ale kiedyś mi przejdzie.
Przeszła przez pokój i stanęła twarzą do okna. To był znak, że powiedziała co ma do powiedzenia i zakończyła temat. Wszelkie próby przemawiania do jej rozsądku skończyłyby się teraz awanturą.
Julia wiedziała, że jej przyjaciółka potrafi być zawzięta. Nie było sensu jej teraz przekonywać, wiedziała, że nie posłucha. Postanowiła zaczekać.
- Powiedz chociaż, co cię skłoniło do wyznania mu prawdy?
Ania odwróciła się od okna i spojrzała na nią.
- W noc sylwestrową powiedziałam Grześkowi, że chcę się do niego przeprowadzić.
- No coś ty? Naprawdę w końcu się zdecydowałaś?
- Teraz to już nie ma znaczenia. Poza tym, mogłabyś mi nie przerywać? Na drugi dzień nastrój był cały czas taki uroczysty, poczułam, że jak mamy zaczynać ten nowy rozdział, to z czystą kartą. No i po prostu mu powiedziałam.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć... I pomyśleć, że sama cię przez chwilę do tego namawiałam.
- To już teraz nie ma znaczenia Julka. Zdałam sobie sprawę, że i tak bym to w końcu zrobiła. Miałaś rację, gryzło mnie to i zjadało od środka. Jak mu powiedziałam, że chcę z nim zamieszkać, to jakby naturalną koleją rzeczy było dla mnie wyznanie tamtej tajemnicy. Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Bez tego nic by nie wyszło z tego naszego wspólnego życia. Ja nie nadaję się do trzymania takich rzeczy w sekrecie. W pewnym sensie mi nawet ulżyło. Grzesiek miał prawo wiedzieć. I rozumiem go, że cierpi... - Julia widziała, że przyjaciółce znów zbiera się na płacz więc doskoczyła do niej i znów ją przytuliła. – Spokojnie, nic mi nie będzie. Naprawdę go rozumiem, wiem, że cierpi, rozumiem, że ciężko mu jest mnie zrozumieć, ale jeśli tak to ma wyglądać, że on się słowem nie odezwie, nawet nie zadzwoni, żeby porozmawiać, to co ja sama mam tu ratować? Na każdą naszą kłótnię w życiu będzie tak reagował? Może on po prostu nie umie być w związku, tyle lat był sam i żył po swojemu...
Julce ciężko było temu zaprzeczyć. Chociaż szukała w myślach jeszcze jakichś argumentów na obronę Grześka, po tym jak Ania jej powiedziała, że nic mu nie jest i siedzi u Maxa, nie znajdowała ich. Nigdy jeszcze chyba nie widziała przyjaciółki tak pogodzonej z losem. Cierpiącej, ale pogodzonej. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Przecież jeszcze tydzień temu dałaby sobie uciąć obie ręce za ich miłość. Nie rozumiała, dlaczego teraz Grzegorz tak się zachowywał. Racja, mógł cierpieć, mógł być zraniony, ale chyba lepiej już porozmawiać, nawet się wykrzyczeć, pokłócić a potem pogodzić niż tak milczeć? To było do niego niepodobne. A może ona w sumie aż tak dobrze go nie znała? Kiedyś obydwie za nim szalały, później Julce przeszło, jej przyjaciółka jednak kochała go przez te wszystkie lata, tego była pewna. Z jej strony to była prawdziwa miłość. I jeszcze do dziś była pewna, że on ją też kocha. A może się myliła? Co, jeśli oni kochali tylko swoje wyobrażenie o sobie i wspomnienia sprzed lat? Dziś są już zupełnie innymi ludźmi, może po tylu latach i wydarzeniach mających miejsce po drodze, nie są w stanie już się dogadać mimo tej tlącej się miłości...
Julka siedziała chwilę w tej ciszy i milczała, zastanawiając się co dalej. Teraz liczyło się tylko to, żeby wyciągnąć Anię z dołka, bo chociaż ta robiła dobrą minę do złej gry, Julia widziała, że cienka linia dzieli ją od tego, żeby zrobiło się z nią krucho.
Nagle ją olśniło.
- Jedź ze mną. – powiedziała to, co do niej Sylwia kiedyś przed laty.
Ania popatrzyła na nią jak na wariatkę.
- Co? Gdzie?
- Jak to gdzie, tam gdzie już pięć lat temu powinnaś. Pojutrze wracam do Los Angeles. Jedź ze mną.
- Julka, ty oszalałaś, przecież ja jutro wracam do pracy... - roześmiała się, zanim przyszło zrozumienie i coś sobie uświadomiła. – Boże, nie wracam... Boże, przecież ja zdążyłam już porozmawiać z Pawłem, oznajmić, że wyprowadzam się do Grześka, co ja mam mu teraz powiedzieć? Jasne, przyjąłby mnie z powrotem, ale taki wstyd...
- To akurat żaden wstyd, ale nieważne! – Julka pokręciła energicznie głową. – Jedź po prostu ze mną, potraktuj to jako urlop. Spotkasz się przy okazji z ciocią, zwiedzisz znów Kalifornię, tak dawno tam nie byłaś... Wiele się zmieniło przez te pięć lat. Poza tym, tam jest pogoda idealna dla ciebie! No nie daj się prosić! Anulka... – Julia już tak podłapała temat, tak się nakręciła, że była nie do zatrzymania - Masz przecież oszczędności, możesz sobie pozwolić na taki wyjazd i miesięczny urlop. Tylko o tyle cię proszę. Nabierzesz dystansu do tego wszystkiego, naładujesz baterie, potem będziesz się zastanawiać, co zrobić dalej.
Anna nadal patrzyła na nią jak na kogoś niespełna rozumu.
- Sama nie wiem... - wykrztusiła w końcu. – Dopiero co podjęłam decyzję o wyprowadzce do Nowego Jorku, ty mi teraz wyskakujesz z LA...
- No i co, to Stany i to Stany! – roześmiała się dziewczyna. – Zastanów się, co masz do stracenia? Oderwij się od tego domu, od tej Warszawy, zobaczysz, będzie fantastycznie! Poznam cię z moimi znajomymi, będziemy imprezować, zwiedzać, zapewnię ci morze atrakcji! Nie będziesz miała czasu rozmyślać czy Grzesiek w końcu zadzwoni, czy nie zadzwoni. Zresztą, nie oglądaj się na niego tylko myśl o sobie, tak samo jak on.
- To jest kompletne wariactwo.
- Nawet jeśli tak, to co w tym złego? Wolisz wariować sama tutaj?
Dziewczyna przeczesała palcami włosy i usiadła.
- Sama nie wiem. Zaskoczyłaś mnie. Ja nie jestem pewna czy taki wyjazd dla mnie na ten moment będzie dobrym pomysłem...
- Ach błagam cię! – Julia nie wytrzymała – Przestań w końcu zamykać się w tym swoim bezpiecznym kokonie! Siedzisz w nim od sześciu lat! Pozwól sobie pomóc...
Dziewczyna nie odpowiedziała więc Julka postanowiła nie naciskać, żeby nie uzyskać efektu odwrotnego do zamierzonego.
- Daj mi dzień do namysłu. Wylatujesz pojutrze. Chyba będą jeszcze bilety?
- Zostaw to mnie. Ty się tylko spakuj. Oczywiście jak się namyślisz...
Julia to mówiąc pocałowała Anię w czoło, zbierając się do wyjścia.
- Co mam powiedzieć twojej mamie?
- Że będę żyć. Albo nic jej nie mów. Sama z nią porozmawiam, ona tam najbardziej umiera z niepokoju, a ja zachowuję się jak Grzesiek, nie odzywając się i trzymając ją w niepewności. Zaraz z nią pogadam i powiem coś oględnego, bez wdawania się w szczegóły. Póki co nie zamierzam jej mówić całej prawdy, mam na razie dość oceniania mnie i moich decyzji z przeszłości.
Dziewczyny pożegnały się, po czym Julka wyszła. Ania miała już iść na dół do rodziców, ale przedtem wyszła jeszcze na taras i wyciągnęła papierosy. Och, od jak dawna już tego nie robiła? Od dwóch lat? Nie, chyba dłużej. Obiecywała sobie nie wrócić do nałogu, w który wpadła po uwolnieniu z rąk porywaczy. Ale kiedy przychodziły chwile takie jak ta, chęć sięgnięcia po papierosa okazywała się silniejsza.
Popatrzyła raz jeszcze na telefon. Weszła w kontakty i odnalazła numer do Grzegorza. Uśmiechnęła się smutno, patrząc na przypisane do kontaktu jego zdjęcie. Miała ogromną ochotę spróbować znów nacisnąć przycisk „połącz".
Zamiast tego dotknęła kolejno tylko dwóch komend. „Edycja" i „Usuń kontakt".

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz